poniedziałek, 8 października 2012

Odszedłeś, ale proszę, wróć! cz.15



 Wiem, jestem głupia, CO Z TEGO? -_- bliźniaki byli w Dojczu, oceniają jakieś pseudo gwiazdki, mi nie chce się pisać, olałam dzisiaj szkołę, żeby dokończyć odcinek, nie chce mi się rano wstawać, muszę podrobić podpis taty i... co jeszcze? Ach tak... jestem do niczego, nikt nie chce tego komentować, to jest w ogóle głupie, przeszłam na dietę, bo jestem gruba, mama nie chce mi skołować psa, Rosalie mnie denerwuje, czytam jakieś yaoi, które nie ma końca, ale nie mogę się od niego oderwać, zakochałam się w Billu, a mianowicie w jego zaroście *_* moja najlepsza przyjaciółka chodzi do szkoły 100 km ode mnie :(
Ale nie, dobra, tak sobie tylko narzekam, żeby było miło i fajnie... -_- eeeeeeehhhhh
Cóż, odcinek średnio mi się podoba, bardziej chyba końcówka, bo początek jest sucks -_-
Dziękuję za uwagę! Miłego czytania :)
Wasza, Suns :)


            Pół godziny później, do pokoju wpadła gromada nieokrzesanych gwiazd pseudo-rocka (czyt. oba zespoły). Akurat byłam w połowie śpiewania drugiej zwrotki, kiedy huk uderzania drzwi o ścianę, skutecznie odwrócił moją uwagę od grającego Toma. Ten również przerwał i spojrzał się w ich stronę.
            -…to był ostatni raz, powtarzam OSTATNI! Żebyście to sobie zapamiętali! Idioci!- Emily zła jak osa wparowała do pokoju i przysiadła się na skraju łóżka. Za nią, jak na ścięcie, szli pozostali. Jedynie Bill wyglądając na zadowolonego wcinał jabłko. Widząc pytające spojrzenie brata, momentalnie przełknął to, co miał w ustach i zaśmiał się.
            -Nie chcesz wiedzieć…
            -Ale ja chcę. Emily?- Spojrzałam na kuzynkę oczekując wyjaśnień. Ta wstała ze swojego miejsca i zaczęła krążyć po pokoju w tą i z powrotem.
            -Wyobraź sobie, że ci idioci,- tu wskazała na Treya i Ronniego- postanowili sobie trochę pożartować i, tutaj się mocno skup, najpierw pozamawiali po trzy pizze pod siedem wymyślonych adresów, potem podchodzili do przypadkowych dziewczyn i pytali się im, gdzie w tym mieście można znaleźć klinikę zajmującą się leczeniem AIDS i w tym momencie wyobraź sobie miny tych dziewczyn, które okazały się naszymi fankami, a na koniec, kiedy przechodziliśmy koło jakiegoś małego sklepu, weszli tam i krzyknęli, że to napad! Myślałam, że sprzedawczyni zaraz padnie na zawał, a mi było tak głupio, jak chyba jeszcze nigdy…
            -Przecież przeprosiliśmy…
            -ZAMILCZ!- ryknęła na Treya.- W dodatku jakiś paparazzo zrobił nam zdjęcie.- Zasłoniła ręką oczy, a drugą podparła się o biodro. Zaczerpnęła głęboko powietrza i uspokoiła trochę nadszarpnięte nerwy.- W normalnych warunkach, byłoby to śmieszne, w końcu należy się nam trochę rozrywki po ciężkiej pracy, ale te fotki… Riche nas zabije…
            -Wiesz,- Bill wyrzucił ogryzek do kosza i oparł się o ścianę- nie raz zrobili nam już zdjęcia, kiedy byliśmy gdzieś razem. A to, że tym razem chłopaki trochę się powygłupiali, mogą odebrać jako coś fajnego, pozytywnego dla opinii zespołu. W końcu fani oczekują, że ich idole będą normalni. Nie chcą, aby woda sodowa uderzyła im do głów, a takie sytuacje na pewno potraktują jako zapewnienie, że wszystko jest w porządku, że nie muszą się o nic obawiać, że wciąż jesteście tymi samymi osobami, co kilka lat temu.
            -Łał, Bill, mądre słowa.- Georg założył ręce na piersi i oparł się o fotel.
            -Ja potrafię jeszcze powiedzieć coś mądrego. Gorzej z tobą.- Czarnowłosy wytknął mu język, na co basista jedynie uśmiechnął się lekko.
            Westchnęłam wbijając wzrok w zeszyt. Skończyła się chwila spokoju. A tak chciałam spędzić jeszcze trochę czasu z Tomem sam na sam. Między nami zaczęło się nareszcie jakoś układać. W czasie ćwiczenia piosenki, rozmawialiśmy na neutralne tematy i w jakimś stopniu poznawaliśmy się jeszcze lepiej. Zbliżaliśmy się do siebie z każdym dniem, a obecnie byliśmy na takim etapie, że żaden z nas nie był pewny, czy to, czemu ewentualnie dalibyśmy możliwość zaistnienia, przetrwałoby choćby miesiąc. Ciągnęło nas do siebie, było to ewidentnie widać, lecz czy to było to? Na świecie jest miliard ludzi i skąd pewność, że akurat to my mielibyśmy dać sobie szczęście? Skąd pewność, że praca, obowiązki służbowe i praktyczny brak wolnego czasu nie przyćmią naszej relacji, uczucia, któremu pozwolilibyśmy wedrzeć się do naszych serc? Tu był pies pogrzebany, bo aby jakikolwiek związek mógł istnieć, potrzeba ogromnego zaangażowania z obu stron. Wiele cierpliwości i przede wszystkim, miłości. Tylko, czy ona w nas jest…?
            -A jak tam z piosenką?- Bill przerwał moje rozmyślania i z zainteresowaniem przemieścił się obok swojego bliźniaka. Wzruszyłam ramionami.
            -Jakoś poszło.
            -Masz już całą?- Pochwycił w ręce leżący na łóżku zeszyt i przejechał po tekście wzrokiem.
            -W sumie to tak, ale trzeba jeszcze nanieść poprawki.
            -Zaśpiewaj.- Spojrzałam na niego jak na kretyna i popukałam się w czoło.- Dlaczego nie?
            -A dlaczego tak?
            -Przecież to tylko… Tom?- Niepewnie przeniósł spojrzenie z czytanego tekstu na bliźniaka.- Dlaczego tutaj jest twoje imię?
            Warkocz parsknął śmiechem i wzruszył ramionami. Momentalnie poczułam na sobie czyjś wzrok. Obejrzałam się za siebie i natrafiłam na Emily, której mina nic mi nie mówiła.
            -Co się wydarzyło między wami, kiedy nas nie było?- zaczęła po polsku. Chłopaki spojrzeli na nią dziwnie, nie rozumiejąc ani słowa. Przygryzłam wargę.
            -To co wczoraj…
            -Całowaliście się?!- wykrzyknęła rozszerzając oczy ze zdumienia. Skinęłam głową.- A… jesteście razem?- Na moment jej wzrok powędrował do warkocza i na powrót na mnie. Westchnęłam ciężko.
            -Nie. On… chyba chce, ale ja nie jestem pewna, czy to dobry pomysł…
            -Ja ci zaraz zdzielę, zobaczysz!- Pogroziła mi palcem przed nosem.
            -O czym wy gadacie?- Zainteresował się Georg, którego nasza wymiana zdań chyba bardziej zaciekawiła niż jakiś program motoryzacyjny lecący w telewizji.
            -One tak zawsze.- Trey spojrzał na nas wrogo.- Wiedzą, że nikt z nas nie umie nic po polsku, więc jak mówią o czymś ważnym i nie chcą, żeby ktokolwiek wiedział o czym, automatycznie zmieniają język. Czasami jest to strasznie irytujące…
            -Czas się trochę poedukować, kochanie, a nie siedzisz dupskiem na kanapie i nic nie robisz cały dzień.- Wytknęłam mu język i ponownie zwróciłam się do blondynki, całkowicie ignorując oburzenie perkusisty.- O czym to my…- Podrapałam się wskazującym palcem po nosie- Ach, tak! No bo zobacz, Em. Zostały nam dwa koncerty, impreza bliźniaków i koniec, rozumiesz. Nasze kontakty ograniczą się do czysto zawodowych, zaczną się prace nad krążkiem, oni też z resztą wydają w październiku płytę, przyjdzie czas na trasę i już zupełnie nie będziemy mieli dla siebie czasu.
            -I już do końca życia chcesz być sama?- Emily spojrzała na mnie spod byka.
            -Nie. Przecież kiedyś trafię na tego odpowiedniego, tak?
            -Ale nie rozumiesz, że to „kiedyś” jest teraz, a tą odpowiednią osobą jest właśnie Tom?!
            -Co ja?- Warkocz przerwał rozmowę z bliźniakiem słysząc swoje imię.
            -Nic ty.- odpowiedziałam szybko, nie zastanawiając się nad zmianą języka.
            -Co?
            -Co, co?- Uniosłam do góry brew, nie rozumiejąc, o co mu chodzi.
            -Co ty do mnie przed chwila powiedziałaś?
            -Yyy…- Patrzałam się na niego jak na idiotę i dopiero, kiedy Em wyjaśniła mi moją gafę, walnęłam się z otwartej ręki w czoło.- Przepraszam, zapomniałam przejść na niemiecki.- Wyszczerzyłam się do niego.- Nie mówiłyśmy o tobie.
            -Taa, a ja jestem Matka Teresa z Kalifornii.
            -A nie z Kalkuty?- Em spojrzała się na niego dziwnie.
            -Ta z Kalifornii jest ładniejsza.- Parsknęłam śmiechem, lecz po chwili walnęłam go lekko w ramię.
            -Bo poczuję się zazdrosna!
            -Z tobą nawet największa hot blondyna z ogromnymi balonami nie miałaby szans.- Mrugnął do mnie porozumiewawczo i uśmiechnął się zadziornie. Jakoś cieplej mi się na sercu zrobiło, kiedy to usłyszałam. Może nie było szczytem moich marzeń być porównaną z jakąś hot blondyną, ale każdy komplement z ust Toma przyjemnie łechtał moje ego. Miło było mieć świadomość, że jestem w jego oczach ładna, a fakt, że niedawno udowodnił mi to, przyprawiał mnie o szybsze bicie serca.
            -Przestań…- mruknęłam pod nosem czerwieniąc się. Tom pocałował mnie delikatnie w policzek i na powrót zajął się omawianiem czegoś z Billem.
            -Widzisz! On cię naprawdę lubi! Ten całus był taki słodki!- zapiszczała Emily w jej ojczystym języku. Przygryzłam nerwowo wargę.
            -Słodki czy nie, to i tak nie wypali…
            -Ale tydzień temu mówiłaś co innego!
            -Właśnie, tydzień temu. Przemyślałam sobie to i owo i doszłam do wniosku, że jednak wolałabym się na jakiś czas wstrzymać…
            -Złamiesz mu serce…
            -Nie złamię. Nie kocha mnie, więc nie mam co do niego jakichkolwiek zobowiązań.
            -Ale…
            Nagle w pokoju rozległ się dźwięk telefonu. Charakterystyczna melodia mogła wskazywać jedynie na mój. Ze skwaszoną miną wyjęłam urządzenie z kieszeni i w jednej chwili cała się rozpromieniłam. Mama.
            -Cześć mamo!
            -Cześć córuś! Jak ci idzie na trasie?- Mama widocznie była w dobrym humorze.
            -Ah, jakoś idzie, chociaż nie mogę się doczekać, kiedy wrócę do domu.
            -A przyjedziesz nas odwiedzić?
            -No przecież powiedziałam, że chcę już wrócić do domu. Do Polski. Tęsknię za wami.- Ściszyłam nieco głos. Objęłam się ramionami i podciągnęłam nogi pod brodę.
            -My też za tobą tęsknimy, Rose.- Mama westchnęła- Kiedy wracacie?
            -Za jakiś tydzień powinnyśmy już być. Jeszcze koledzy z drugiego zespołu mają urodziny, więc postanowiłyśmy z Em zostać te kilka dni dłużej. Potem na pewno przyjedziemy na dwa czy trzy tygodnie, o ile Riche naciągnie nam terminarz. Znowu zaczynamy pracę nad płytą.- Westchnęłam przeciągle i zerknęłam w stronę Toma. Śmiał się z czegoś, co Bill mu powiedział i przejeżdżał co chwilę palcami po strunach gitary.
            -Powinnam Richemu porządnie skopać tyłek. Za bardzo was męczy…
            -Nie, mamo. On tylko chce, żebyśmy utrzymali się na listach. Na nasze nieszczęście takie zapełnienie harmonogramów jest konieczne, abyśmy mogli się rozwijać jako zespół. Już i tak ostatnio za dużo się obijamy. Teraz też mamy dzień wolnego, bo autobus nam padł.
            -A jak się spędza czas z tym drugim zespołem? Chłopcy są mili? Ten, co ostatnio go słyszałam też tam jest?
            Ukradkowo zerknęłam na warkocza.
            -Tak, też tu jest. Układaliśmy dzisiaj razem piosenkę. Jakoś się dogadujemy.
            -A…- zawahała się.- Nie masz już koszmarów w nocy? Znaczy się, nowe otoczenie, nowi ludzie. Wszystko… w porządku?
            -Tak, mamo. Od długiego czasu nie miałam żadnych koszmarów, a chłopaki… przyzwyczaiłam się do nich. Są naprawdę fajni.
            -To dobrze, skarbie.- Wyraźnie odetchnęła z ulgą.- Pamiętasz o tej imprezie klasowej?
            Momentalnie rozszerzyłam oczy i walnęłam się dłonią w czoło.
            -Zapomniałam…
            -To masz szczęście, córuś. Przełożyli ją na za dwa tygodnie. Mam nadzieję, że przyjedziesz?
            -Wtedy będę już w domu.- mruknęłam niechętnie
            -No widzisz?! Więc musisz się tam pojawić!
            -Ale ja nie chcę…- jęknęłam do słuchawki aż Em dziwnie na mnie spojrzała. Na szczęście chłopaki nic nie rozumieli.
            -Tchórzysz?- Podpuszczała mnie.
            -Nie! Ja… po prostu nie mam z kim iść…- Mój wzrok automatycznie powędrował w stronę Toma.
            -Jak nie masz z kim iść?!- Emily klasnęła w dłonie.- Przecież mogłabyś pójść z Tomem!
            Chłopak spojrzał na nią dziwnie, nic nie rozumiejąc. Blondynka machnęła jedynie na niego ręką i wyrwała mi z ręki telefon.
            -Ciocia? Cześć, tu Emily! Obiecuję, że Rosalie na pewno pojawi się na zjeździe!- Zignorowała moje mordercze spojrzenie i kopnęła mnie w udo, próbując odsunąć się od moich wyciągniętych rąk. Syknęłam z bólu. Podniosłam się na kolana i rzuciłam się na nią, prawie zwalając na ziemię.
            -Ał! Co ty robisz?!- Złapała dłonią moją twarz i starała się oddalić na bezpieczną odległość.- Co…? Nie, Rose się wkurzyła i chce mnie pobić.
            -Nie słuchaj jej, mamo!- krzyknęłam, mając nadzieję, że dotrze to do jej uszu.- Oddawaj!
            -Nie! Odwal się! Ciocia, słuchaj… nie no, słuchaj… Rose na pewno się pojawi z Tomem! Co…? Nie, to gitarzysta tego drugiego zespołu. Rosalie się w nim zakochała.
            -NIE! To nie prawda!- krzyknęłam jeszcze głośniej, uderzając Em pięścią w ramię. Ta jedynie spojrzała na mnie ze złością.
            -Tak, on też ją kocha, ale oboje nie chcą się do tego przyznać. Co…? Nie! Nie spali ze sobą!- Szczęka opadła mi do podłogi. Jak moja własna matka mogła posądzić mnie o coś takiego?!
            -Oddawaj!
            -Nie! Toooom, nimm sie!- jęknęła, kiedy wbiłam palec między jej żebra. Niestety, nie mogłam więcej zdziałać, gdyż już po kilku sekundach na mojej talii poczułam czyjeś dłonie, które skutecznie oddaliły mnie od Emily. Nad uchem usłyszałam cichy chichot.
            -Puszczaj mnie, słyszysz! Puszczaj! Musze ją zabić, nim…!
            -Daj spokój.- wyszeptał i delikatnie musnął moją skroń. Nagle moja ręce przestały szarpać go za dłonie i opadły bezwiednie. Widziałam zwycięski wyraz twarzy na, prawie leżącej na ziemi, twarzy blondynki.- A teraz powiedz mi, dlaczego znowu o mnie rozmawiałyście?
            -Nie twój interes.- syknęłam zła na siebie, że tak łatwo się poddałam.
            -Skoro chodziło o mnie, to jednak jest mój interes, złośnico.
            -Tom, puszczaj mnie!
            -A co, jeśli powiem nie?
            -Igrasz z ogniem.- zagroziłam mu na powrót łapiąc jego dłonie i próbując się uwolnić.
            -A może lubię?- Zaśmiał się wesoło.- Rose, przestań. Nie zachowuj się jak małolata i powiedz mi, o co chodzi.
            -Nie.- Uparłam się i boleśnie wbiłam mu paznokcie w skórę. Syknął, ale mnie nie puścił.
            -Załatwione!- Emily klasnęła w ręce i rzuciła mi pod nogi telefon- Za dwa tygodnie idziecie razem na imprezę.- Wskazała palcem mnie i Toma.
            -O nie…- jęknęłam zakrywając twarz dłońmi.
            -Na imprezę?- Tom był wyraźnie zdezorientowany.- Na jaką imprezę?
            -Na żadną!- powiedziałam szybko i zmroziłam Em spojrzeniem typu: „Jak coś mu powiesz, to nie dożyjesz jutra!”. Ona widocznie nic sobie z tego nie zrobiła, bo jedynie uśmiechnęła się przebiegle.
            -Rosalie ma za dwa tygodnie zjazd absolwentów.- Założyła ręce na piersi i spojrzała na mnie zwycięsko.
            -Zjazd… absolwentów?- Tom nie do końca będąc pewnym czy to żart, czy blondyna mówi poważnie, poluzował uścisk wokół mojej talii.
            -Nie słuchaj jej! Ona żartuje!- Wyrwałam się spomiędzy jego rąk i odwróciłam się do niego przodem. Złapałam go za ramiona i potrząsnęłam lekko.- Nie ma żadnego zjazdu, słyszysz?! Nie wierz jej!
            Byłam coraz bardziej zrozpaczona. Nie dość, że nie miałam najmniejszej ochoty iść na tą głupią imprezę, to w dodatku Emily z mamą próbują zaciągnąć mnie tam razem z Tomem! Przecież my nie możemy tam iść! Nie razem! Nie jesteśmy parą, żeby pokazywać się w takich okolicznościach! A gdybym powiedziała byłym kolegom z klasy, że to tylko mój przyjaciel, wyśmialiby mnie!
            Tom widocznie zainteresował się słowami mojej kuzynki, bo z radosnym uśmiechem na ustach odsunął mnie od siebie i zwrócił się do Emily.
            -A kiedy ten zjazd jest?
            -Trzeciego września.
            -I mam tam jechać jako osoba towarzysząca?- Wyszczerzył się do niej, a kiedy uzyskał potwierdzenie, spojrzał na mnie złośliwie.- Będziemy się świetnie bawić…
            -NIE! Nie zgadzam się! Ja nigdzie nie jadę i ty- wskazałam na warkocza- też nigdzie nie jedziesz!- Chłopak złapał mnie za nadgarstek i przysunął do siebie. Wstrzymałam oddech, kiedy jego twarz znalazła się tak blisko mojej.
            -Zmuś mnie.- szepnął zmysłowym głosem, aż zaparło mi dech w piersiach.
            I w tym momencie poległam. A Emily się ze mnie śmiała. A Trey stał się bardziej markotny, czego nie rozumiałam.
***
            Krzyki. Wszędzie głośne krzyki i ogromna wrzawa. Słyszałam bicie własnego serca, a oddychanie nigdy nie było tak ciężkie. Po obu stronach czułam ciepło innych osób, a moje dłonie zaciskały się na ich dłoniach. Splataliśmy palce, wspierając się nawzajem, chociaż czułam, że i tak moje oczy robią się nieprzyjemnie mokre. Pociągnęłam nosem i otarłam policzki wierzchem dłoni, co nie uszło uwadze innym. Riche podszedł do mnie z uśmiechem i dokładnie osuszył moją skórę chusteczką. Przejechał też delikatnie pod oczami, aby zebrać rozmazany makijaż. Po wszystkim objął mnie ciepło i wyszeptał do ucha, jak bardzo jest z nas wszystkich dumny. Puściłam bezpieczne dłonie na chwilę, aby odwzajemnić uścisk, lecz po kilku sekundach znowu czułam ich ciepło. Jeszcze tylko kilka minut. Ostatnie chwile możemy być tak blisko siebie i żadne z nas nie chciało ich marnować. Wszyscy czuliśmy prąd przechodzący od początku łańcucha do samego końca. Łańcucha z naszych dłoni splecionych ze sobą i cieszących się ostatnimi momentami. Ostatnim odliczaniem. Ostatnim koncertem…

            -But you don’t hear...
            Still I'm burning, I'm burning
            and will always miss you...

            Bill objął mnie ramieniem i opuścił mikrofon uśmiechając się tak szeroko, jak tylko mógł. Pierwszy raz śpiewał ze mną tą piosenkę i szczerze mówiąc, wyszła mu świetnie! W prawdzie od samego początku koncertu postanowiliśmy olać cały harmonogram i ustalony szyk utworów i śpiewaliśmy jak i kiedy chcieliśmy. To dlatego Bill wykonał teraz ze mną Burning song i wcześniejszy utwór, a ja dołączyłam się do niego w Rette mich i Reden.
            Zaśmiałam się w głos, kiedy czarnowłosy zbiegł ze sceny, a ja zostałam sama. Przed sobą widziałam niekończącą się halę wypełnioną po brzegi krzyczącymi i wymachującymi czym się da ludźmi.
            -Heeeej!- krzyknęłam do mikrofonu, a wrzawa stała się jeszcze głośniejsza.- O mój Boże, jak was tu dzisiaj dużo!- Do moich uszu dobiegł jeszcze większy pisk. Parsknęłam śmiechem.- Ludzie z ekipy mnie za to zabiją, ale mam nadzieję, że robię to w słusznej sprawie…- zaczęłam siadając na schodkach do wybiegu sceny.- Kiedy zaczęliśmy tą trasę, nigdy nie pomyślałabym, że przez dwa miesiące człowiek może się aż tak bardzo zmienić. Kiedy zaczynaliśmy tą trasę, byłam sceptycznie nastawiona do tego wszystkiego, do wyjazdu, do koncertów, do ludzi… Zaczynając tą trasę, myślałam sobie: „Okej, to tylko dwa miesiące, dasz radę, a potem wszystko wróci do normy”. Nie macie pojęcia, jak bardzo mylne były moje myśli.- Zignorowałam męski głos w słuchawce, mówiący mi, że mam natychmiast zejść ze sceny i wyjęłam ją z ucha.- Na tej trasie poznałam jednych z najwspanialszych ludzi, jakich kiedykolwiek spotkałam. Uwierzcie mi lub nie, ale jestem przekonana, że tych chwil nigdy nie zapomnę. Oni stali się dla mnie jak rodzina, zrozumieli mnie, poznali moje tajemnice. Z nimi przeżyłam jedne z najwspanialszych chwil mojego życia. I chciałbym im w tym momencie, na zakończenie tej wspólnej trasy z całego serca podziękować… Bill, Tom, Gustav i Georg...- Przymknęłam oczy-…dziękuję.- wyszeptałam. Wzięłam głęboki oddech i nie przedłużając ani chwili dłużej, na powrót założyłam słuchawkę do ucha i zerwałam się z miejsca.- A teraz, drodzy fani, czy chcielibyście usłyszeć naszą nową, całkiem świeżą i jeszcze nie do końca zaakceptowaną przez wytwórnię piosenkę?!- Odpowiedział mi ogłuszający wrzask, który wzięłam za potwierdzenie. Zaśmiałam się pod nosem.- Tak więc, przywitajmy gorąco… Thomasa!- Machnęłam ręką w stronę wchodzącego na scenę gitarzysty.- Jak i również… Małego!- Zaśmiałam się w głos, kiedy zobaczyłam, jak Trey grozi mi pałeczkami od perkusji. Tom doszedł do mnie z gitarą elektryczną i dał mi kuksańca w bok. Zachwiałam się, ale na szczęście nie upadłam, tylko walnęłam chłopaka w ramię.- Dobra, ludzie, jesteście gotowi?- zwróciłam się do publiczności, która szalała jak jeszcze nigdy.- Chyba nie usłyszałam. Czy jesteście gotowi?!- krzyknęłam już trochę głośniej i znowu doszły do mnie szaleńcze piski.- Pytam się po raz ostatni. CZY JESTEŚCIE GOTOWI?!- Przysięgam, że takiego wrzasku jeszcze nigdy nie słyszałam. Mimo, że miałam zatkane uszy, dość dogłębnie poczułam gotowość publiki.- Dobrze więc. Oto White Army.
            Po hali rozniosły się rytmiczne uderzenia perkusji. Trwało to dość długo i w tym czasie również Tom dokładał co chwilę dźwięki gitary. Kiedy nadszedł odpowiedni moment i jedynie Trey nadawał rytm, przytknęłam mikrofon do ust.

            -We have a dream, we not giv’ in
            We can win, we can win, we can win our lifes
            You have a strenght- you’re a hurricane
            You’re the one, you’re the one, you’re the one who win

            W tym momencie do perkusji dołączyła gitara, a tłumy zaczęły wprost szaleć.

            - Try the impossible, it’s just incredible
            Three milions friends around
            Our nightmare’s real, we want the victory.
            The heroes commin’ now!

            Zza kulis wyszedł Ronnie, który grał drugi dźwięk do gitary Toma, oraz Emily ze swoim basem. Przez myśl przeszło mi jak szybko i łatwo nauczyli się linii melodycznej. Może z drugiej strony przez to, że Tom ułożył już tą przewodnią?

            -Oh, you can win, you can win the games
            Oh, if you want be the champions
            On your way you will see
            But now it’s more than fantasy.
            Oh, you got it, bring your friend,
            For your life.
            Now, you can win, if you wanna prizes,
            Now, if you wanna alives.
            So come and take a chance,
            For the sky hold your hands.
            Rise your voice throuh the night.
            Again, again, again.
            White Army!
            Whoh!
           
            Podobała się. Naprawdę fanom podobała się piosenka! Przez cały czas, kiedy śpiewałam, nie mogłam opanować uśmiechu. W pewnym momencie tak zapatrzyłam się na grającego Toma, że prawie spadłam ze sceny. Po tym podeszłam do niego i pogroziłam mu palcem, na co ten zaśmiał się kręcąc głową i wytknął mi język. W ramach zemsty pchnęłam go biodrem i na chwilę zgubił rytm, ale kiedy tylko pobiegłam na środek sceny, usłyszałam, że wszystko wróciło do normy. Najlepsze w tym wszystkim było to, że każdy z nas leciał na spontana. Nie mieliśmy wcześniej żadnej próby, jedynie indywidualne ćwiczenia na gitarach a Treyowi jedynie powiedziałam, jak mniej-więcej to ma wyglądać. Każdy dostosowywał się do mojego śpiewu, a i ja nie do końca wiedziałam, jak ułatwić im zadanie i przewidzieć ich kolejny ruch. I jak widać, jesteśmy urodzonymi muzykami, skoro pierwszy raz gramy piosenkę, bez jakiegokolwiek przygotowania, a i tak wychodzi nam świetnie.
            Kiedy skończyłam śpiewać drugi raz refren, wszystkie gitary ucichły, a jedynie bit perkusji zdradzał, że to nie koniec utworu. Pobiegłam na koniec wybiegu sceny i machałam w powietrzu zaciśniętą pięścią do rytmu. Po kilku sekundach ktoś szarpnął za struny, a już chwilę później Emily zagrywała na basie. Stojąc cały czas odwróconą tyłem do sceny nie wiedziałam, dlaczego tłum nagle zaczął przeraźliwie krzyczeć. Chociaż domyślałam się, to i tak ostatnie wątpliwości rozwiał głos Toma dobiegający z głośników.

            -We are your leaders, we are no problems
            That’s no only thing, you must goin’ in.
            Our black and white, lightning through the night
            Many words, many death, many lie, any breath.

            -Whoh!- krzyknęłam do mikrofonu, kiedy Tom nabierał powietrza do płuc. Odwróciłam się w stronę sceny i zachwiałam się na widok stojącego tuż przede mną warkocza. Uśmiechał się rozbawiony.
           
            -Rocking Nation, taking all control
            New generation, that’s new World.
            Breaking the rules, but’s our pact
            I’m a couple bands down and I’m tryna get back
            I lost a flip for five stacks, hold up.
            Now I scream big Fuck death friends
            Fire burnin’ alover me, flame bends
            So my guy’s lookin’ like Millionaires’ Row
            They should throw the hand in on the air
            Life’s a game but it’s not fair
            Anybody knows we have super power
            To everybody on your dick, no slower.
            I’m gonna buy yor people unfaithful
            Now you know how we feel, huh?
            Only good gon’ comes, only our army is goods

            Cała hala bujała się w rytm. Tom w tym czasie zachowywał się jak prawdziwy raper, a ja, jako że w tym czasie nie miałam zbyt wiele do śpiewania, śmiałam się z jego ruchów, mimo, że sama poruszałam się w podobny sposób.
            Warkocz podszedł do mnie i stanął dokładnie naprzeciwko. Jedną ręką złapał mnie za podbródek, a drugą cały czas trzymał mikrofon przy ustach.

            -You’re cannot stop us, cannot break us.
            Lock in my eyes, feel sparks of stormy
            You know now, you scare now
            It’s the White Army!

            Momentalnie oboje odwróciliśmy się w stronę publiczności. Ze wszą dochodziła do nas niesamowita energia, aż po prostu chciało się stać na tej scenie i śpiewać do utraty tchu. Wykonałam jeszcze ostatni refren i stanęłam z Tomem plecami do siebie. Założyliśmy ręce na piersiach i spojrzeliśmy przed siebie, wzdłuż hali.
            -It’s the White Army!- zaśpiewaliśmy równocześnie i po chwili cali szczęśliwi objęliśmy się w przyjacielskim uścisku. Pomachałam jeszcze do fanów i pobiegłam za kulisy. Za mną zeszli jeszcze pozostali Stumm, a ich miejsca zastąpili Tokio-hotelowcy.
            -Świetnie wyszło! Masakra… nadal nie wierzę, jak żeśmy tego dokonali?!
            Sięgnęłam po butelkę wody i wypiłam solidnego łyka. Białym ręcznikiem otarłam kropelki potu z czoła. Byłam mocno zmęczona ale mimo wszystko szczęśliwa. To był najlepszy koncert jaki kiedykolwiek graliśmy!
            -Cóż, myślę, że po prostu jesteśmy tak zajebiści, że nic nie jest dla nas wyzwaniem.- stwierdziła mądrze Em.
            Zaśmiałam się i opadłam na krzesło stojące nieopodal. Wyjęłam z ucha słuchawkę i rozmasowałam je sobie delikatnie. To cholerstwo było strasznie niewygodne! Na scenie chłopaki na nowo rozkręcali publiczność, grając jedną z nowych piosenek na album. Cóż, dzisiejszego wieczoru daliśmy naprawdę niezapomniane show. Nie jeden fan oddałby wszystko, aby usłyszeć aż dwie premierowe piosenki, a my tak po prostu zagraliśmy je, bo tak się nam podobało. Zachichotałam.
            -Cóż, skoro to już koniec, czy nie sądzicie, że powinniśmy jakoś godnie zakończyć cały koncert?- Spojrzałam rozbawiona na chłopaków a zaraz potem na członków ekipy, którzy wpatrywali się we mnie nieufnie. Oni nigdy się nie nauczą, że jak coś wpadnie mi do głowy, to mi tego nie wyperswadują?- pomyślałam uśmiechając się do nich przyjaźni na co od razu szef powiedział coś do jakiegoś chłopaka, a ten pobiegł w stronę jakiś drzwi. Mężczyzna spiorunował mnie wzrokiem i przejechał palcem po szyi, dając mi jasno do zrozumienia, że tym razem mi się oberwie. Parsknęłam śmiechem.
            -Masz coś konkretnego na myśli?- Podłapał Trey i skrzyżował ręce na piersi z szatańskim uśmiechem. Kiwnęłam potakująco głową.

            No cóż, można by powiedzieć, że w jakimś stopniu się nam udało, bo gdy wszyscy wyszliśmy na scenę, aby zagrać mashup piosenki naszej i Tokio Hotel, a w pewnym momencie Ronnie rzucił się w publiczność, tak w słuchawkach każdy z nas usłyszał gniewny głos. A potem nie mogliśmy opanować śmiechu. A potem przestaliśmy śpiewać, bo Bill mnie pchnął, a ja złapałam go za rękaw i oboje wylądowaliśmy na podłodze. A potem chłopaki przestali grać, bo zaczęły im lecieć łzy ze śmiechu. A na końcu wszyscy stanęliśmy w rządku, złapaliśmy się za ręce i zaczęliśmy skakać jak popieprzeni. Tak, to był na pewno udany koncert. I co z tego, że później dostało nam się od Richego i Josta? Najważniejsze było to, że byliśmy tam razem. Po raz ostatni czuliśmy się rodziną. Po raz ostatni stworzyliśmy niezapomniane wspomnienia. Po raz ostatni razem…


If I could shrink it down and put it in your hands
We made it hurt so much, I can't forget the past
Just tell me what to say, show me what to do
Then I could forgive me and I would forgive you* 


* "A Day To Be Alone" wyk. One Less Reason http://www.youtube.com/watch?v=J8CMso4giuM

4 komentarze:

  1. JA będę czytać :D gg. 525568, jutro postaram się wszystko nadrobić ;) Pozdrawiam i nie jęcz bo, jak ja zacznę jęczeć to będzie nieciekawie xD

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest śwoetny blog, ale notki to są ogroomne! :O No i w sumie dobrze, jest przynajmniej co czytać :D tak qwiec byłabym wdzięcznam, gdybyś informowałą mnie o kolejnych notkach, a ja zamierzam nadrobi,c tp wszystko, co tu jest,a troche jest xd Oto gadu: 42714428. Czekam na nexta i pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Nadrobiłam :D Kocham te opowiadanie ! xd Nawet nie wiesz, jak trudno jest znaleźć coś tak fajnego w FFTH ( a może wiesz xd). W każdym razie jestem od teraz wielką fanką Twojego opowiadania i koniecznie informuj mnie o nowościach, bo każdy odcinek wywołuje u mnie masę pozytywnych emocji ;) gg podałam w pierwszym komentarzu :D I tylko, żebyś teraz znalazła czas na pisanie, bo nie mogę się doczekać nowego odcinka! xd

    OdpowiedzUsuń
  4. 57 year old Help Desk Operator Valery Simnett, hailing from Laurentiens enjoys watching movies like Godzilla and Hiking. Took a trip to Shark Bay and drives a Ferrari 340/375 MM Berlinetta 'Competizione'. wazne zrodlo

    OdpowiedzUsuń

Przypominam o podawaniu numerów gg, abym mogła was na bieżąco informować! ;D