Już 18 ! Biję wszelakie rekordy, ludzie :D Uprzedzam, że odcinek sucks, tak jak zresztą poprzedni. Mam już fajny pomysł na dalsze, pojawi się pewna postać, bądź postacie :D Może ktoś, kto był już wielokrotnie wymieniany, lecz nie pokazał jeszcze swojej szanownej mordki xdd Zobaczymy... Ah i jeszcze takie małe... nie żeby coś, ale ja wcale nie robię z Rose ofiary, nad którą wszyscy się litują i chcą jej pomóc... staram się właśnie postawić ją w takim normalnym świetle, gdzie musi sobie radzić sama i te inne bzdety... czasami zapominam, że jest sławną gwiazdą i ma kupe forsy, więc musicie mi wybaczyć :D
Tak więc, zapraszam do czytania :)
Muzyka dudniła mi w uszach, nie pozwalając się na niczym
skupić. Próbowałam nie spuszczać Billa z oczu, aby przypadkiem się nie upił,
lecz jak na razie wychodziło mi to nazbyt marnie. Cały czas praktycznie biegał
po sali i śmiał się z nieznanymi mi ludźmi, by za chwilę wznieść z nimi toast.
Już dwunasty tego wieczoru. Nie, żebym liczyła, tylko tak… jakoś…
Westchnęłam przeciągle i przeniosłam spojrzenie na
blondwłosą dziewczynę tańczącą rytmicznie z chłopakiem o praktycznie białych
włosach. Bill przedstawił mi go, jako Andreasa, ale nie wiem, czy go polubiłam,
czy nie. Wydawał się miły, lecz w jego oczach było coś dziwnego. Nie mogłam go
rozgryźć i szczerze, nawet się nad tym nie wysilałam. Emily widocznie dobrze
się bawiła, czego nie można było powiedzieć o mnie. Co prawda kilku chłopaków
prosiło mnie do tańca, w tym wspomniany Andreas, jednak za każdym razem
odmawiałam, wymigując się bolącymi nogami. Najdziwniejsze było to, że sama nie
wiedziałam, dlaczego nie chcę bawić się z pozostałymi. Czułam jakąś
niewidzialną blokadę, która mówiła mi „nie” za każdym razem, kiedy chciałam
ruszyć się z miejsca i pójść na parkiet. Tom całkowicie mnie olał i nawet nie
zaszczycił mnie choć jednym spojrzeniem. Jedynie zabawiał się przy muzyce z
coraz to nowszymi dziewczynami. Jedne były mniej, inne bardziej skąpo ubrane, a
jedna aż wołała o pomstę do nieba. Dziwił mnie fakt, że warkocz w dzień swoich
urodzin obnosił się w takim towarzystwie a własnego brata pozostawił samemu
sobie.
Dla Billa też nie był to najprzyjemniejszy dzień, dlatego
starał się rozluźnić i ten raz w roku porządnie zaszaleć. Raz wywrócił się na
środku parkietu i już zamierzałam pójść mu pomóc i ochrzanić za ilość wypitego
alkoholu, kiedy okazało się, że to inny chłopak wystawił za daleko stopę i
wokalista potknął się o nią. Jeszcze długo potem chichotał jak głupi, dopóki
Emily nie porwała go do tańca.
Pojawili się również Georg i Gustav, a także Ronnie. Trey
został zmuszony do nagłego wyjazdu na Bawarię, gdzie, jak się okazało, jego
siostra miała wypadek i złamała nogę. Chłopacy rozmawiali chwilę ze mną, jednak
kiedy impreza rozszalała się na dobre, postanowili dołączyć do tańczących na
parkiecie dziewczyn. Gustav nawet się ze mną nie przywitał, tylko minął mnie z
pogardliwym spojrzeniem i zniknął gdzieś w tłumie. Było mi trochę przykro, bo
był jedną z nielicznych osób, z którymi mogłam szczerze porozmawiać.
Uśmiechnęłam się blado, biorąc łyka soku bananowego i
odstawiłam szklankę na stolik. Zajęliśmy go w piątkę. Ja, Em, Bill, Andreas i
jego dziewczyna Bianca, która okazała się bardzo fajną osobą. W dodatku była
naszą fanką, więc praktycznie nie mogła odkleić od nas wzroku i wciąż
powtarzała, że nie wierzy, że siedzi przy jednym stoliku z Rosalie i Emily ze
Stumm. Cała impreza przebiegała ogólnie tak, jak każda przeciętna. Pomijając
fakt, że była to impreza najsławniejszych na świecie bliźniaków, nie różniła
się niczym szczególnym od każdej innej. Lały się hektolitry alkoholu, ludzie
tańczyli, śmiali się i przekrzykiwali nawzajem. Dokładnie jak każda inna…
-Siedzisz sama.
Obok siebie usłyszałam obcy głos. Zwróciłam twarz w tamto
miejsce i zobaczyłam młodego chłopaka. Miał ciemne, blond włosy i bardzo ładną
twarz. Jego błękitne oczy wręcz żyły własnym życiem, tak intensywnie błyszczały.
Na nosie miał okulary- kujonki, które bardzo mu pasowały. Uśmiechał się do mnie
przyjaźnie.
-Jestem Colin- Wystawił w moją stronę swoją dłoń, którą
po chwili wahania uścisnęłam.
-Rosalie…
-Wiem! Byłem w niemałym szoku, kiedy zobaczyłem, jak wchodzisz
do sali z Billem. Nigdy nie chwalił się, że się przyjaźnicie, ale chyba to
dobrze, prawda? On naprawdę jest wspaniałym człowiekiem i myślę, że potraficie
dobrze się ze sobą porozumieć. W końcu jedziecie na jednym wózku…
-Taaa…- mruknęłam porywając ze stolika szklankę z sokiem.
Ten chłopak dopiero co się pojawił, a już zastanawiałam się, czy stąd nie
uciec. Co prawda wydawał się niegroźny, ale jego sposób mówienia i ogromny
słowotok pozostawiał wiele do życzenia…
Upiłam łyk soku i aż się rozmarzyłam, kiedy moje gardło
wypełnił ukochany smak.
-Wiesz, ja zawsze was podziwiałem, ale ciebie chyba
najbardziej. Zaczęłaś śpiewać w bardzo młodym wieku, a wasz sukces spowodował,
że musiałaś się wielu rzeczy wyrzec i…
-Colin, jeżeli chcesz autograf, czy coś, to mów prosto z
mostu, a nie owijasz w bawełnę.- Zirytowałam się jego monologiem. Może nawet
jakoś bym to przetrwała, jednak chłopak zaczął mówić, jakby znał mnie, co
najmniej dziesięć lat, a to było już ponad moją wytrzymałość tego wieczoru.
Blondyn spojrzał na mnie dziwnie, lecz po chwili jego
twarz rozjaśniała pod wpływem szerokiego uśmiechu.
-Ja nie myślałem nawet o tym, tylko… po prostu chciałem
porozmawiać, ale jeżeli mogłabyś, to… ja bardzo chętnie przyjąłbym autograf od
ciebie!
-Nie sugeruj mi, że koniecznie chcę ci go dać, tylko po
prostu mów, czego chcesz. To są te okrutne zasady życia, Colin, których trzeba
się wyuczyć, by weszły w naszą codzienność.- Dopiłam sok do końca i oblizałam
ze smakiem usta.- Masz jakąś kartkę?- Spojrzałam na niego z nieukrywanym
znudzeniem. Chłopak momentalnie wyciągnął z tylniej kieszeni gładką, lekko
zagiętą białą kartkę i podał mi ją. Sięgnęłam po torebkę, aby wyciągnąć coś do
pisania, lecz Colin wręcz z szybkością dźwięku podał mi swój długopis.
Spojrzałam na niego dziwnie, lecz nabazgroliłam swój podpis na kartce i
dorzuciłam nawet dedykację. Podsunęłam to blondynowi, który wpatrzył się we
mnie jak w obrazek.
-Mógłbyś się tak nie patrzeć? Dziwnie się czuję.-
mruknęłam niewyraźnie, lecz mimo hałasu doszło to do jego uszu. Od razu
odwrócił wzrok, ale po kilkunastu sekundach znowu poczułam go na sobie.- Colin!
-Przepraszam!- Cały poczerwieniał na twarzy- Ja po prostu
niecodziennie widuję sławne osoby i to jest dla mnie niezwykłe, że siedzę obok
ciebie i mogę z tobą rozmawiać.
-Ja też tak miałam, zanim stworzyliśmy Stumm, ale myślę,
że nie byłam tak nachalna. Mogę sobie w tym momencie pomyśleć, że jesteś jakimś
psycho fanem, Colin.
-Nie jestem!- zaprzeczył, prawie że od razu.
-To dobrze. A ile ty właściwie masz lat?- Zerknęłam na
niego kątem oka, bo w tłumie dostrzegłam czarno- białe dready Billa. Solenizant
znowu wznosił kolejny toast…
-Dwadzieścia jeden.
-Aaa, no to… CO?!- Wybałuszyłam na niego oczy nie
wierząc. Przecież ten chłopak wyglądał na, co najwyżej, osiemnaście!- A tak
naprawdę?
Colin speszył się nieco.
-Ja naprawdę mam dwadzieścia jeden lat…
-I nie żartujesz?- Upewniłam się.
-Nie. Po co miałbym kłamać…?
Pokręciłam niedowierzająco głową. Ten świat coraz
bardziej mnie zadziwia. Jeżeli ten chłopak bierze coś, przez co wygląda tak
młodo, ja też to chcę.
Na powrót zatopiłam spojrzenie w tłumie i moim oczom
ukazał się niecodzienny widok. Tom stał niedaleko mnie, ale nie był sam. Całym
ciałem przylegał do brązowowłosej dziewczyny i obejmował ją ciasno w pasie.
Jego dłonie, choć nie mogłam tego zobaczyć, z pewnością spoczywały na jej
pośladkach. Lecz nie to było najgorsze. On perfidnie, na moich oczach ją
całował… Widocznie wpychał swój język do jej ust, co ona przyjmowała ochoczo i
oddawała pieszczotę…
Nagle moje oczy zrobiły się niebezpiecznie mokre.
Jęknęłam głucho i zerwałam się z miejsca. Nic nie mówiąc Colinowi, prawie
pobiegłam w stronę łazienek. Potknęłam się o własne nogi, powoli przestając
cokolwiek widzieć. Dopadłam drzwi i szarpiąc się z klamką, wpadłam do środka.
Odbiłam się od ściany i stanęłam przed lustrem. Oparłam się o umywalkę, a z
mojego gardła wydobył się przeraźliwy szloch. Po policzkach poleciały pierwsze
łzy, skapując do zlewu, ale już nie miały większego znaczenia. Pieprzyłam zasadę
żadnych łez, pieprzyłam ją i całą resztę pieprzonych zasad o trzymaniu nerwów
na wodzy. Rozkleiłam się na dobre i ledwo trzymając się na nogach, pozwoliłam,
aby moim ciałem wstrząsał, co chwilę spazmatyczny szloch. Chciałam stamtąd
zniknąć, wyparować, lub po prostu umrzeć. Obraz, który jeszcze przed chwilą
zobaczyłam, teraz odtwarzał się w mojej głowie na nowo i na nowo…
-Kurwa!- Uderzyłam dłońmi w umywalkę. Nie chciałam tego
widzieć, a on specjalnie to zrobił! Specjalnie chciał mi pokazać, że radzi sobie
beze mnie, że nie jestem mu do niczego potrzebna. A ja, jak głupia myślałam o
nim całymi dniami, a nawet w nocy. Zastanawiałam się, co robi, czy on też o nie
myśli, a okazuje się, że świetnie się beze mnie bawi! Znalazł sobie dziewczynę,
która bez mrugnięcia okiem pozwoli zaciągnąć się do łóżka. Bo po co miałby
starać się o kogoś, kto boi się z nim być, skoro może mieć każdą. Co noc może
mieć inną, coraz lepszą, a o mnie zapomnieć…
Tylko, że ja go kocham. Kocham go i to najbardziej boli.
Jak widzi się, że osoba, którą się kocha, całuje się z inną osobą, to tak,
jakby cały świat się zawalił. Przychodzi wtedy myśl, że nie ma się już po co
żyć, bo nasz dotychczasowy sens zniknął. Wyparował z chwilą, w której
zobaczyłam go z tą dziewczyną.
Powoli odkręciłam kurek i pozwoliłam wodzie wypełnić
umywalkę. Umoczyłam w niej palec i delikatnie przejechałam nim pod oczami,
zmywając rozmazany makijaż. Zwilżyłam wargi i westchnęłam, próbując się
opanować.
-Spokojnie. To była chwila słabości. Życie toczy się
dalej, świat się nie zawalił, a Trey nadal jest idiotą.- Powoli starałam się
uspokoić, co dość opornie mi szło. Kiedy jednak moje serce wybijało normalny
dla niego rytm, a oddech się unormował, postanowiłam wyjść z łazienki. Nie
chciałam, tak jak ostatnio, żeby Emily zastała mnie w takim stanie. Potrafiłam
sobie poradzić i nie potrzebowałam niczyjej łaski. Mam w końcu prawie
dziewiętnaście lat, armię fanów i miliony na koncie, a nie mogłam poradzić
sobie z własnymi nerwami?
Skoro Tom zabawia się moim kosztem, to dlaczego ja nie
mogę zabawić się jego? Odpowiedź jest prosta: mogę. Mogę i zrobię to. Nie ważne
w jaki sposób…
Odetchnęłam głęboko i wyszłam z łazienki. Swoje kroki
skierowałam prosto do baru. Usiadłam na krześle i zamówiłam jednego z
najmocniejszych drinków. Musiałam się dobrze rozluźnić, jeżeli chciałam
cokolwiek zdziałać. Męczyłam się z jego wypiciem, ale kiedy już mi się udało,
wypicie kolejnego nie sprawiło większych problemów. Po trzecim zaczęło mi się
kręcić w głowie chociaż siedziałam, więc ostatkami trzeźwego rozumu
stwierdziłam, że już wystarczy.
Chwiejąc się i czując przyjemną błogość w umyśle, zeszłam
z krzesła i stanęłam na nogach. Przeszłam kilka kroków i kiedy byłam pewna, że
się nie wywalę, według mnie prostym krokiem poszłam w stronę parkietu. Minęłam
Emily, której wzrok przeszył mnie na wskroś i ignorując jej słowa, zaczęłam
szukać odpowiedniej osoby. Po dobrych trzech minutach dostrzegłam go siedzącego
na jednej z kanap i śmiejącego się z czegoś. Wokół niego siedzieli jacyś
chłopacy. Z ogromnym uśmiechem na ustach podeszłam bliżej i stanęłam dokładnie
naprzeciw niego.
-Rose, ty sze chwejesz- Bill miał już lekkie trudności z
mówieniem, więc wzięłam to za dobrą oznakę. Złapałam go za rękę i ignorując
gwizdy pozostałych, pociągnęłam go w swoją stronę.
-Idziemy tańczyć.- Zaśmiałam się jak wariatka, na co on
parsknął śmiechem, ale szedł za mną.
Przystanęłam, kiedy niedaleko dostrzegłam warkocza i
odwróciłam się przodem do czarnowłosego. Objęłam go za szyję, a on położył
swoje ręce na mojej talii. Muzyka była szybka, więc i my poruszaliśmy się w jej
rytmie. Z każdą chwilą coraz bardziej przybliżałam się do wokalisty, aż między
naszymi ciałami nie było nawet milimetra wolnej przestrzeni. Ocierałam się o
niego zmysłowo i gładziłam dłońmi jego szyję, a następnie zjechałam nimi po
jego torsie. Poczułam jak zadrżał, ale nie odepchnął mnie, tylko jeszcze
mocniej przycisnął do siebie.
Przybliżyłam swoje usta do jego ucha i przygryzłam je
lekko, by po chwili polizać.
-Rose…- jęknął, jakby się opamiętując. Na jego
nieszczęście nie mogłam pozwolić, aby teraz to przerwał. Czułam na swoich
plecach ten wzrok, o który najbardziej mi chodziło. To był jedyny moment, aby
pokazać, że nie jestem od niego zależna. Potrafię poradzić sobie bez niego,
nawet, jeżeli chodzi o jego brata. Z drugiej strony czułam się winna, że
wciągam w to nic niewinnego Billa, jednak jutro i tak nie będzie niczego
pamiętać…
Przejechałam językiem po jego szyi i przesunęłam wargi
bliżej jego ust. Czułam, jak moje dłonie zaczynają drżeć, a mały głosik w
głowie mówi mi, że robię źle, lecz zignorowałam go. Za bardzo się nakręciłam,
żeby przerwać w takim momencie. Bill też nie bardzo protestował, więc wzięłam
to za przyzwolenie do dalszych posunięć. Moje usta przesunęły się jeszcze
trochę, lekko muskając jego ciepłe wargi. W tym momencie poczułam, jak dłonie
wokalisty zjeżdżają poniżej linii mojej talii i zaciskając się na materiale sukienki
opinającej moje pośladki. Uśmiechnęłam się zamroczona alkoholem i otarłam się o
niego zmysłowo, na co zareagował, jeszcze mocniej przyciskając mnie do siebie.
Objęłam go za szyję i biorąc głęboki wdech, wpiłam się w jego wargi. Od razu
zaczął odwzajemniać pocałunek, mrucząc z przyjemności.
Czułam na sobie wiele spojrzeń i gdzieś w gęstwinie myśli
mignął mi obraz konsekwencji naszego pocałunku, lecz mało mnie to w tej chwili
obchodziło. Chciałam jak najdłużej być blisko drugiego ciała i czuć to ciepło
od niego bijące. Chciałam chłonąć ten zapach i czuć jego dotyk na sobie. To
było takie piękne i dobre…
Nagle poczułam, jak czyjaś silna ręka odpycha mnie,
pozbawiając tej bezpiecznej przystani a przed oczami mignęły mi czarne
warkoczyki. Zewsząd do moich uszu dotarł przeraźliwy wrzask i okrzyk
wściekłości. Mrugnęłam oczami nie wiedząc, co się stało, kiedy zorientowałam się,
że Bill leży na podłodze a nad nim stoi jego wściekły brat.
Młodszy Kaulitz zakrywał usta dłonią, a po brodzie
zaczęła mu ciec czerwona strużka krwi. Rozwarłam szeroko oczy nie wiedząc co
zrobić, kiedy twarz Toma zwróciła się w moją stronę, a jej wściekły wyraz
zastąpił ogromny ból. W mgnieniu oka złapał mnie za nadgarstek i zaczął ciągnąć
w bliżej nieokreślonym kierunku.
-Tom, coś ty zrobił Billowi!? Puść mnie! Puść, do
cholery!- Próbowałam się wyrwać, lecz jego uścisk był niemal żelazny. Ludzie
gapili się na nas jak na wariatów i szeptali coś między sobą. Muzyka ucichła.-
Tom, słyszysz mnie?! Puść!
Nie puścił. Cały czas prowadził mnie przed siebie, aż
wyszliśmy z pomieszczenia. Wtedy skręcił w lewo i otworzył pierwsze lepsze
drzwi. Była to łazienka dla personelu. Puścił mnie, przekręcił zamek i odwrócił
się w moją stronę. Pchnął mnie na ścianę i przywarł niemal brutalnie. Wpił się
w moje wargi tak zachłannie, że odebrało mi oddech. Całował łapczywie, wręcz
żarłocznie, jakbym miał to być jego ostatni pocałunek. Kiedy objął mnie w pasie
i złapał za tyłek, a jego biodra sugestywnie otarły się o moje, przed oczami
zobaczyłam niedawną scenę, kiedy Bill leżał na ziemi i jak za strzałem bicza
opamiętałam się. Wyrwałam się z jego uścisku i momentalnie strzeliłam mu z
otwartej dłoni w policzek. Zatoczył się w tył i złapał za obolałe miejsce.
Wtedy, w głębi umysłu mignęły mi znajome obrazy. Znowu zobaczyłam znienawidzoną
twarz, która wciąż nawiedza mnie co noc. Tak, jakby historia zatoczyła koło…
-Jak śmiałeś?!- wrzasnęłam na całe gardło celując w niego
oskarżycielsko palcem.- Uderzyłeś własnego brata! Jak mogłeś to zrobić?!
Postradałeś rozum?!
-On nie miał prawa cię tknąć…- wyszeptał dziwnym głosem.
Zapowietrzyłam się.
-Jak nie miał prawa! Skoro mu na to pozwoliłam, to chyba
miał prawo! To ty nie miałeś prawa go uderzać, ani porywać mnie tutaj!
-Pozwoliłaś mu, bo chciałaś się odegrać, przyznaj…-
Uśmiechnął się kpiąco, robiąc krok w moją stronę.
-Nie! Ja tylko…
-Przestań.- Skrzywił się nieznacznie. Rozmasował sobie
skórę na policzku i opuścił rękę.- Doskonale zdaję sobie sprawę, że widziałaś
mnie z Rią i chciałaś mi coś udowodnić. Łatwo cię rozszyfrować, Rose…- Stanął
dokładnie naprzeciw mnie i oparł się o ścianę kładąc dłonie po obu stronach
mojej głowy. Zniżył głowę tak, aby jego oczy były na wysokości moich.
Wstrzymałam oddech czując jego zapach. To nie były tylko same perfumy. To był
zapach papierosów, a przede wszystkim alkoholu. Dokładnie taki sam zapach wrył
się w moją pamięć z napisem „niebezpieczeństwo”.
-Jesteś chory psychicznie, Tom.- wyszeptałam słabym
głosem. Czułam, że jeszcze chwila, a zemdleję.- Powinieneś iść się leczyć… to,
co zrobiłeś było najgłupszą rzeczą, jaką mogłeś zrobić…
Parsknął wymuszonym śmiechem.
-Możliwe, lecz ja przynajmniej jestem zdecydowany w
swoich działaniach…
-Więc dlaczego, skoro mnie tu nie chciałeś, teraz pobiłeś
własnego brata?! Bo mnie pocałował? Bo poczułeś się zazdrosny, co?- syknęłam
jak najbardziej jadowitym głosem, na jaki było mnie w tej chwili stać.
Tom skrzywił się i odsunął na kilka centymetrów,
dokładnie oglądając moją twarz. Wyglądał, jakby intensywnie nad czymś myślał.
-Nigdy nie przyznałem, że cię kocham…- Przejechał
kciukiem po moim czole, odgarniając opadające mi na nie kosmyki włosów.- Bo tak
nie jest…
Przełknęłam nerwowo ślinę. Jakaś nieprzyjemna gula
uformowała się w moim gardle i nagle zrobiło mi się dziwnie przykro.
-Ja też nie…- Mój głos był naprawdę bardzo słaby.
-Ale nie chciałem patrzeć, jak się męczysz, żeby coś mi
udowodnić…
Spuściłam głowę, żeby ukryć zachodzące łzami oczy.
Ostatkami siły odepchnęłam Toma od siebie i chwiejnym krokiem skierowałam się
do drzwi. Przystanęłam przed nimi i pociągnęłam nosem.
-Nie jesteś taki jak Max. Jesteś gorszy, o wiele gorszy,
Tom.
Nim wyszłam, usłyszałam jeszcze za sobą gwałtowny świst
powietrza. Z trzaskiem zamknęłam drzwi i podpierając się ściany, weszłam z
powrotem do klubu. Muzyka na nowo grała, a ludzie tańczyli na parkiecie. Kiedy
obok nich przechodziłam, oglądali się na mnie, jakbym co najmniej wymordowała
im połowę rodziny. Ze spuszczoną głową doszłam do naszego stolika i minęła
dobra chwila, nim zorientowałam się, że prawie wszyscy już przy nim siedzą.
Emily z założonymi rękami i widocznie wściekłym wyrazem twarzy piorunowała mnie
wzrokiem, a Bianca z Andreasem wyglądali na całkiem nieobecnych. Westchnęłam
ciężko i usiadłam dokładnie naprzeciwko blondynki. Nikt się nie odzywał, ani
nawet nie poruszał, jakby się bali, że coś się stanie.
-Gdzie Bill?- zapytałam kuzynki niepewnie. Zapowietrzyła
się i wyglądała, jakby miała za chwilę wybuchnąć, ale jedynie wypuściła
powietrze z płuc i spojrzała na mnie spod byka.
-Z matką i Gordonem. Próbują doprowadzić go jakoś do
normalnego wyglądu. Przegięłaś, wiesz? Nie sądziłam, że jesteś aż tak głupia…
-Ale to Tom…
-Gdyby nie ty, Tom nie uderzyłby Billa!- Walnęła pięścią
w stolik.
-To nie moja wina, że jest cholernym psycholem i ma nie
po kolei w głowie!
-Trzeba było pomyśleć o tym wcześniej, wiesz?! Oh, ale
zapomniałam, że ty najpierw robisz, a potem myślisz.- Zrobiła ironiczną minę i
wycelowała we mnie oskarżycielsko palcem.
-A skąd ja mogłam wiedzieć?! Mam pieprzone dziewiętnaście
lat i nie jestem uwiązana do Toma! To on ma jakiś problem, jeżeli nie podoba mu
się, że go nie chcę! Mogę iść nawet teraz i pieprzyć się z kimś na jego oczach
i nic mu do tego!
-Ogarnij trochę! Po cholerę wciągasz w to Billa, skoro
nawet cię do niego nie ciągnie?!
-A skąd możesz to wiedzieć?- Wstałam z miejsca cała
wściekła. Jak ona śmiała narzucać mi swoje racje?! Nie jest mną i nie ma prawa
mówić mi, co czuję, a czego nie.
-Nie jestem ślepa! Kochasz Toma i jesteś idiotką, skoro
go tak odrzucasz. Jeszcze odstawiasz jakieś cyrki przed ludźmi i myślisz, że
może ci jeszcze pogratuluję, co?!
Andreas z Biancą wyglądali, jakby nie byli pewni, czy
chcą tu być. W dodatku twarz Emily wyrażała czyste szaleństwo i z ręką na sercu
mogę powiedzieć, że nigdy jej takiej nie widziałam.
-Widziałaś, jak się zachowywał! Kocham go, a on co
wyprawia? Próbuje udowodnić mi, że jest o wiele więcej wart ode mnie i to w jak
brutalny sposób! A wiesz, co teraz zrobił?! Na moich oczach, pół godziny temu
lizał się z jakąś cizią, a sam zabronił mi to robić z jego bratem!- Zaśmiałam
się sztucznie, praktycznie jak wariatka.- O! I wiesz, co jeszcze powiedział?!
Że uderzył Billa z litości do mnie, bo widział, że się męczę! Pomijając już to,
że jakieś dziesięć minut temu chciał mnie zgwałcić!
-Co…?- Em wyglądała, jakby ktoś uderzył ją z całej siły
patelnią. Opuściła bezwiednie ręce i rozszerzyła ze zdumienia oczy. Prychnęłam
odgarniając włosy z oczu i chwyciłam leżącą na kanapie, praktycznie od początku
imprezy, torebkę. Poprawiłam sukienkę i odwróciłam się na pięcie z zamiarem
opuszczenia pomieszczenia. Chciałam wrócić do pokoju i pod prysznicem zmyć z
siebie wszystkie wrażenia dzisiejszego wieczoru. Miałam dość. Moja psychika
dostała porządnego kopa i aż cieszyłam się, że za dwa dni będę już w domu, z
rodziną. Kiedy byłam w połowie korytarza, nagle serce stanęło mi jak wryte.
-Tu jesteś!
Przystanęłam w połowie kroku i przymknęłam oczy.
Wstrzymałam oddech, modląc się, aby ten głos nie należał do osoby, którą miałam
na myśli. Powoli, jakby bojąc się ujrzeć prawdę, odwróciłam się w stronę tej
osoby. Przeklęłam w myślach.
-Chciałam dać ci szansę. Wierzyłam, że może nie jesteś
taka zła, jak myślałam, a i Bill przekonywał mnie, że jesteś czegoś warta.
Teraz już wiem, że to ja miałam rację!
Simone Kaulitz stała zaledwie trzy metry dalej i
wymierzała we mnie oskarżycielsko palcem. Jej mina nie wyrażała niczego pozytywnego,
a oczy wręcz wrzały od nienawiści, jaką starała się okazać. Znowu nieprzyjemny
skurcz opanował moje gardło i nie wiedziałam, co powiedzieć. Ta kobieta w
bardzo negatywny sposób na mnie wpływała i szczerze, bałam się jej.
-Jesteś niewychowana, zarozumiała i bezczelna! Nie dość,
że Tom pozwolił ci tu zostać, to ty jeszcze postanowiłaś dobrać się do jego
brata! Chciałaś wzbudzić w nim zazdrość, bo nagle ci się odwidziało i chciałaś
się z nim związać? Czy może z ciebie po prostu kobieta lekkich obyczajów i
pchasz się do każdego faceta po kolei?!
Rozwarłam szeroko oczy ze zdumienia. Jak ona śmiała mnie
tak oskarżać?! Nie dość, że Tom sobie coś ubzdurał, to ona jeszcze całą winą
próbuje obarczyć mnie! I sugeruje jeszcze, że się puszczam! Tym razem poczułam
nieopisaną złość. Znam ta kobietę zaledwie kilka godzin, a już miałam jej
dosyć. Przez cały wieczór mierzyła mnie tak nienawistnym spojrzeniem, że miałam
ochotę gdzieś się ukryć, ale tym razem przeszła samą siebie!
-Nigdy, powtarzam: nigdy niech pani nie próbuje sugerować,
że jestem dziwką! Gdyby przeżyła pani, choć w niewielkim stopniu to, co ja,
mogłaby powiedzieć pani cokolwiek na mój temat, lecz w tym momencie to zwykła
obraza! To, że pani syn ma nie po kolei w głowie, nie jest moją winą i nigdy
nie było! Powiedziałam Tomowi jedynie, że nie chcę z nim być i nie rozumiem,
skąd ta cała afera i oskarżanie! To on uderzył Billa tylko dlatego, że jest
zazdrosny. Ja nie należę do niego. To pani syn, niech pani nie ma do mnie
pretensji o coś, czego nie zrobiłam!
Wrzeszczałam prawie na cały korytarz. Całe napięcie,
jakie się we mnie kumulowało od jakiegoś czasu, nareszcie dostało powód do
ujścia. Simone wyglądała, jakby ktoś uderzył ją w policzek. Cała jej nienawiść
momentalnie zamieniła się w oburzenie, a jej twarz poczerwieniała. Zaczerpnęła
gwałtownie powietrza.
-Ty bezczelna, chamska dziewucho! Jak śmiesz obrażać mnie
i moich synów! To, że jesteś sławna nie znaczy, że masz prawo do wszystkiego!
Owinęłaś ich sobie wokół palca i bawisz się nimi, a oni muszą cierpieć…!
-To nie ja ich krzywdzę, tylko Tom krzywdzi mnie!-
Krzyknęłam na cały głos. Z moich oczu ciurkiem poleciały słone łzy, spływając
po policzkach i skapując na podłogę. Zacisnęłam dłonie w pięści, boleśnie
wbijając paznokcie w skórę.- To on mówi mi przykre słowa i rani mnie na każdym
kroku! Ufałam mu! Ufałam jak nikomu innemu, a on potraktował mnie tak, jak
dawniej ktoś inny!- Mój głos był ledwo zrozumiały, a twarz cała mokra od łez.
Słowa same wychodziły z moich ust i z każdym kolejnym raniły coraz bardziej.
Wypowiadałam to, z czym chciałam zmierzyć się w samotności. Chciałam mniej
cierpieć i przemyśleć to, co się wydarzyło, lecz Simone nie pozwoliła mi na to.
Zmusiła mnie do wykrzyczenia jej w twarz, co czułam. A czułam ogromną rozpacz
pomieszaną z bólem i złością. To było jak mieszanka wybuchowa.- Wie pani, jak
to jest, kiedy osoba, którą się kocha, tak po prostu panią krzywdzi i wyśmiewa
na pani oczach. To boli jak umieranie.- Zaśmiałam się ironicznie przez łzy.-
Nie, to jest gorsze, o wiele gorsze od umierania i w tej chwili nie życzyłabym
tego uczucia nikomu!
Pociągnęłam nosem i ignorując ciekawskie spojrzenia
ludzi, oraz zszokowany wyraz twarzy Simone, odwróciłam się na pięcie i wręcz
biegiem dopadłam do najbliższej windy, a następnie wjechałam nią na szóste
piętro. Łzy skutecznie uniemożliwiały mi dobrą widoczność, dlatego chwiejąc się
na wszystkie strony i potykając o własne nogi, doszłam jakoś do drzwi
apartamentu. Przez dobrą chwilę szukałam w torebce karty magnetycznej, a kiedy
mi się udało, jak huragan wpadłam do pokoju z trzaskiem zamykając drzwi i
rzuciłam się na łóżko.
Łkałam cicho, zagryzając wskazujący palec i nieobecnym
wzrokiem wpatrywałam się w przeciwległą ścianę. Na zegarku wybiła godzina pierwsza
i teoretycznie impreza na dole trwała w najlepsze. Moje ciało, a najbardziej
umysł, były tego dnia już niezdolne do jakiegokolwiek działania. Serce bolało
mnie tak, jakby ktoś rozbił je na tysiące kawałków i w każdy wbił szpilkę
nasyconą jadem. Szalałam wewnętrznie i płakałam na zewnątrz. Myślałam o tym,
aby ze sobą skończyć, ale już chwilę później dałam sobie mentalnego kopniaka za
takie rozważania. Miałam dla kogo żyć. Miałam rodziców, Emily, zespół. Miałam
ciotkę Kate, fanów i Billa, którego tak bardzo zraniłam. W chwili słabości chciałam
wybrać jego numer i zadzwonić, lecz opieprzyłam się za ten pomysł. On pewnie
nie chciał mnie teraz widzieć. Wcale nie myśląc, wykorzystałam go do swojego
głupiego pomysłu i teraz może mnie znienawidzić. Przeze mnie Tom go uderzył i
to ja zepsułam mu całą imprezę urodzinową.
Dlaczego jestem taka beznadziejna? Dlaczego na każdym
kroku potrafię tylko ranić i zawodzić najbliższe mi osoby? Czym zawiniłam, że
tak bardzo ktoś mnie karze?
Pociągnęłam nosem i zaszlochałam nieco głośniej. Te
wszystkie myśli, z którymi się mierzyłam sprawiały, że czułam się coraz gorzej.
Mój sens egzystencji wisiał praktycznie na włosku, a psychika bardzo cierpiała.
Z każdą kolejną myślą, coraz bardziej popadałam w depresję i zastanawiałam się,
czy nie przyspieszyć mojego wyjazdu do domu o dzień. Chciałam jak najszybciej
zobaczyć się z mamą i poczuć jej bliskość. Pragnęłam tego w tym momencie jak
niczego innego. Tylko ona tak naprawdę potrafiła sprowadzić mnie na ziemię i
prawdziwie pocieszyć. Doradza mi i uważnie słucha każdego problemu. Nie chce,
abym była nim obarczona sama. Dzieli go na pół i część bierze na swoje ramiona.
Tylko czy i tym razem byłaby w stanie mi pomóc? Teraz moim zmartwieniem nie
jest strój na trasę czy odpowiedni tytuł piosenki. Tym razem jest to coś, z czym
przestałam sobie radzić. Może się to wydawać głupie, ale tak jest.
Biorąc z jednej strony moje przeżycia, lęk przed
zbliżeniem oraz w tym momencie brak zaufania do Toma, a z drugiej miłość do
niego, przekonywania wszystkich naokoło oraz od dzisiaj wyrzuty pani Kaulitz,
wychodzi z tego niezła mieszanka. Dokładając do tego dzisiejsze wydarzenia,
cały stres związany z pracą oraz koszmary nocne, o depresję bardzo łatwo,
szczególnie biorąc po uwagę moją słabą psychikę. Musiałam coś z tym poradzić.
Musiałam wyrzucić ze swojego życia niektóre elementy i zapomnieć o nich.
Zrezygnować z części przyzwyczajeń i ograniczyć kontakty do tych
najpotrzebniejszych. Wszystko zaczęło się od Toma i na Tomie się skończy. Nie
miałam wyboru. Musiałam całkowicie wymazać go z pamięci i odgrodzić się od jego
świata.
Tyko co będzie z Billem? W końcu jest on moim
przyjacielem. A może był? Tak strasznie bałam się jego reakcji. Bałam się, że
powie mi jak bardzo mnie nienawidzi i nie chce mieć ze mną już nic wspólnego.
Że jedynie z litości w ogóle się ze mną zadawał i tak naprawdę jestem
najgorszym, co go spotkało. Jak wielkie były moje wyobrażenia! Sceny, które
pojawiały się w moim umyśle, przedstawiały najgorsze scenariusze. W ostatnim
nawet Emily się ode mnie odwróciła, a mama stwierdziła, że nie chce mieć takiej
córki.
Gdyby tak się stało, jestem przekonana, że świat nie
oglądałby mnie już dłużej.
Bo czymże jest
życie, jeżeli nie ma w nim ani krzty szczęścia?
Płakałam całą noc. To była chyba najdłuższa noc w moim
życiu, a minuty jeszcze nigdy się tak nie dłużyły. Nie spałam ani sekundy,
nawet nie przymknęłam oczu, kiedy poczułam zmęczenie. Wolałam głuchy płacz od
kolejnego koszmaru. A kiedy pierwsze promienie słońca wyjrzały zza zasłony,
mrugnęłam automatycznie jakbym się obudziła. Ostatnia kropla popłynęła już
jakiś czas temu, wyczerpując moje zapasy, więc teraz leżałam jedynie bez
jakiegokolwiek znaku życia i tak, jak na początku wpatrywałam się bezwiednie w
bladoróżową ścianę.
Kiedy wskazówki zegarka ustawiły się na pięć po dziewiątej,
do moich drzwi ktoś zapukał. Nawet nie ruszyłam palcem, a moje oczy nie
zmieniły swojego położenia. Nie byłam w stanie jeszcze nikogokolwiek widzieć na
oczy. Nie chciałam nikogo widzieć na
oczy.
-Rose, wiem, że nie chcesz mi otwierać.- Mrugnęłam słysząc
głos kuzynki. Nie spodziewałam się jej.- I wiem też jak się czujesz, dlatego
daję ci godzinę na ubranie się i spakowanie. Jedziemy do domu, skarbie.
Kroki zza drzwi zasugerowały, że blondynka oddaliła się
od nich. Mrugnęłam jeszcze raz i odetchnęłam słabo. W myślach już dziękowałam
kuzynce, że tak dobrze mnie zna i chce mi pomóc. Nie potrafiła się długo
gniewać, tak jak i ja, dlatego nasza więź była praktycznie nierozerwalna.
Przymknęłam zmęczone oczy i z ociąganiem podniosłam się
do siadu. Rozprostowałam sztywne kończyny i bezwiednie rozejrzałam się po
pokoju. Wczoraj nie miałam praktycznie czasu na zrobienie tu bałaganu. Nawet
zbrakło mi go na rozpakowanie się, więc walizka jedynie stała otwarta, a
kosmetyczka leżała na szafce nocnej. Leniwie stanęłam na nogi i pierwszą
rzeczą, jaką zrobiłam, było ściągnięcie z siebie wczorajszej sukienki. W samej
bieliźnie przeszłam po dywanie i wyciągnęłam świeże ubrania. Wzięłam
kosmetyczkę i weszłam do łazienki.
Po szybkim prysznicu, powyciągałam z włosów wszystkie
wsuwki, które utrzymywały moje włosy w jako taką fryzurę i z zaciśniętymi
zębami rozczesałam kołtuny, jakie się utworzyły. Następnie zrobiłam delikatny
makijaż, a pod oczami nałożyłam grubą warstwę pudru. Przez nieprzespaną noc
miałam takie wory, że aż wołały o pomstę do nieba. Starannie umyłam zęby i
schowałam wszystkie kosmetyki do pudełka. Nie zamierzałam teraz niczego jeść.
Nie chciałam się na nikogo natknąć, chociaż z Billem wypadało mi się pożegnać…
Westchnęłam głęboko i weszłam z powrotem do pokoju.
Posłałam łóżko kocem, i zapakowałam wszystko do torby. Spojrzałam na zegarek.
Za piętnaście minut powinniśmy już wyjechać. Po krótkim przemyśleniu wszystkich
za i przeciw, wyszłam z torbą z pokoju i od razu natknęłam się na
Jack’a. Ochroniarz zdziwił się na mój widok.
-Już wstałaś? Myślałem, że nie zobaczę cię przynamniej do
obiadu…
-Tak wyszło… Jedziemy do domu. Teraz.- powiedziałam sucho
i minęłam go kierując się do apartamentu kuzynki. Mężczyzna podążył za mną.
-Ale dlaczego? Miałyście zostać tu do jutra…- Wziął ode
mnie torbę i dalej szedł za mną.
- Zmiana planów.- Przygryzłam nerwowo wargę podejmując
szybką decyzję. MUSIAŁAM się z nim zobaczyć przed wyjazdem… Zatrzymałam się i
odwróciłam przodem do ochroniarza.- Jack, mógłbyś zanieść to do Em? Ja muszę
załatwić jeszcze jedną sprawę nim wyjedziemy…
Mężczyzna westchnął ciężko i przejechał dłonią po czole
jakby gorączkowo nad czymś myśląc.
-Dobra, ale masz pięć minut i chcę cię widzieć na dole,
jasne?
-Nie ma sprawy!- krzyknęłam, bo już prawie biegiem
pokonywałam długość korytarza. Skręciłam na najbliższym rozwidleniu w prawo i
po jeszcze kilku metrach zatrzymałam się przed odpowiednimi drzwiami.
Odetchnęłam głęboko i zapukałam. Czekałam, ale nikt nie otwierał. Zapukałam
jeszcze raz, ale i tym razem nie doczekałam się odpowiedzi. W końcu zirytowana,
walnęłam pięścią w drewnianą powierzchnię i czekałam dalej. Po chwili po
drugiej stronie dało się słyszeć jakieś szuranie. Skrzyżowałam ręce na piersi i
oparłam się o framugę.
Elektroniczny zamek zadźwięczał i drzwi się otworzyły
ukazując ledwie żywego czarnowłosego chłopaka. Na sobie miał jedynie granatowe
bokserki a dready sterczały mu na wszystkie strony. Potarł ręką oczy i zmrużył
je jakby zastanawiał się nad tym, kogo widzi.
-Ach, to ty, Rose.- wychrypiał słabym głosem.
Uśmiechnęłam się lekko.
-Tak, masz może chwilkę?- zapytałam niepewnie. Trochę
obawiałam się, że nie będzie chciał ze mną rozmawiać…
Bill skrzywił się lekko, jakby wizja przyjmowania
kogokolwiek tak wcześnie rano nie byłą szczytem jego marzeń. Albo po prostu nie
chciał mnie widzieć…
-W sumie i tak miałem już wstawać…- Podrapał się po
brodzie i wpuścił mnie do środka. Minęłam go i kiedy byłam pewna, że nie widzi,
odetchnęłam z ulgą.
Odchrząknął.
-Napijesz się czegoś? Wody, coli?- Pokiwałam przecząco
głową siadając na białym fotelu. Jego łóżko było całkowicie rozkopane, a
wczorajsze ubrania leżały na podłodze. Bill wcale się tym nie przejął tylko
podszedł do barku i wyciągnął z niego butelkę wody mineralnej. Odkręcił
nakrętkę i napił się porządnie. Następnie z torby wyciągnął opakowanie tabletek
i połknął dwie, również popijając wodą.
-Lepiej…- Jego głos nadal był zachrypnięty, ale brzmiał
już nieco lepiej.
-Dużo wczoraj wypiłeś…- wypomniałam mu.
Wokalista wyszukał czarne dżinsy i założył je na siebie.
Spojrzał na mnie znacząco. Dopiero teraz zauważyłam czerwony ślad na jego
policzku. Zaklęłam w myślach.
-I tak nie wiesz, bo znikłaś w połowie…
-Bill, ja nie chciałam, żeby to tak wyszło…- powiedziałam
na pół szeptem. On tylko podniósł dłoń uciszając mnie tym jednocześnie.
Przytknął wskazujący palec do czoła i rozmasował je lekko. Przez chwilę w
pokoju panowała idealna cisza, a ja wstrzymałam oddech.
-Bill…- mój głos można by w tej chwili sklasyfikować jako
rozpacz. Jeżeli on w tej chwili powie mi, że…
-Nie rozumiem…- stwierdził spoglądając na mnie
przenikliwym wzrokiem.- Po co to zrobiłaś?
Przełknęłam ślinę.
-Ja…nie wiem…- Spuściłam głowę, stwierdzając nagle, że
moje paznokcie są dziwnie interesujące. Usłyszałam głuche kroki i Bill ukucnął
przede mną, kładąc dłonie na moich kolanach.
-Jestem twoim przyjacielem, Rose. Nie chcę być nikim
innym i nie prowokuj mnie więcej. Już nie chodzi, że Tom mnie uderzył. Tu
chodzi o to, jak ja się poczułem. Wykorzystałaś mnie…
-Przepraszam… tak bardzo cię przepraszam… to nie miało
tak wyjść, ja nie chciałam…- Objęłam go za szyję i wtuliłam się ufnie. Czułam
jego nagą klatkę piersiową i chciało mi się płakać. Jeżeli go stracę…-…naprawdę.
Bill westchnął i objął mnie delikatnie. Pocałował mnie
ostrożnie we włosy.
-Co ty takiego masz w sobie, że nie potrafię się na
ciebie długo gniewać?
Uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem.
-Jestem głupia…
-Tym sposobem nic nie zdziałasz. Tom się zmienił i sam go
już nie poznaję. Nie wiem, co mógłbym jeszcze zrobić… to mój brat, a czuję,
jakby był mi zupełnie obcy.
-To moja wina…- Pociągnęłam nosem.- Mogłam zgodzić się z
nim być i teraz nie mściłby się na mnie… na nas wszystkich…
-Nie.- Czarnowłosy pokręcił przecząco głową.- To, że
zmusiłabyś się do niego wcale nie dałoby ci pełnego szczęścia. Wierzę, że
jeszcze będziecie razem, ale nie teraz… widocznie jeszcze jest za wcześnie.
-Zawsze będzie za wcześnie…- szepnęłam jakby do siebie.-
Przysięgam, że już nigdy nawet nie pomyślę, aby zbliżyć się do ciebie w taki
sposób. To był jedyny i ostatni raz, obiecuję.
Bill przytaknął głową i odsunął się. Wstał i podszedł do
walizki, aby ubrać coś na górę. Przyglądając mu się, zastanawiałam się, jak to
prawdopodobne, że dwaj bracia bliźniacy mogą się tak bardzo od siebie różnić…
Jednego kocham, mimo że jest skończonym chamem, a drugi jest dla mnie jak brat,
chociaż z pewnością nadawałby się o wiele bardziej na partnera. Ale nie mogłam
tego Billowi zrobić. Był zbyt dobry dla mnie i z pewnością nigdy bym na niego
nie zasługiwała. Może to dlatego moje serce ulokowało uczucie w starszym
bliźniaku? Abym cierpiała za całą krzywdę wyrządzoną innym osobom. A może,
żebym nigdy nie mogła doznać uczucia bliskości drugiej osoby…
Jeden mnie nie chce, a drugi to przyjaciel. Czy istnieje
na to jakiś złoty środek?
-Tom…- wyszeptałam ledwie słyszalnie i przymknęłam oczy. Miłość naprawdę jest ślepa…