Odcinek sucks -_-
Od
rana w całym tourbusie panowała nieprzyjemna atmosfera. Nikt się do siebie nie
odzywał, ani nie uśmiechał. Jedynie co jakiś czas można było usłyszeć pomruki,
kiedy ktoś mijał się w drzwiach, lub gdy pytał się, czy ktoś nie widział jego
jakieś rzeczy. Nawet przy śniadaniu było nienaturalnie cicho i każdy jadł w
spokoju. Mimo wszystko można było wyczuć, że coś jest nie tak. Jajecznica
Georga, chociaż zawsze każdemu smakowała, tym razem przeszła bez jakiegokolwiek
zachwytu. Wszyscy żuli ją, jakby była, co najmniej zrobiona z gumy. A potem bez
słowa każdy rozszedł się w swoją stronę.
Pociągnęłam nosem starając się złożyć porozrzucane na
łóżku ubrania do torby. Nienawidziłam pakowania. Zawsze wtedy czułam, jakbym od
czegoś odchodziła, jakbym zostawiała za sobą coś, przy czym powinnam zostać
dłużej. Tym razem nie było inaczej. Miałam wrażenie, jakbym właśnie zamykała
jakiś rozdział w moim życiu, tylko za nic w świecie nie chciałam tego robić.
Przygnębiał mnie fakt, że dobrowolnie poddawałam się kolejności rzeczy, że nie
próbowałam niczego zmienić, niczego dodać do historii. A myśl, że zostawiałam
tu moje najlepsze wspomnienia, całkowicie mnie dobijał. Chociaż nie. Jeszcze
gorzej się chyba czułam na myśl, że spędziłam tu najwspanialszy okres w moim
życiu. Mimo tych wszystkich przykrych chwil i łez wylanych bez żadnego sensu,
przyznaję się sama przed sobą, że gdybym mogła wybrać inny scenariusz naszej
trasy, nic bym nie zmieniła. Nauczyłam się tutaj, przy nich tak wielu rzeczy.
Nauczyłam się wybaczać, cieszyć, prawdziwie śmiać, a przede wszystkich kochać. Ale
czy to nie było zwykłe tchórzliwe postępowanie, że chciałam wymazać te wartości
z pamięci? Zostawić je za sobą i zamknąć za drzwiami z napisem „wspomnienia”? Było. Bo ja byłam
tchórzem.
Próbowałam ułożyć jakoś górkę moich spodni w walizce,
lecz łzy skutecznie mi to uniemożliwiały. Pierwszy raz od naprawdę długiego
czasu chciało mi się płakać. I w dodatku czułam niezmierną potrzebę spędzenia
ostatnich kilku godzin z Tomem. Ale to byłaby największa głupota, jaką mogłabym
w tej chwili zrobić. Najgorsze jednak było to, że już wiedziałam, co zrobić w
związku z nim i mną. Najgorsze…
Po jakimś czasie z jękiem rzuciłam parę spodni na podłogę
i sama na nie opadłam. Zakryłam twarz dłońmi, a moim ciałem wstrząsnął głuchy
szloch. Wciąż i wciąż nie dochodziła do mnie myśl, że to był koniec, że te dwa
miesiące tak szybko minęły i za niedługi czas znowu będę w domu. Sama. Bez
nich. Nie chciałam tego kończyć. Tutaj czułam się tak dobrze jak nigdzie. Z
nimi czułam się tak dobrze jak z nikim. Tutaj poznałam przyjaciół. Przyjaciół,
którzy akceptowali mnie taką, jaka byłam i jestem.
-Bill?- Ktoś wychylił głowę zza drzwi. Nawet nie miałam
siły spojrzeć w ich stronę. Znowu zaszlochałam, tym razem wgryzając się w rękę
i nie pozwalając, aby jakikolwiek dźwięk wydobył się z moich ust. Wtedy
poczułam, że ktoś oplata mnie w pasie i unosi w górę sadzając na łóżku.
Wtuliłam się w jego tors i załkałam plamiąc mu tym samym koszulkę. Chłopak
objął mnie szczelnie ramionami i szeptał uspokajające słowa.
-Ciiii, już spokojnie, mała. Wszystko będzie dobrze...
-Gustav…- Pociągnęłam nieprzyjemnie nosem. Chłopak
westchnął i podał mi jednorazową chusteczkę.- … nic nie będzie dobrze,
rozumiesz?
-Będzie, zobaczysz…
Pokręciłam przecząco głową.
-Ja nie chcę…
-Żaden z nas nie chce.- Pogłaskał mnie delikatnie po
głowie.
-Więc dlaczego to się tak kończy?
Gustav milczał, jakby rozmyślając nad odpowiedzią, lecz
tej się nie doczekałam. Jedynie kołysał się lekko próbując mnie uspokoić. Czułam,
jak jego klatka piersiowa unosi się rytmicznie i spokojnie. W dodatku ciepło,
jakim emanował, skutecznie rozluźniało moje mięśnie
-A myślisz… myślisz, że Tom będzie za mną tęsknił?-
mruknęłam niewyraźnie. Tak bardzo chciałam usłyszeć negatywną odpowiedź…
-Uwierz mi, że każdy z nas będzie za tobą tęsknił i ty
wiesz, że on najbardziej.- wyszeptał spokojnym głosem. Z głuchym jękiem mocniej
się w niego wtuliłam.- Rosalie, dlaczego go tak unikasz?
Przełknęłam niepewnie ślinę i zmrużyłam oczy.
-Nie wiem. Może boje się, że jemu się odwidzi, albo
zostawi mnie, albo będzie chciał tylko wykorzystać… jak Max…- ostatnie dwa
słowa ledwo wyszeptałam. Jeszcze bardziej wtuliłam się w Gustava, kurczowo
łapiąc go za bluzkę.
-On cię nie zostawi, a już na pewno nie wykorzysta… Rose,
może to się okazać dla ciebie trudne, albo co najmniej dziwne, ale ja wiem, że
on cię kocha.
-Nie…
-Możesz twierdzić, że cię okłamuję, ale po co miałbym to
robić? Ja chcę tylko abyście byli szczęśliwi. I wiem, że ty też go kochasz.
-Tak…
-Więc, dlaczego tak się przed tym bronisz? Przecież sama
wiesz, że tylko będziesz cierpieć…
-Nie będę…
-Powiesz mu?
-Nie.- Gustav skrzywił się.
-A co zamierzasz zrobić?- Nabrałam pełne płuca powietrza
i odetchnęłam głęboko.
-Wrócę do domu. Za tydzień bliźniaki mają urodziny a
potem jest ta moja głupia impreza i Tom ma iść ze mną. Ale chcę jeszcze
poprosić Billa, żeby jechał z nami. Moi rodzice mieszkają na wsi, więc myślę,
że taki mały odpoczynek dobrze nam zrobi. Wiem, że jutro chcą jechać jeszcze do
swoich rodziców.- Westchnęłam przeciągle.- Potem jeszcze będziemy razem
nagrywać White Army i koniec.
-Koniec?
-Gustav, ja nie chcę żyć ze świadomością, że jesteśmy
razem, ale Tom jest gdzieś daleko. Nie chcę myśleć, co on może w danej chwili
robić. Wystarczy chwila nieuwagi, a już może wylądować w łóżku z jakąś laską…
-Aż tak bardzo mu nie ufasz?
-Ufam…
-Więc nie powinnaś tak mówić, a nawet myśleć.- skarcił
mnie ostrym głosem.- Może Tom jest, jaki jest. Może ma nie za ciekawą
przeszłość, ale to nie znaczy, że jest niewierny. Znam go od paru dobrych lat i
wiem, że jak się uprze, to nawet Bill go nie zmusi.
-To nie to samo…
-To JEST to samo, Rose!- Gustav odsunął mnie od siebie i
złapał za ramiona patrząc mi w oczy.- Bill specjalnie obiecał Tomowi, że nie
będzie nawet próbował się do ciebie zbliżyć, mimo, że bardzo chciał…
Przełknęłam ślinę.
-Nie wiedziałam…
-Nie rozumiesz, że odtrącasz kogoś, kto jest w stanie
zrobić dla ciebie bardzo wiele?- Przymknęłam oczy, nerwowo zaciskając wargi.
Nie, to niemożliwe. Gustav kłamał. Kłamał.- On się naprawdę zakochał. Jeszcze
nigdy nie widziałem go takim jak teraz!
To był koniec. Rozpłakałam się. Najzwyczajniej w świecie
się rozpłakałam i wyrwałam z uścisku blondyna. Zrzuciłam ze swojego łóżka
wszystkie ciuchy i powrzucałam je do torby. Przydusiłam wieko stopą i ledwo
widząc przez kurtynę łez, zapięłam zamek. Nie patrząc na chłopaka, położyłam
się na łóżku i przykryłam kocem. Bezwiednie otarłam oczy wierzchem dłoni
czując, jak ta cała drży. Zresztą tak, jak całe moje ciało. Po kilku minutach
ciszy Gustav wstał i opuścił pomieszczenie, a ja zacisnęłam powieki nie
pozwalając nowym łzom wypłynąć na wierzch.
On mnie kocha… kocha…
Nie kocha…
***
-No, to już ostatnia.- sapnął Tom kładąc walizkę obok
reszty w moim pokoju. Rozejrzał się wokół i gwizdnął.- Masz ładny pokój, Rose.
Zerknęłam na niego i uśmiechnęłam się lekko. Skinęłam głową
i na powrót zapatrzyłam się, jak Emily przed domem śmieje się z czegoś. Po
chwili Georg znowu jej coś powiedział, na co blondynka parsknęła na nowo
śmiechem. Westchnęłam przeciągle.
-Czyżby to było westchnienie typu „Ach, jak bardzo będę
tęsknić za tym przystojniakiem, który stoi tuż za mną”, czy może „Ach, nie mogę
się doczekać, aż znowu spotkam tego przystojniaka, który stoi tuż za mną”?- Tom
objął mnie w pasie i oparł podbródek o moje ramię.
Zaśmiałam się cicho.
-Ani jedno, ani drugie, przystojniaku stojący tuż za
mną.- Pogładziłam go po policzku i znowu westchnęłam widząc, jak szatyn chwyta
moją kuzynkę i przewiesza ją sobie przez ramię. Jak bardzo chciałabym też móc
się wyzbyć wszelkich oporów przed uczuciami.
-Znowu westchnęłaś.
-Tak, znowu westchnęłam.- potwierdziłam jego słowa tępo
wpatrując się w przestrzeń.
-To zły znak?- wymruczał mi do ucha.
-Niekoniecznie.
-Więc, o co chodzi?
Przygryzłam nerwowo wargę. Przechyliłam głowę bardziej w
tył, opierając ją o tors Toma. Złapałam jego dłonie zaciśnięte na moim brzuchu
i pogładziłam delikatnie kciukiem.
-Będę tęsknić.- Tym razem to on westchnął i mocniej mnie
ścisnął.
-Wiem, ja też.- mruknął beznamiętnie.- A ty… przemyślałaś
to wszystko?
Kiwnęłam potwierdzająco głową. To był jedyny moment, aby
wyjaśnić sobie wszystko. Co prawda, spotkamy się jeszcze nie raz, ale
chciałabym, aby od tej pory wszystko było jasne. Nie chciałam żadnych
nieporozumień, których w ostatnim czasie było zbyt wiele. I nie miało już
znaczenia, czy nocami będę znowu płakać w poduszkę i mieć koszmary, ważniejszy
był spokój i brak strachu o powtórną krzywdę.-Przepraszam…- wyszeptałam słabym
głosem.- Wiem, że chciałbyś… spróbować, i ja z resztą też, ale myślę…-
zacisnęłam mocno powieki- myślę, że to nie miałoby sensu. Zauroczyłeś mnie, nie
przeczę, ale to właśnie tylko zauroczenie. Nie sądzę, żebym mogła poczuć do
ciebie cokolwiek… większego. Wybacz.- Zacisnęłam wargi, aby nie wydobył się z
nich jakikolwiek niepożądany dźwięk. Jeszcze nigdy nie okłamałam kogoś z taką
boleścią w sercu. Czułam, jak z moich ust chce się wydostać tysiące słów
przeczących wszystkiemu, co powiedziałam, ale nie mogłam ich wypuścić. Nie
mogłam…
Uścisk na moim brzuchu zelżał. Oczami umysłu widziałam
już minę Toma i jedynie myśl, że mogłoby się to sprawdzić powstrzymywała mnie
przed rozwarciem powiek.
-Przepraszam…- powtórzyłam łamiącym się głosem, oplatając
się rękami, jakbym chciała uchronić się od tego chłodu, który nagle zewsząd
mnie dobiegł. Chłopak nie poruszył się ani o milimetr, lecz po chwili poczułam
na swoich włosach jego ciepłe wargi.
-Rozumiem.- wyszeptał i puścił mnie całkowicie. Chciałam
krzyknąć, żeby nie odchodził, ale jedynie zacisnęłam wargi, aż poczułam w
ustach metaliczny posmak. Spuściłam głowę. Po chwili Tom opuścił mój pokój i
mogłam go zobaczyć na dworze. Pożegnał się szybko z Emily i wsiadł do tourbusu.
Westchnęłam ciężko przecierając oczy.
Nie chciałam, żeby to wszystko tak się potoczyło. Tom nie
zasługiwał na takie traktowanie. Dlatego też ja nie zasługiwałam na niego. Był
wspaniałym przyjacielem, których można tylko ze świecą szukać w tym pozbawionym
dobroci, fałszywym świecie. Więc co było ze mną nie tak?
Byłam tchórzem.
-Cholera.- Przygryzłam nerwowo wargę i odwróciłam się
tyłem do okna. Spojrzałam na walizki stojące tuż przy moim łóżku i z głośnym
westchnieniem minęłam je schodząc na dół. Wyszłam z domu i skierowałam się do
grupki stojącej tuż przy tourbusie. Tak całkiem szczerze, chyba pierwszy raz
nie miałam najmniejszej ochoty na niego patrzeć. Jak trzask pioruna, nagle w
mojej głowie powróciły wspomnienia sprzed prawie dwóch miesięcy, kiedy nie
chciałam postawić nawet palca od stopy w tym pojeździe. Tak bardzo sceptycznie
podchodziłam do całej trasy, tak niechętnie myślałam o tym całym czasie, jaki
mieliśmy razem spędzić. A teraz najchętniej nigdy nie przerywałabym tych chwil.
Jakże płytkim myśleniem się wtedy wykazałam!
-Widzę, że coś cię męczy.
Przede mną jak cień wyrósł młodszy Kaulitz. Spojrzałam na
niego obojętnie i wzruszyłam ramionami uśmiechając się blado.
-To nic takiego.
Wpatrywał się we mnie nieodgadnionym wzrokiem, aż nagle
objął mnie mocno ramionami. W jednym momencie coś
chwyciło mnie za gardło, a oczy zaczęły mnie niemiłosiernie piec. O
nie, tylko nie to! Strzeliłam sobie mentalnego kopniaka i od razu
poczułam się lepiej. Po chwili wtuliłam się w niego
ufnie, łapczywie pochłaniając całe ciepło bijące od jego ciała.
-Za tydzień chcę cię widzieć w Berlinie i nie obchodzi
mnie, czy ci się to podoba czy nie.- Pogroził mi palcem, a ja parsknęłam
śmiechem marszcząc brwi.- Ja nie żartuję.
-Tak, tak, szefie.
Jeszcze raz mocno mnie do siebie przytulił i wyściskał
chyba za wszystkie niewyściskane dni. A kiedy wreszcie dał mi odetchnąć, na
nowo poczułam, że tracę oddech.
-Georg!
Brunet śmiejąc się w głos, mocno mnie do siebie
przyciskał.
-Wiem, że nie raz się jeszcze zobaczymy, ale i tak będę
tęsknić za tymi twoimi humorkami.
-Dzięki, wiesz…
-Nie ma za co.- Uśmiechnął się do mnie promiennie i kiedy
stwierdził, że już wystarczająco połamał mi kości, wypuścił mnie ze swojego
uścisku.
Gustav stał oddalony od nas niespełna trzy metry i
wyglądał trochę, jakby bił się ze swoimi myślami. Jego wzrok wbity we mnie
przygniatał swoją siłą i poczuciem winy, jakim próbował mnie obarczyć. Ale nie
przewidział chyba jednego. Ja już byłam przybita do masztu i porzucona na
środku morza…
-Gustav…- Prawie wyszeptałam i zrobiłam krok w jego
stronę, lecz on pokiwał przecząco głową i włożył dłonie do kieszeni spodni.
-Gdybym był na jego miejscu, nie wiem czy chciałbym
jeszcze kiedykolwiek cię widzieć, Rose…- Jego głos był dziwnie… oschły. Jeszcze
nigdy nie słyszałam, żeby w taki sposób się wypowiadał. Nawet nie pomyślałabym,
że byłby do tego zdolny, a wystarczyło jedno zdanie i poczułam nieprzyjemny
ucisk na żołądku.- Ale cóż, nie jestem, więc… miło się z wami pracowało, no i…
życzę udanej płyty i tak dalej.
Po czym wsiadł do tourbusu.
Bill wciągnął ze świstem powietrze i zauważyłam, jak
zaciska mocno pięści. Georg również poruszył się niespokojnie, a z jego twarzy
można było odczytać, że jest podenerwowany.
Za to ja nie wiedziałam jak się zachować. Gustav nie
powiedział nic przykrego, tylko… samą prawdę. Tom już nie będzie chciał mnie
widzieć i za pewnie naszą piosenkę szlag trafi. Ale przecież nie ona jest
najważniejsza. Poczucie, że przez własną głupotę straciłam sprzed nosa
prawdziwego przyjaciela, dogłębnie mnie dobijał. W dodatku w tak idiotyczny
sposób. Przez kłamstwo. Przez strach. Przeze mnie…
-Przepraszam za niego.- Bill skrzywił się w dziwny
sposób.
-Nie, to nie jego wina… To ja jestem głupia.- wyszeptałam
i przymknęłam oczy. Objęłam się ramionami i odwróciłam na pięcie idąc w stronę
domu.
Jak to możliwe, że można kochać kogoś tak mocno, a
jednocześnie nienawidzić za to, że istniał? Miłość bez cierpienia nie istnieje.
A ja jestem tego żywym dowodem…
***
Kolejna bezsenna noc. Księżyc za oknem świecił pełnym
blaskiem, rozjaśniając całą okolicę, w tym mój pokój. Tym razem siedziałam na
parapecie i starałam uspokoić rozszalałe serce, które już od dobrych kilku
minut rozpętało szaleńczą gonitwę bez widocznej mety. Oddychałam nerwowo,
jakbym co najmniej była pod wodą, a moje wdechy były płytkie i nieregularne.
Koc, którym się opatuliłam chronił mnie przed zimnem bijącym od szyby, jak i
nie pozwalał odkryć jakiejkolwiek części mojego ciała.
Znowu ten sam sen. Znowu byłam w tym pokoju i przeżywałam
dokładnie to samo, co tamtego dnia. Po raz kolejny czułam ten sam strach,
słyszałam ten sam głos i widziałam tą samą twarz. Od tygodnia prześladował mnie
co noc i od tygodnia budziłam się w środku nocy, aby uspokoić się na tyle, aby
móc zasnąć ponownie. Dopiero wtedy znikał.
Nie mówiłam nic ani mamie, ani ciotce Kate, ani nawet Em.
Po ostatnich napadach chciały wysłać mnie na terapię, ale zapierałam się, że to
niepotrzebne. Jeszcze tego by mi teraz brakowało, aby całkowicie zapełnić
sobie, już i tak nieźle naciągnięty terminarz. W dodatku nie chciałam zwierzać
się ze swoich problemów obcej osobie. Nie ufam ludziom. Nie chcę im zaufać…
Przez dobrych parę minut wpatrywałam się tępo w czarny
ekran telefonu. Biłam się z myślami, czy zrobić to, o czym myślałam czy też
nie. Przygryzłam nerwowo wargę. Na pewno śpi. Nie powinnam go o tej godzinie
budzić. W końcu był przecież środek nocy, normalni ludzie już dawno o tej porze
głęboko śpią…
A może jednak?
Nie wahając się ani sekundy dłużej, chwyciłam między
palce urządzenie i odblokowałam klawiaturę. Z pamięci wystukałam odpowiedni
numer, wcześniej jednak blokując własny, i zanim bym się rozmyśliła, nacisnęłam
zieloną słuchawkę. Wpatrywałam się w obraz wykonywania połączenia, ale nie
przycisnęłam słuchawki do ucha. Dopiero po czterech sygnałach, kiedy chciałam
się już rozłączyć, połączenie zostało odebrane i usłyszałam stłumiony głos.
-Halo?- Nie odezwałam się. Patrzyłam tępo w wygaszony już
ekran i przygryzałam nerwowo wargę.- Halo! Kto tam?
Drżącą dłonią uniosłam komórkę do ust.
-Bill…
Po drugiej stronie zapanowała kompletna cisza. Tak, jakby
chłopak po drugiej stronie przestał nawet oddychać. Jednak po chwili usłyszałam
głośne odetchniecie. Jakby z ulgą...
-Rose, nie strasz mnie więcej…
-Przepraszam.- wyszeptałam słabym głosem. Odchrząknęłam i
spojrzałam się przez okno na księżyc. Bill westchnął przeciągle.
-Dzwonisz do mnie w środku nocy by usłyszeć mój głos, czy
to coś ważniejszego?
-Ehm… Ja chyba… wydaje mi się, że nie przyjadę jutro…
-Co ty mówisz?!- Usłyszałam jakieś szumy po drugiej
stronie i stłumione sapnięcie.- Masz się pojawić i koniec! Nawet nie mamy, o
czym dyskutować w tej sprawie…
-Bill, ja naprawdę nie…
-Żadne naprawdę! Zdążyłem cię już wystarczająco dobrze
poznać, żeby wiedzieć jak rozumujesz i zastrzegam, że nie podoba mi się to.
-Ale ty nie rozumiesz!- pisnęłam do słuchawki.- Ja… ja
nie mogę…
-Możesz.- Głos Billa był coraz bardziej rozbudzony.-
Chyba mi nie powiesz, że dzwonisz o…- Czarnowłosy wiercił się przez chwilę nim
dokończył- o drugiej w nocy, żeby powiedzieć mi, że nie przyjedziesz? Rose, co
tak naprawdę jest?
Przycisnęłam telefon do ucha i schowałam głowę między
ramionami podkulając jednocześnie nogi. Moim ciałem wstrząsnął spazmatyczny
dreszcz. Jednak nie płakałam. Nie miałam ku temu powodu, a fakt, że przez
własną głupotę musiałam się teraz komuś tłumaczyć, sprawiał, że chciało mi się
wymiotować.
-Znowu mam te sny…- wyszeptałam słabym od nerwów głosem.
Oczami wyobraźni widziałam, jak Bill marszczy nerwowo brwi. Kiedyś, jeszcze na
początku trasy, kiedy miałam częste nocne napady, nie wzięłam leków nasennych i
praktycznie w całym tourbusie dało się słyszeć moje krzyki. Tak przynajmniej
mówiła mi Emily. Następnego dnia dopadł mnie młodszy Kaulitz i chcąc nie chcąc
musiałam mu wszystko wyjaśnić, mimo że nie chciałam. Od tego czasu on sam
często upewniał się, że wzięłam tabletki. Z czasem jednak już nie były mi
potrzebne, bo koszmary znikły. A teraz pojawił się na nowo…
-Te same?- Czarnowłosy wyraźnie się zaniepokoił.
Odruchowo skinęłam głową, lecz zreflektowałam się, gdyż nie mógł przecież tego
zobaczyć.
-Co noc to samo… od kiedy wróciłam do domu…
-Może to miejsce jakoś źle na ciebie wpływa?
-Nie sądzę. W Polsce i na poprzedniej trasie też je
miałam. Jedynie przez ostatnie dwa miesiące jakoś ustały…
Bill westchnął przeciągle.
-Rose, czy to ty dzwoniłaś do Toma przez ten cały
tydzień?
Przekłam ślinę i wyprostowałam się sztywno jak struna.
Dolna warga znowu wcisnęła się między zęby, które przygryzły ją, prawie że do
samej krwi.
On wiedział. Wiedział, że to ja! Czułam już na samym początku,
że to był zły pomysł, ale nie mogłam się powstrzymać. Ani za pierwszym, ani za
ostatnim razem. Po każdym przebudzeniu się z koszmaru, pierwsza myśl, jaka mnie
nachodziła był właśnie Tom. W pośpiechu blokowałam własny numer i wybierałam
jego. Dopiero kiedy odbierał zaspanym głosem, ja zatykałam sobie usta i nie
mogłam wypowiedzieć ani słowa. Po chwili, zdenerwowany całą tą ciszą, Tom
rozłączał się, a ja siedziałam na parapecie dopóki nie opanowałam rozszalałego
bicia serca. Nie wiedziałam, dlaczego tak się dzieje, dlaczego dzwonię do
niego, aby tylko usłyszeć ten głos. Dlaczego się nie odzywałam? Przecież mogłam
go przeprosić, wyjaśnić całą sytuację i nie dzwonić już tak późno, ale nie
mogłam. To było silniejsze ode mnie.
Podczas trzeciej nocy, zanim położyłam się spać,
wyciągnęłam baterię z telefonu i schowałam ją w kuchennej szafce, aby
powstrzymać się przed kolejnymi nocnymi „rozmowami”. Niestety, kiedy tylko się
przebudziłam, cała zalana potem, prawie biegiem, nie zważając na stopnie
schodów i to, że omal się nie zabiłam, wpadłam rozgorączkowana do kuchni i
wzięłam baterię z ukrycia, aby znowu wykonać to bezsensowne połączenie.
Czy to już było uzależnienie? Jak to możliwe, aby
traktować drugiego człowieka jak niezbędny do życia tlen…
-Tak…- Przez chwilę po drugiej stronie panowała cisza,
nim Bill odetchnął z ulgą.
-Przynajmniej nie kręcisz…- Poprawiłam na sobie koc i
wtuliłam się w niego bardziej.- Tom myśli, że to jakaś nawiedzona fanka. Nie
powiem mu nic, niech tak myśli dalej, tylko… nie dzwoń więcej, dobrze?
-Postaram się. Bill…?
-Hmm?
-Gustav nadal jest na mnie zły?- Zerknęłam na postać
przechodzącą chodnikiem. Z daleka można było zauważyć, że jest w trakcie
pisania wiadomości. Zaabsorbowana tym, potknęła się i prawie upadła, ale
praktycznie się tym nie przejęła, bo podążyła dalej, nadal stukając palcami w
klawiaturę telefonu.
-Nie wiem. Nie rozmawialiśmy od tamtego czasu.
-Naprawdę?- Poruszyłam się niespokojnie. Czyżby Gustav
również Billa o coś obwiniał?
Chłopak westchnął ciężko.
-Słuchaj, Rose. Gustav ma ci za złe, że praktycznie
owinęłaś sobie wszystkich wokół palca…
-Ale ja nie…
-Wiem, że nie. Daj mi dokończyć. Chodzi mu głównie o
Toma. Ze mną jakoś się rozwiązało, bo na początku było nie za wesoło, sama
przecież wiesz. Tom bardzo się od lipca zmienił. Nie wiesz, jaki był przedtem,
więc musisz uwierzyć mi na słowo. Z Gustavem i Hagenem jesteśmy przyjaciółmi
już kupę lat i traktujemy się jak rodzina, dlatego również chcemy dla siebie
jak najlepiej. A Gustav… Gustav ma obsesję na punkcie fałszywości. Nienawidzi,
kiedy ktoś któregoś z nas oszukuje lub nie owija w bawełnę, no i liczył, że
mimo wszystko okażesz się taka, jaką sobie ciebie wyimaginował. Boli go, że
praktycznie oszukałaś nas wszystkich i przez cały czas budowałaś sobie swoją
postać, aby na końcu wyjść ze skorupy i pokazać, o co tak naprawdę ci chodziło.
-Bill, to nie tak!
-To tylko i wyłącznie jego pogląd. Tak przynajmniej udało
mi się wywnioskować. A prawdziwa prawda jest taka, że… jakby to ująć… zgasiłaś
go.- zaśmiał się cicho.
-Nie rozumiem…- Zmarszczyłam nerwowo brwi.
-No, on praktycznie nigdy się, co do ludzi nie myli. Jak
on już na początku powie, że jesteś w porządku, to tak jest. Ale tym razem
udało ci się go przechytrzyć. Miał zupełnie inne informacje odnośnie twojej
przeszłości, jak i tego prawdziwego wewnętrznego ciebie, co zaskutkowało jego
błędnym rozumowaniem. Po prostu nie spodziewał się, że byłabyś w stanie po tym
wszystkim, co wszyscy starali się zrobić dla ciebie i Toma, tak zwyczajnie
powiedzieć mu „nie”.
-I o to mu chodzi?! O to, że miał na mój temat jakiś
pogląd, a okazało się zupełnie inaczej?!- Aż rozwarłam szerzej powieki ze
zdumienia.
-Dokładnie.
-Wiesz co… to jest… to absurdalne!- Machnęłam ręką tak
gwałtownie, że koc zsunął mi się z ramienia.
-To Gustav.- zaśmiał się, lecz po chwili spoważniał.-
Rose, jeżeli chodzi o twoje sny, musisz znowu zacząć brać tabletki. W
najgorszym wypadku zgłosić się do specjalisty.
-Nigdzie się nie zgłoszę! Nie ma mowy!- obruszyłam się
-W takim razie pozostają leki.
Westchnęłam.
-Wiem. Zastanawia mnie ile to jeszcze potrwa.
-Niedługo, zobaczysz.
-Ostatnio też… coś się w nich zmieniło… na gorsze.-
Opatuliłam się szczelniej kocem i objęłam ręką kolana.
-To znaczy?- Bill wyraźnie się zaniepokoił.
-Z każdą nocą jakby… Max coraz dalej się posuwał. W
rzeczywistości zdarł ze mnie jedynie bluzkę, a wczoraj na przykład rozpiął mi
stanik, lecz wtedy się obudziłam. Dzisiaj dobierał się do moich spodni, kiedy
nigdy wcześniej się to nie zdarzało. Zawsze kończyło się jedynie na bluzce…
-Może ma na to wpływ twoje samopoczucie?
-Może…- Oparłam brodę na dłoni.
-Rose, ty wiesz, że jak najprędzej musisz zacząć brać te
tabletki. Jeżeli po takich snach reagujesz w taki sposób, to co będzie, jeżeli
przyśni ci się coś naprawdę okrutnego. Sama przecież powiedziałaś, że jest
coraz gorzej…
-Wiem, Bill. sama się tego obawiam, ale minął zaledwie
tydzień. Jeszcze nie wiem, co może stać się za miesiąc, za dwa. Może
przystopuje się trochę.
-A może nie.- uciął krótko.
-No tak.- Przygryzłam wargę po raz kolejny i spojrzałam w
stronę drzwi. Wydawało mi się, że coś skrzypnęło na korytarzu…
-Bill, ja już będę kończyć…- szepnęłam, nastawiając uszy.
-Jutro chcę cię widzieć w Berlinie!- zastrzegł wcale nie
groźnym głosem.
-Nie wiem, zobaczę…
-Rose! Jeżeli jutro, punkt osiemnasta nie zobaczę cię przed
drzwiami do mojego pokoju, uwierz mi, że te koszmary przy mnie to nic!
Zaśmiałam się nerwowo, nie spuszczając wzroku z drzwi.
-Dobra, zobaczę, co da się zrobić. Ale będziesz musiał
zająć się mną przez cały wieczór!
-Uczynię to z ogromną przyjemnością!- zachichotał cicho.-
A teraz marsz do łóżka! Masz mi jutro nie paść w połowie imprezy!
-Tak jest, szefie! Dobranoc…
-Dobranoc, Rose.
Rozłączył się, a ja jeszcze przez chwilę wpatrywałam się
w czarny ekran komórki nim pukanie do drzwi skutecznie mnie otrzeźwiło.
-Śpisz?- Emily wystawiła głowę zza drzwi i spojrzała na
mnie przez mrok. Ociągając się, wstałam z parapetu i położyłam się na łóżku.
-Ja widać, nie. Ile słyszałaś?
Em na palcach weszła do pokoju i oparła się o drewnianą
powierzchnię.
-Tylko tyle, że nie muszę cię już przekonywać do wyjazdu
jutro. Bill?
-Bill.- parsknęłam śmiechem i okryłam się kołdrą.-
Wybacz, Em, ale jestem naprawdę zmęczona. Dzisiaj trochę się zasiedziałam i
jeszcze trzeba wcześnie wstać…
-Nie przeszkadzam już, tylko chciałam się coś zapytać…-
Jej głos był dziwnie pewny siebie.
Uniosłam ciekawie głowę.
-Wal.
-Chcesz, żebym przestała cię męczyć o Toma?
-Od samego początku cię o to proszę.
-Więc nic już nie mówię, ale popełniasz błąd…
I wyszła z cichym trzaskiem drzwi. A ja leżałam jeszcze
dobre pół godziny i myślałam, dlaczego…
Boże, jaki ten odcinek jest smutny... Pogłębił mojego doła :D Ja w ogóle nie wiem, co ona robi, dlaczego nie da szansy Tomowi... Ale szkoda mi ich obydwojga ;( I bardzo bym chciała, żeby im się ułożyło ehh :D pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńKuuurde, no kiepsko się dzieje w państwie duńskim, jak to się mówi... ni cholera nie wiem, czemu akurat w Danii, ale kit xd Niemniej cholernie mi ich szkoda... bo w sumie problem całkiem poważny, a... no niszczy. krótko. ale do choletry! ona mogłaby... nie wiem! pogadać, podzownić, zroobić cokolwiek! co ona robi? nie robi nic. amen. szlag xd Czekam na nexta i pozdrawiam! C:
OdpowiedzUsuń