Dobra, ludzie xdd nie mam neta, dodaję z kompa kuzyna i kuzynki :D ostrzegam, że jest trochę niecenzuralnych słów i... nie podoba mi się xdd
Simone sucks ...
-Jeszcze jeden taki numer, a przysięgam, że wszyscy
wylecą! No gdzie on, do cholery jest?!
-Spokojnie, zaraz przyjdzie.
-Miał iść tylko po kawę! Pewnie znowu flirtuje z kasjerką
czy kim tam…
-Przesadzasz…
-Wcale nie! Śpieszymy się, nie pamiętasz?
-Spójrz, już wraca…
-NO NARESZCIE!
Emily pewnym krokiem podeszła do zbliżającego się
ochroniarza i z piorunującym wzrokiem odebrała mu wręcz nachalnie papierowy
kubek.
-Miałeś iść na minutkę, nie pół godziny!
-Wybacz, Em, ale była strasznie długa kolejka…- Mężczyzna
podrapał się wolną ręką po szyi.
-Tak, jak ostatnio, co? I przedostatnio i przed-przedostatnio…
-Dobra, nie histeryzuj…- Wywrócił oczami.
-Ja histeryzuje?!- Em się zapowietrzyła.- Zważ na słowa,
Jack! Płacę ci.
-Riche mi płaci…
Parsknęłam śmiechem. Emily spiorunowała mnie wzrokiem i z
obrażoną miną wsiadła do samochodu. Jack z lekkim uśmiechem na ustach podszedł
bliżej.
Spojrzałam na niego mlaskając cicho.
-Musisz, nie?
-Zawsze- Wyszczerzył się i podał mi brązowy kubek. Od
razu zatopiłam usta w parującej kawie i poczułam ogarniającą ulgę. Praktycznie
nie spałam całą noc, a ciotka Kate obudziła nas absurdalnie wcześnie.
Ochroniarz
oparł się plecami o drzwi samochodu i założył ręce na piersi. Zerknęłam na
niego kątem oka. Był mężczyzną po trzydziestce z lekkim zarostem i dobrze
zbudowanym ciałem. Miał przenikające, błękitne oczy, które jednym spojrzeniem
potrafiły speszyć nie jedną osobę. Jack miał niezłe powodzenie u kobiet, a
nawet ich fanki nie raz prosiły nie ich, a właśnie jego o autograf! Gdybym była
starsza, z pewnością zainteresowałabym się nim, lecz w obecnej sytuacji jest on
raczej bardziej jak starszy braciszek niż ochroniarz. Ciotka Kate zawsze
spoglądała na niego ukradkiem, kiedy przyjeżdżał, jak i z ogromną chęcią z nim
rozmawiała.
Kate była wdową od siedmiu lat. Kiedy miała dwadzieścia
pięć, jej mąż, a mój i Em wujek, podczas powrotu do domu z pracy, znalazł się w
nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. Jakiś wariat wjechał na
skrzyżowanie, kiedy było czerwone światło i zagapiwszy się, uderzył w samochód
wujka, wypychając go tym samym na sam środek skrzyżowania. W tym momencie po
prostopadłej ulicy jechała ciężarówka. Kierowca nie zdążył wyhamować i uderzył
prosto w drzwi od strony kierowcy, nie pozostawiając wujkowi najmniejszych
szans na przeżycie. Miał dwadzieścia sześć lat, kochającą żonę i plany na
przyszłość. Chciał mieć dzieci, lecz już nie zdążył spełnić tego marzenia…
Wszyscy bardzo to przeżyli. Najbardziej zrozpaczona była
z pewnością ciotka, która w pewnym momencie nie dawała sobie rady i miała nawet
myśli samobójcze. I w tym momencie w jej domu zjawiłam się ja i Em. Na początku
miały to być najzwyklejsze wakacje połączone z pilnowaniem i kontrolowaniem
Kate, ale kiedy Riche nas wyłowił w klubie, w którym występowałyśmy, nasz, jak
i jej świat obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni.
Obecnie ciotka jest prawie tą samą pogodną osobą, co przed
śmiercią wujka. Na początku bałyśmy się z Em zostawiać ją samą, lecz miała ona
swoje przyjaciółki oraz sąsiadów, którzy na czas z pewnością zareagowaliby.
-Kate pytała się, czy jedziesz z nami.- Upiłam łyk kawy i
spojrzałam na ochroniarza.
-Naprawdę? Dlaczego?- Był widocznie zaskoczony.
Wzruszyłam ramionami.
-A bo ja wiem. Chyba tobie najbardziej ufa.-
Wyszczerzyłam się do niego
-Miło…
-Tak, bardzo…
Parsknęłam śmiechem i dopiłam do końca gorący napój.
Pusty kubeczek wyrzuciłam do stojącego nieopodal kosza i z ociąganiem wsiadłam
do samochodu. Emily opierała się głową o szybę, a w uszach miała słuchawki, z
których dochodził stłumiony dźwięk jakieś piosenki. Wyjęłam z kieszeni telefon
i otworzyłam okno nowej wiadomości. Wpisałam do niego kilka wyrazów i wysłałam.
Jeszcze raz zerknęłam na Em.
Ona też nie mogła doczekać się spotkania z Georgiem…
***
Po pokoju rozniósł się dźwięk tłuczonego szkła.
-Uspokój się. Jesteś niestabilny emocjonalnie…
-Kurwa zamknij się, jasne?! Po prostu się zamknij!
-Nie odnoś się tak do mnie…
-Będę się do ciebie odnosił jak mi się podoba!
Młodszy chłopak spojrzał na starszego z żalem w oczach. W
kieszeni poczuł wibracje swojego telefonu. Wyjął go i odczytał krótkiego smsa.
-Będą tu za dwie godziny.
-Zajebiście! Kurwa zajebiście!
-Przestań.- Czarnowłosy schował z powrotem urządzenie i
założył ręce na piersi.- Sam ją zaprosiłeś.
-Ja pierdole, wtedy była jeszcze inna sytuacja.
-A teraz coś się zmieniło?
-Tak! Zmieniło się!- Starszy chłopak stanął bardzo blisko
brata i spiorunował go spojrzeniem.
-Ja nie zauważyłem, wiesz? To nadal jest ta sama
dziewczyna, co miesiąc temu, Tom. Nie rozumiem, dlaczego tak negatywnie się do
niej nastawiłeś…
-Kurwa, bo zostawiła mnie na lodzie! Bo powiedziała, że
nie żywi do mnie żadnych uczuć i dlatego między nami nic nie będzie! Po co ja
się tak starałem, skoro ona i tak powiedziała „nie”?! No powiedz mi, po co?!-
Bill ze spokojem na twarzy usiadł na pobliskim fotelu i założył nogę na nogę.
-Postaw się na jej miejscu, Tom.
-Próbowałem i wiesz, co?! Nadal nie rozumiem jej
postępowania!- Starszy bliźniak rozłożył bezradnie ręce
-Bo to bardziej skomplikowane niż ci się wydaje.
-Więc mnie oświeć!
Bill uśmiechnął się szyderczo.
-Sam do tego dojdź.
-Co ty, kurwa pierdolisz?!- Tom popukał się palcem w
czoło w jednoznacznym geście, lecz jego bliźniak pozostawał niewzruszony.-
Dobra, wiesz co? Mam gdzieś twoje słowa, ją i całą tą beznadziejną sytuację.
Dzisiaj są moje urodziny…
-Nasze…- poprawił go Bill
-…moja impreza…
-Nasza, Tom.
-… i mam zamiar się dobrze bawić.
-MY mamy zamiar się dobrze bawić.- Zirytował się młodszy
bliźniak.
-I nie chcę, aby jakaś nic nieznacząca dziewczyna popsuła
mi ten dzień. Może przyjechać, okej, ale będzie twoim gościem. Ja nie mam
zamiaru nawet na nią patrzeć, więc nie licz na mnie w tej kwestii. Skończyłem z
nią. Jest dla mnie niczym stara gazeta, do wyrzucenia.
-Nie wierzę, że możesz tak mówić! Kochasz ją!- Bill z
oburzeniem wstał z miejsca i wycelował palcem w bliźniaka, który prychnął
jedynie.
-A kto ci to powiedział? Nigdy takie słowa nie padły z
moich ust i nie padną.
-Ja to wiem, Tom. Możesz mówić, co chcesz, ale mnie nie
oszukasz. Znam cię jak nikt inny…
-Przestań pieprzyć.
-Czyli co zamierzasz dzisiaj robić? Mam nadzieję, że
poświęcisz mi chociaż odrobinę czasu?- Czarnowłosy założył ręce na piersi, a
jego oczy wyraźnie posmutniały.
-Ty będziesz musiał zająć się swoimi „gośćmi”. Ja w tym
czasie, na co liczę, nieźle się zabawię. Bill, nie mamy piętnastu lat. To, że
wyprawiamy razem urodziny, nie znaczy, że muszę cię niańczyć…
-Nie masz mnie niańczyć, masz świętować razem ze mną. To
NASZE urodziny, Tom. A Rose nie jest małą dziewczynką, żebym musiał pilnować
jej przez cały czas.
-Nie wydaje mi się. Jest niezdecydowana jak pięciolatka.
-Tom!
-No co?
-Jesteś niemożliwy, wiesz…- Bill pokręcił z dezaprobatą
głową.- Rób, jak chcesz. Jesteś dorosły, tylko potem nie żałuj.
-Nie mam czego żałować… Skończyłem z tym wszystkim. Mogę
oficjalnie powiedzieć, że „dawny” Tom wrócił…
***
Poczułam dziwny skurcz w okolicy serca. Złapałam się za
to miejsce i przycisnęłam lekko, ale momentalnie ból zniknął. Mruknęłam coś
niezrozumiałego i wpatrzyłam się w obraz mijanych krajobrazów. Zastanawiałam
się, czy ten wyjazd to dobry pomysł. W końcu minął zaledwie tydzień, nie
widziałam się z chłopakami jedynie siedem dni, a mi wydawały się one
wiecznością. Przez te sny, miałam naprawdę wiele czasu na rozmyślania i doszłam
do wniosku, że dobrze zrobiłam, odmawiając Tomowi. W końcu niedługo
rozpoczynają trasę, a my nagrywamy nową płytę. Kiedy oni skończą trasę, my ją
zapewne zaczniemy i znowu te kilka miesięcy bylibyśmy osobno. Zresztą, nie
byłam pewna, czy przyzwyczaiłabym się do jego bliskości z myślą, że jest mój.
Chociaż myśl, że mogłabym powiedzieć, że należy do mnie była bardzo motywująca,
mimo wszystko odrzucałam ją od siebie. Nie mogłam tak myśleć, nie mogłam brać
po uwagę faktu, że wystarczy zapewne kilka słów, a Tom z pewnością zgodziłby
się na wszystko.
To było chore. Po co rozmyślałam o tym godzinami, skoro
już dawno postanowiłam zapomnieć? To wszystko nie miało sensu, a moja
bezradność upewniała mnie w tym dogłębnie. Jedynym racjonalnym wyjściem z tej
sytuacji, było mniej wolnego czasu, co wiązałoby się z mniejszą ilością
sytuacji dumania nad problemami. W skrócie- musiałam znaleźć sobie jakieś zajęcie,
aby nie myśleć o Tomie.
W słuchawkach po raz kolejny usłyszałam tą samą piosenkę,
więc ze znudzonym wzrokiem, wyjęłam je z uszu. Wyłączyłam Ipada i schowałam go
do torebki. Przesunęłam spojrzeniem po wnętrzu samochodu i zatrzymałam go na
kuzynce. Na kolanach trzymała laptopa i zawzięcie czytała coś na jakieś stronie
internetowej. Przesunęłam się bliżej i zerknęłam na długi tekst. Moje oczy
wyłapały kilka przypadkowych słów i już wiedziałam, o czym ten blog jest.
-Znowu czytasz tą śmieszną historyjkę?
Em niechętnie oderwała się od tekstu i spojrzała na mnie
niezrozumiale.
-To nie jest „śmieszna historyjka”. To Twincest, Rose.
-Wszystko jedno. Przecież to jest chore!
-Zależy z jakiej strony na to patrzysz. Dla ciebie może
to się wydawać faktycznie jakieś psychiczne, lecz ja uważam, że nie dość, że
jest napisane lepiej niż niejedna książka, to w dodatku porusza tematy, o
których normalnie się nie mówi.
-Mówisz o kazirodztwie?- Kiwnęła twierdząco głową.- Ale
to jest chore. W dodatku o
Kaulitzach. Wiesz, co by się stało, gdyby Bill się o tym dowiedział?
Em jakby nic sobie z tego nie robiąc jedynie wzruszyła
ramionami.
-Myślę, że on sam doskonale o takim czymś wie. W pewnym
momencie było o tym dość głośno, więc musiał coś słyszeć. A tak w ogóle, nie
wiem, dlaczego się tak burzysz, skoro w sieci są również historię o miłości
partnerskiej między nami…
-No nie żartuj…- jęknęłam na myśl, że jacyś nastoletni
fani wymyślają i publikują wymyślone opowiadania o mnie i Em, w których mogło
do czegoś między nami dojść.
-Nie jęcz tak, bo to nawet ciekawe. Czytałam raz, że
przez całe życie ukrywałaś swoją miłość do mnie i w dzień swoich urodzin
zażyczyłaś sobie, żebym z tobą była- zachichotała pod nosem spoglądając na mnie
rozbawionym wzrokiem. Szczęka opadła mi do ziemi.
-Jak ludzie mogą wypisywać takie absurdy?!
-Mogą i robią to. Tylko, że to coś więcej niż hobby czy
zbyt bujna wyobraźnia, wiesz? Widziałam nawet fotomontaże dwuznacznych
sytuacji. Są fora, na których ludzie o takich zainteresowaniach publikują swoje
dzieła, jak i wymieniają się poglądami. Nawet w wywiadach i piosenkach
doszukują się podtekstów, więc to już trochę podchodzi pod obsesję, ale jest to
coś innego. Podoba mi się.
-Boże widzisz a nie grzmisz!- mruknęłam pod nosem.- A to,
co obecnie czytasz, to…?
-A powiem ci, że chyba zostanie to moim ulubionym
opowiadaniem.- zachichotała.
-A co, są sceny łóżkowe?- zironizowałam, na co blondynka
parsknęła śmiechem.
-I to bardzo dokładnie opisane. Jak w każdym Twinceście,
moja droga. Ale nie, w tym Bill jest w ciąży…
-ŻE W CZYM?!- Zerwałam się z miejsca i na tyle, na ile
pozwalał mi pas, wychyliłam się, żeby przeczytać choćby fragment.
„…A teraz znowu się obudził...
Śnił o czymś całkowicie zwariowanym, czego nie mógł sobie teraz
dokładnie przypomnieć. Wiele niepowiązanych ze sobą scen... I pomiędzy nimi
powracający ciągle ten obraz...
Obraz malej istotki w jego brzuchu. Bill nieświadomie położył dłoń na
małym wzniesieniu i pogładził je ostrożnie. Sprawiła mu tyle kłopotów...
Mdłości, napady zawrotów głowy, jego wilczy apetyt, to wszystko zawdzięczał na
pewno jej. I teraz ten cały chaos wokół niego, to że jego koledzy z zespołu
wiedzieli teraz o jego związku z Tomem, że jego matka, Gordon, doktor Jensen i
doktor Keller myśleli, ze został zgwałcony...
A jednak Bill nie mógł odczuwać nienawiści w stosunku do tego
maleństwa. Nie po tym, co zobaczył, nie po tym, kiedy ujrzał, jak się
poruszyła. To nie było małe „coś“, to było żywą istotką. Żywym dzieckiem, które
zamierzał pozwolić zabić…
Bill nie czuł, że po jego twarzy zaczęły spływać łzy i wsiąkały w
poduszkę. To było całkowicie niemożliwie. Co miałby zrobić z dzieckiem? W jaki
sposób miałby je urodzić? Doktorka przecież powiedziała, ze było to ryzykowne,
dlatego też zadecydowano, by je usunąć. I poza tym... Tom był ojcem, byli
rodzeństwem. Nie byłoby to możliwe, nawet jeśliby tego sam chciał...”*
Urwałam, kiedy
fragment się skończył. Przełknęłam nerwowo ślinę i pokręciłam niedowierzająco
głową. Jak ktoś mógł wpaść na tak absurdalny pomysł, aby zrobić z Billa
kobietę!
-To naprawdę jest chore, Em…
-Oj, nie znasz się! Gumisie są klasykiem! To jedna z
najwspanialszych historii, jakie znam i możesz mówić, co chcesz, ale autorka
zrobiła kawał dobrej roboty!
-Po prostu nie wierzę…- Pokręciłam niedowierzająco głową.
-Uwierz, to się dzieje naprawdę.- Parsknęła śmiechem i
wczytała się w dalszy tekst.
-Przez ciebie teraz Bill będzie mi się z tym kojarzył!-
Oburzyłam się nie na żarty. Już wyobrażałam sobie wokalistę z odstającym
brzuchem…
-Potem ci przejdzie. Ja też na początku doszukiwałam się
w ich gestach i słowach drugiego dna, ale słuchając zdrowego rozsądku
stwierdziłam, że to niemożliwe i mi przeszło… Teraz to tylko spożytkowanie
wolnego czasu…
-Taa…- mruknęłam niewyraźnie i odsunęłam się od niej. Na
nowo wpatrzyłam się w mijane obrazy, lecz moja wyobraźnia już podsuwała mi
przeróżne absurdalne obrazy, których nie chciałabym nigdy widzieć na oczy…
Po prawie dwóch godzinach, szłam z Em i ochroniarzami
przez jeden z hotelowych korytarzy. Chwilę temu odnieśliśmy wszystkie bagaże do
zakwaterowanych pokoi, a teraz szukaliśmy tego, w którym zatrzymali się
chłopacy.
-Bill mówił, że sto trzydzieści siedem, ale ja go tu nie…
widzę…
Przystanęłam przed odpowiednimi drzwiami i niepewnie
zapukałam. Spojrzałam na kuzynkę i wzruszyłam ramionami. Po chwili dziwnych
hałasów po drugiej stronie, usłyszałam szczęk otwieranego zamka i w drzwiach
pojawił się zupełnie mi obcy mężczyzna.
Przełknęłam ślinę.
-Czy to… pokój Billa Kaulitza?- Próbowałam zajrzeć mu
przez ramię, lecz swoją posturą zasłaniał praktycznie całe wejście.
Skrzywił się widząc to.
-Bill nie ma teraz czasu na rozdawanie autografów.
Przyjdź jutro, a najlepiej przed hotel. Należy mu się trochę prywatności,
prawda?- Mężczyzna był… nieprzyjemny. Je głos był lodowaty i z każdym kolejnym
słowem utwierdzał mnie w przekonaniu, że nie chce, abym tu była. Kim on w ogóle
był?! Zaczął wycofywać się do pokoju z zamiarem zamknięcia mi drzwi przed
nosem.- Do widzenia…
-Nie! Proszę zaczekać!- Emily postawiła nogę między nimi,
a ścianą, uniemożliwiając ich domknięcie.- My nie jesteśmy żadnymi fankami,
tylko przyjaciółkami pańskich synów.
Spojrzałam na kuzynkę niezrozumiale. Synów? Czyżby ten
facet był ojcem bliźniaków? Tom mówił mi kiedyś, że ich matka rozeszła się z
ich ojcem, a teraz zaręczyła z nowym partnerem, tylko… nie pamiętam, jak on
miał na imię…
-Przyjaciółkami?- Mężczyzna spojrzał to na mnie, to na
Emily z powątpieniem.
-Tak. Jestem Emily Sadowska, a to moja kuzynka Rosalie Sedaine.
Jesteśmy z zespołu Stumm i tydzień temu zakończyłyśmy wspólną trasę z Tokio
Hotel. Zostałyśmy zaproszone na przyjęcie urodzinowe Billa i Toma i…
-Ach tak!- Facet przejechał dłonią po czole.- Bill mówił,
że przyjedziecie, tylko spodziewaliśmy się was nieco później. Proszę,
wchodźcie.
Otworzył nam szerzej drzwi i odsunął na bok,
przepuszczając.
-Rose, my będziemy się tu kręcić. Jakbyś nas szukała,
wiesz co robić.- Oznajmił Jack i odszedł krok w tył, nie przestając obserwować
ojca bliźniaków.- Witam pana, panie Trümper.
-Kopę lat, co Jack?- spojrzał na ochroniarza z szyderczym
uśmiechem na ustach.- Widzę, że nadal nie zmieniłeś profesji…
-Nie, nie zmieniłem.- Przerwał mu z kamienną miną.-
Niestety muszę sprawdzić okoliczne korytarze, obowiązki wzywają, proszę
wybaczyć…
Jack odwrócił się i kiwnięciem głowy kazał Dennisowi-
drugiemu ochroniarzowi- pójść za nim. Oboje znikli za rogiem.
-Pan zna Jack’a?- Spojrzałam na Trümpera przenikliwym
wzrokiem. Mężczyzna uśmiechnął się kpiąco.
-Można powiedzieć, że mieliśmy okazję się poznać.
Zapraszam, panno Sedaine do środka.- Położył dłoń na moich plecach i pchnął
lekko w głąb pomieszczenia, zamykając jednocześnie drzwi.
Rozejrzałam się wokoło i stwierdziłam, że pomieszczenie z
pewnością było urządzone w stylu Billa. Jasne ściany, czekoladowa podłoga i
kremowe, prawie białe meble. Pewnie to on wybierał pokój, chyba, że był to
zwykły zbieg okoliczności…
Na jednym z foteli siedziała kobieta w średnim wieku.
Miała naturalnie brązowe włosy i kilka zmarszczek na twarzy. Jej wyraz twarzy
nie wyrażał teoretycznie niczego, lecz kiedy skierowała na mnie swój wzrok, aż
ciarki przeszły po moich plecach. Jej oczy były tak lodowato zimne, w tak
nieprzyjemny sposób mnie lustrowała, że całkowicie straciłam orientację. Spojrzałam
na Emily, która ze splecionymi przed sobą dłońmi, rozglądała się ciekawie po
pomieszczeniu. Zastanawiałam się, czy powiedzieć coś do kobiety, czy jednak
milczeć i poczekać na bliźniaków. Jednak dobre wychowanie podpowiadało mi, że
byłoby niegrzeczne, abym nawet się z nią nie przywitała.
Z duszą na ramieniu stanęłam bliżej kuzynki i nabrałam
powietrza w płuca.
-Wiedziałem, ż przyjedziesz!.- I wypuściłam je niemal ze
świstem, kiedy moje kości zostały wręcz brutalnie zgniecione.- Już myślałem, że
będę musiał osobiście po ciebie przyjechać, ale na szczęście obyło się bez
tego.
Bill zaśmiał się i pocałował mnie lekko w policzek. Na
jego twarzy bez ustanku widniał przeraźliwie szeroki uśmiech. Również Emily
została przez niego potraktowana jak wielki pluszak do ściskania i jęknęła,
kiedy zamknął ją w swoim żelaznym uścisku.
-Chyba następnym razem poważnie zastanowię się nad
ubraniem zbroi, kiedy będziesz chciał mnie wyściskać.- Em rozmasowała sobie
obolałe ramię z krzywą, ale rozbawioną miną.
Bill klasnął w dłonie i prawie że podskoczył,
przeskakując wzrokiem to na mnie to na blondynkę.
-Nie macie pojęcia, jak bardzo się cieszę, że
przyjechałyście!
-Dobra, Bill bo okresu dostaniesz…- Em pacnęła go lekko w
ramię, na co zrobił urażoną minę. W mojej głowie natychmiast pojawił się obraz
Billa w ciąży i prawie zakrztusiłam się własną śliną. Przeklęłam w myślach na
blondynkę…
-Nawet ty musisz porównywać mnie do kobiety? Już
wystarczy mi, że wytwórnia chce mnie zniewieścieć…
-Naprawdę?!- Em parsknęła śmiechem
-W czwartek skończyliśmy zdjęcia do teledysku i
oficjalnie stwierdzam, że wyglądam w nim jak transwestyta.- Bill założy ręce na
biodra i wyszczerzył sztucznie żeby, ukazując swoje zdanie na ten temat.
-Ehm… Bill…?- Ojczym bliźniaków chrząknął i oparł się o
fotel, na którym siedziała brązowowłosa kobieta.
-Tak…? Ah, zapomniałem! Ehm, Rose, Em, to jest Gordon,
mój ojczym i moja mama, Simone. A to są właśnie Rose i Emily. Mówiłem wam o
nich…- Czarnowłosy podrapał się po głowie lekko zmieszany.
Gordon odbił się od fotela i podszedł, wyciągając w moją
stronę swoją dłoń. Uścisnęłam ją, a następnie zrobiła to kuzynka.
-Miło was poznać. Bill praktycznie bez przerwy o was
opowiadał, aż można by pomyśleć, że jesteście praktycznie jak ósmy cud świata…
-Gordon…- Sam wymieniony poczerwieniał lekko na twarzy i
zakrył ją dłońmi.
Matka bliźniaków nie ruszała się ze swojego miejsca, więc
Emily, spoglądając na mnie niepewnie, podeszła do niej i wyciągnęła swoją rękę.
-Miło panią poznać, pani Kaulitz…- Uśmiechnęła się do
niej pewnie.
-Mnie również.
Kobieta z oszczędnym uśmiechem odwzajemniła gest, więc
stwierdziłam, że mnie również wypada się przywitać. Ostrożnie podeszłam do niej
z zamiarem uściśnięcia dłoni, lecz jej lodowaty wzrok na powrót spoczął na
mnie. Aż poczułam, jak moje wnętrzności zamarzają pod jego ciężarem. Zachwiałam
się, lecz nie uszło to jej uwadze. Spojrzała na moje szpilki i uśmiechnęła się
szyderczo, jakby myśląc, że nie potrafię w nich chodzić. Zawahałam się nim
wyciągnęłam w jej stronę swoją dłoń.
-Bardzo mi miło nareszcie panią poznać. To… Tom wiele o
pani opowia…
-Co jak co, ale o Tomie nie powinnaś nawet wspominać,
młoda damo.- Jej słowa jak sztylety wbijały się w moją głowę, aż poczułam w
niej nagły ucisk. Simone przejechała po mnie wzrokiem, zatrzymując się na
chwilę na mojej wyciągniętej dłoni. Opuściłam ją szybko i schowałam za siebie,
przytrzymując drugą ręką.- Dziwię się, że w ogóle miałaś czelność tu
przyjeżdżać. Po tym, co zrobiłaś mojemu synowi, nie powinnaś mu się nawet
pokazywać na oczy. A ty jeszcze przybyłaś na jego urodziny. W dzień, który
chciałby spędzić z rodziną i PRZYJACIÓŁMI.
-Mamo!
Rozszerzyłam oczy w zdumieniu, nie będąc w stanie nic
powiedzieć. Jej ostry niczym brzytwa głos, sprawiał, że chciałam stąd jak
najszybciej zniknąć. A spojrzenie, jakim mnie obdarzyła, uginał pode mną
kolana. W pewnym momencie zapomniałam nawet jak się nazywam, tak bardzo
przytłoczyła mnie swoją osobą. Gdzieś w głębi podświadomości obudziła się we
mnie myśl, że ta kobieta, z której nienawiść do mojej osoby wyciekała każdym
skrawkiem jej skóry, ma rację. Jednakże w chwili obecnej mój umysł opanowała
dziwna ciemność. Jakby ktoś za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, odebrał mi
możliwość racjonalnego myślenia i umieścił w to miejsce poczucie winy.
-Ja… ja nie…
-Mam nadzieję, że doskonale mnie zrozumiałaś i nie
będziesz już nigdy więcej ingerować w szczęście Toma. Radzę ci również
ograniczyć wasz kontakt do zerowego…
-Mamo, wystarczy! Nie mogę uwierzyć, że byłaś w stanie
powiedzieć coś takiego!
Bill wyraźnie zły podszedł do nas i złapał mnie za ramię,
odciągając na bok. Zachwiałam się lekko, ale utrzymałam równowagę. Nadal byłam
w zbyt wielkim szoku, aby cokolwiek wykrztusić.
-Nie oceniaj Rosalie tylko na postawie tego, co
powiedział ci Tom! To MOJA przyjaciółka i ma takie samo prawo tu być, jak i ty!
-Zachowuj się, Bill, jestem twoją matką!- Simone wyraźnie
nie spodobała się wypowiedź jej syna.
-Więc pogódź się z tym, że Rose będzie tu tak długo, jak
będę chciał! To moje urodziny i mój apartament, mogę zapraszać, kogo chcę!
-Świetnie! Więc ja wychodzę i nawet nie chcę potem
słyszeć, że miałam rację! Gordon, idziemy. Spotkamy się na dole, Bill.
Z prędkością światła matka bliźniaków wstała i wręcz
bezszelestnie przeszła obok mnie, obdarzając mnie jeszcze jednym nienawistnym
spojrzeniem. Z szarpnięciem otworzyła drzwi i znikła na korytarzu. Gordon
spojrzał na mnie przepraszająco i również opuścił pokój.
-Ja pierdole…- Bill przejechał dłonią po twarzy i
westchnął przeciągle.- Miałem nadzieję, że się opanuje, ale niestety… Rosalie,
ja naprawdę za nią przepraszam…- Spojrzał na mnie na pół wściekłym, na pół
skruszonym wzrokiem. Już miałam odpowiedzieć, że nic się nie stało, kiedy drzwi
na nowo się otworzyły. Zaczerpnęłam gwałtownie powietrza.
-…nie zmienię zdania. Czy ty, kurwa nie rozumiesz po
niemiecku?! Tak, jutro nie…
Jego oczy zawędrowały wprost w moje, przeszywając je na
wskroś. Przerwał w połowie zdania i przystanął, jakby wrósł w podłogę. Jego
jedna ręka spoczywała jeszcze na klamce, a druga trzymała telefon przy uchu.
Rozchylił usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale głos ugrzązł mu w gardle.
Czekoladowymi tęczówkami bezustannie wwiercał dziurę w moim umyśle powodując,
że moje serce zaczęło bić coraz szybciej, a oddech przyspieszył i stał się płytki
i nieregularny.
Wyglądał pięknie. Na twarzy miał kilkudniowy zarost,
który dodawał mu męskości, a biała koszulka, mniejsza niż zwykle, prześwitywała
lekko, ukazując zarys jego klatki piersiowej i mięśni brzucha. Na głowie miał
czarno-białą bandami, a spodnie czarne i idealnie gładkie. Parząc na kolczyk w
jego wardze, moje ciało reagowało zupełnie inaczej niż zawsze. Dłonie zaczęły
mi się pocić, a w gardle uformowała mi się ciężka gula.
Tom przygryzł nerwowo wargę.
-Co? Nie, nic, tylko…- odchrząknął spuszczając wzrok-
jutro nie da rady. Okej, może być. Cześć… Gdzie mama i Gordon?- Schował telefon
do kieszeni i zwrócił się do bliźniaka. Przez sekundę znowu na mnie zerknął,
ale nie dał po sobie poznać, że coś jest nie tak.
-Wyszli.
-Wyszli gdzie?- Głos Toma był strasznie sztuczny i lekko
drgał. Jakby warkocz starał się opanować, lecz niekoniecznie mu to wychodziło.
-Kurwa wyszli, jasne?! Do swojego cholernego pokoju!-
Bill, prawie że wrzasnął na brata. Przejechał dłonią po czole, próbując się
uspokoić. Odetchnął głęboko i spojrzał na Toma.- Wkurwiła mnie i nic już nie
mów, bo to przez ciebie.
-Pewnie! Znowu przeze mnie!
-Trzeba było nie gadać matce jak na spowiedzi o twojej
sytuacji z Rose!
-A co, zabronisz mi?!
-Nie zachowuj się jak dziecko, Tom. Dlaczego nie
powiedziałeś jej o swoich wszystkich laskach na jedną noc, tylko akurat o TYM?
-Może miałem taki kaprys.
-To następny twój kaprys w dupę sobie wsadź, będzie
lepiej dla wszystkich!
-Znowu chcesz się kłócić?!- Tom wycelował w bliźniaka
ostrzegawczo palcem.
-Nie wypada przy gościach…- Bill podszedł do barku i
wyciągnął z niego butelkę bursztynowego płynu i trzy kieliszki.
-Taa, pewnie.- Prychnął i skrzyżował ręce na piersi-
Niektórych rzeczy też nie wypada, a jednak.- W tym momencie jego oskarżycielski
wzrok padł na mnie.- Wiedz, że nie chciałem, żebyś tu była. Gdyby Bill się nie
uparł i nie były to też jego urodziny, nawet nie pomyślałbym, żeby cię
zaprosić…
W tym momencie całe poczucie winy, jakie mnie ogarnęło, w
jednej chwili gdzieś się ulotniło. Zamiast niego poczułam kumulującą się złość.
To nie była przecież moja wina, że Tom za wiele sobie wyobrażał! W końcu nigdy
mu niczego nie obiecywałam, a teraz on próbuje udowodnić mi, że cała ta
sytuacja jest tylko i wyłącznie z mojej winy! Przecież to nie moja wina, że nie
jestem jeszcze gotowa na jakikolwiek związek, a on odbiera to na zupełnie inny
sposób.
-Wiesz co, Tom?! Jesteś chamem, hipokrytą i niewiadomo,
kim jeszcze! Próbujesz wzbudzić we mnie poczucie winy za to, że nie zgodziłam
się z tobą być? To idiotyczne! Nie potrzebuję twojej łaski, wiesz?!
Przyjechałam tu dla Billa i TYLKO dla niego! Myślałam, że jesteśmy
przyjaciółmi, ale po tym, jak potraktowała mnie twoja matka i teraz ty, nie
sądzę, żebym mogła cię tak więcej nazywać…
-Myślisz, że mi zależy?- Prychnął pogardliwie ilustrując
mnie całą wzrokiem. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, zupełnie jak moja.
Jedyna bitwa, jaka się toczyła, była między naszymi oczami.
-Nie ma ci zależeć. Masz zrozumieć, że jesteś największym
debilem, jakiego znam!
-Widocznie nie znasz ich wielu…
-Jesteś taki sam jak Max!- Wiedziałam, że to było
kłamstwo, bo sama nie znałam nikogo gorszego od niego, lecz na Toma to imię
zadziałało jak płachta na byka. W jednej chwili jego twarz opanowała nieopisana
wściekłość i dwoma krokami pokonał dzielącą nas odległość łapiąc mnie boleśnie
za ramię. Syknęłam.
-Nigdy, powtarzam NIGDY nie porównuj mnie do tego
sukinsyna! Możesz mówić, co chcesz, wyzywać mnie od najgorszych, ale nie jestem
gwałcicielem!- Jego głos był przesiąknięty jadem. Palce wbijał w moją skórę, aż
prawie krzyknęłam z bólu.
-TOM, PRZESTAŃ, TO BOLI!- Jakby się opanował, bo
rozluźnił uścisk, a po chwili puścił mnie całkowicie. Oddychał spazmatycznie, a
jego oczy wyrażały czystą wściekłość. Odwrócił się do mnie tyłem i zniknął za
drzwiami na korytarz.
-Wszystko w porządku, Rose?- Emily szybko do mnie
podeszła i położyła swoją dłoń na obolałym ramieniu. Jęknęłam, kiedy nagły ból
rozprzestrzenił się po całej ręce. Bill zmarszczył czoło i zacisnął pięści, aż
kości strzeliły.
-Idiota.- warknął i odwrócił się na pięcie. Wszedł do
pomieszczenia na lewo a ja w tym czasie usiadłam na białej kanapie. Wrócił po
niecałej minucie. W ręku trzymał małą apteczkę. Postawił ją na stoliku przede
mną i wyjął z niej tubkę z jakąś maścią. Emily, wiedząc, o co mu chodzi,
delikatnie ściągnęła górny materiał mojej bluzki z dół, odsłaniając ramię. Na
dość dużej powierzchni rozciągał się czerwony ślad, a w jego centrum układały
się linię odciśniętych palców. Bill zacisnął wargi i wycisnął na palce trochę
przezroczystego żelu. W całkowitej ciszy nałożył go ostrożnie na moją skórę i
zaczął równomiernie rozprowadzać. Syknęłam cicho, kiedy przez przypadek zbyt
mocno przycisnął, ale kiedy skończył, poczułam nieopisaną ulgę. Co prawda ból
mijał bardzo powoli, jednak z każdą chwilą było coraz lepiej.
-Niech go tylko dorwę, to…
Czarnowłosy od kilku minut chodził niespokojnie po
apartamencie. To wchodził do łazienki, jakby czegoś szukając, to znikał na
chwilę, prawdopodobnie, w sypialni. Przez cały czas mruczał pod nosem groźby i
obelgi skierowane na bliźniaka, co jeszcze bardziej go nakręcało.
W pewnej chwili padł na fotel i chwycił stojącą na
stoliku butelkę whisky. Odkręcił ją i nalał do jednego z kieliszków do pełna.
Odstawił naczynie i jednym chaustem wypił zawartość kieliszka. Przymknął oczy i
odetchnął głęboko. Znowu nalał do pełna i wypił na raz nawet się nie krzywiąc.
Kiedy jego ręka sięgała po butelkę po raz trzeci, zabrałam mu ją sprzed nosa i
postawiłam na podłodze obok siebie.
Bill spojrzał na mnie zdziwiony, ale kiwnął potakująco
głową.
-Dzięki…
-Nie dziękuj, tylko powiedz.
Westchnął przeciągle i ukrył twarz w dłoniach. Emily już
od kilku minut nie powiedziała ani słowa, cały czas marszcząc brwi, jakby
gorączkowo nad czymś myśląc.
-Trochę przerasta mnie fakt, że ostatnio moje relacje z
innymi szlag jasny trafia. Najpierw Gustav ma do mnie o coś pretensje, potem
Tom, a teraz własna matka… A najlepsze jest to, że praktycznie nie mają prawa
być na mnie o cokolwiek źli, bo cały ten cyrk wywołał Tom.- Prychnął odwracając
głowę w stronę wielkiego okna.- Kiedy mu odmówiłaś, nagle wszyscy obrócili się
przeciw tobie. Widziałem i słyszałem, co o tobie mówią i nie mogłem pozwolić,
abyś została sama. Jedynie Georg nie ma na ten temat żadnego zdania, jednakże
widać po nim, że niechętnie o tobie mówi. Trochę wpływu ma na to Gustav, bo,
nie ukrywajmy, mają ze sobą lepszy kontakt niż z nami…
-Wydaje mi się, że u Georga głównym powodem tego braku
zdania jestem w jakimś stopniu ja.- Emily spojrzała na nas badawczo.-
Rozmawiałam z nim po zakończeniu trasy i myślę, że wziął do siebie moje słowa. Na
początku był raczej negatywnie do ciebie nastawiony, ale na końcu wydawało mi
się, że go przekonałam.- Założyła nogę na nogę i wbiła wzrok w sufit. Prychnęła
cicho.- Ta cała sprawa jest zdrowo popieprzona. Tom sobie coś ubzdurał i teraz
wszyscy naokoło mają zły pogląd na sprawę. Jeszcze jakby to wyciekło do prasy,
to aż nie chcę pomyśleć, jakie bzdury by powypisywali…
-Nie kracz, siostra.- Ostrzegłam ją. Trochę się
zdenerwowałam myślą, że ktoś mógłby wypaplać pismakom to i owo.- Mów dalej,
Bill.
-Chodzi o to, że wszyscy naokoło znają jedynie wersję
Toma. Mama, chłopaki… nawet nikt nie zapyta ciebie o zdanie, tylko od razu
oczerniają. A ja nienawidzę, kiedy całą winę zwala się na jedną osobę, która w
dodatku nie ma jak się bronić… Powiedziałem im, że nie zamierzam zrywać z tobą
kontaktu, tylko dlatego, że nie chcesz zbyć z moim bratem, a oni jakby… wyparli
się mnie. Twierdzą, że owinęłaś mnie sobie wokół palca i zmanipulowałaś, co
jest największą bzdurą, jaką kiedykolwiek słyszałem!
-Wiesz, Bill, z drugiej strony nie znają oni też mojej
przeszłości. Oczywiście nie chodzi o to, że każdy mój błąd będę usprawiedliwiać
tym, co mi się stało, jednak mnie też jest ciężko. Nie dość, że mam te cholerne
sny, to w dodatku…
-Czy ja o czymś nie wiem?- Em spojrzała na mnie surowo.
Po chwili dopiero zorientowałam się, że nic jej nie powiedziałam o moich snach!
Przygryzłam nerwowo wargi.- Czy ja znowu mam ci prawić godzinne kazania, żebyś
nareszcie zrozumiała, że te sny źle działają na twoją psychikę?!
-To nic takiego…- mruknęłam niepewnie
-Do jasnej cholery, ostatnim razem prawie zapadłaś w
śpiączkę, a ty mi mówisz, że to nic takiego?! Czy ty, choć trochę myślisz?!
-Ale…
-Wiesz co? Już nic nie mów. Ale potem nie miej do mnie
pretensji, że coś się z tobą dzieje.- wysyczała i wstała z miejsca, by po
chwili wyjść z pokoju. Spuściłam głowę na dół i zakryłam twarz dłońmi. Chciało
mi się płakać. Nie. Ryczeć. Chciałam wyć do księżyca i błagać, aby pozwolił mi
zaznać w końcu, choć odrobinę prawdziwego szczęścia.
-Powiedz mi, Bill, co ze mną jest nie tak, że wszyscy
dookoła się ode mnie odsuwają?
-Nikt się od ciebie nie odsuwa, Rose.
-Jak to nie? Tom, Gustav i Georg, a teraz Em. Zawsze muszę coś spieprzyć…
-Jak to nie? Tom, Gustav i Georg, a teraz Em. Zawsze muszę coś spieprzyć…
-Przecież Emily się od ciebie nie odsuwa! Owszem, jest
teraz zła, ale tylko dlatego, że nie powiedziałaś jej o snach, a martwi się o
ciebie przecież. W końcu jesteście jak siostry, prawda? Siostra zawsze chce dla
drugiej jak najlepiej, a teraz Emily poczuła się zignorowana. Powinnaś
powiedzieć jej już na samym początku…
-Żeby wysłała mnie do wariatkowa?- Prychnęłam pod nosem.
-Żeby wysłała mnie do wariatkowa?- Prychnęłam pod nosem.
-Rose, nie zrobiłaby tego! Jeżeli powiedziałabyś jej, że
oczekujesz jej wsparcia, a nie przymusowej terapii, z pewnością by ci pomogła.-
Bill schylił się w moją stronę i objął mnie jedną ręką.
-Masz rację.- Pociągnęłam nosem, a po chwili zaśmiałam
się sztucznie.- To dziwne, wiesz…? Znam Em praktycznie od urodzenia, a ty po
dwóch miesiącach wiesz o niej więcej niż ja…- Pokręcił przecząco głową.
-Jedynie obserwuję i wykorzystuję to w późniejszym
czasie. Trochę jak Gustav, ale ja nie wyciągam pochopnych wniosków.
-Jesteś naprawdę prawdziwym przyjacielem, Bill.- Uśmiechnęłam się do niego, co odwzajemnił jeszcze szerzej.
-Jesteś naprawdę prawdziwym przyjacielem, Bill.- Uśmiechnęłam się do niego, co odwzajemnił jeszcze szerzej.
* "Gumisie", fragment. http://www.fanfiktion.de/s/463ccb7a0000497106d00bbc Autor: paiyatamu
mówię z góry, że nie otrzymałam od autorki pozwolenia na publikację, lecz nawet nie wiem, jak się z nią skontaktować... pozwoliłam więc sobie w ramach odcinka na wklejenie tego fragmentu...
uuu, Tom... no Panie, nie podoba mi się twoje zachowanie -.- No ale cóż, co ja tu mogę xd Chociaż Bill jest w miarę xd 'Bill, bo okresu dostaniesz' - hahahah, zawsze spoko :D No mnic, czekam na nexta i pozdrawiam! :D
OdpowiedzUsuń