piątek, 16 listopada 2012

Odszedłeś, ale proszę, wróć! cz.17


Dobra, ludzie xdd nie mam neta, dodaję z kompa kuzyna i kuzynki :D ostrzegam, że jest trochę niecenzuralnych słów i... nie podoba mi się xdd
Simone sucks ...


            -Jeszcze jeden taki numer, a przysięgam, że wszyscy wylecą! No gdzie on, do cholery jest?!
            -Spokojnie, zaraz przyjdzie.
            -Miał iść tylko po kawę! Pewnie znowu flirtuje z kasjerką czy kim tam…
            -Przesadzasz…
            -Wcale nie! Śpieszymy się, nie pamiętasz?
            -Spójrz, już wraca…
            -NO NARESZCIE!
            Emily pewnym krokiem podeszła do zbliżającego się ochroniarza i z piorunującym wzrokiem odebrała mu wręcz nachalnie papierowy kubek.
            -Miałeś iść na minutkę, nie pół godziny!
            -Wybacz, Em, ale była strasznie długa kolejka…- Mężczyzna podrapał się wolną ręką po szyi.
            -Tak, jak ostatnio, co? I przedostatnio i przed-przedostatnio…
            -Dobra, nie histeryzuj…- Wywrócił oczami.
            -Ja histeryzuje?!- Em się zapowietrzyła.- Zważ na słowa, Jack! Płacę ci.
            -Riche mi płaci…
            Parsknęłam śmiechem. Emily spiorunowała mnie wzrokiem i z obrażoną miną wsiadła do samochodu. Jack z lekkim uśmiechem na ustach podszedł bliżej.
            Spojrzałam na niego mlaskając cicho.
            -Musisz, nie?
            -Zawsze- Wyszczerzył się i podał mi brązowy kubek. Od razu zatopiłam usta w parującej kawie i poczułam ogarniającą ulgę. Praktycznie nie spałam całą noc, a ciotka Kate obudziła nas absurdalnie wcześnie.
            Ochroniarz oparł się plecami o drzwi samochodu i założył ręce na piersi. Zerknęłam na niego kątem oka. Był mężczyzną po trzydziestce z lekkim zarostem i dobrze zbudowanym ciałem. Miał przenikające, błękitne oczy, które jednym spojrzeniem potrafiły speszyć nie jedną osobę. Jack miał niezłe powodzenie u kobiet, a nawet ich fanki nie raz prosiły nie ich, a właśnie jego o autograf! Gdybym była starsza, z pewnością zainteresowałabym się nim, lecz w obecnej sytuacji jest on raczej bardziej jak starszy braciszek niż ochroniarz. Ciotka Kate zawsze spoglądała na niego ukradkiem, kiedy przyjeżdżał, jak i z ogromną chęcią z nim rozmawiała.
            Kate była wdową od siedmiu lat. Kiedy miała dwadzieścia pięć, jej mąż, a mój i Em wujek, podczas powrotu do domu z pracy, znalazł się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. Jakiś wariat wjechał na skrzyżowanie, kiedy było czerwone światło i zagapiwszy się, uderzył w samochód wujka, wypychając go tym samym na sam środek skrzyżowania. W tym momencie po prostopadłej ulicy jechała ciężarówka. Kierowca nie zdążył wyhamować i uderzył prosto w drzwi od strony kierowcy, nie pozostawiając wujkowi najmniejszych szans na przeżycie. Miał dwadzieścia sześć lat, kochającą żonę i plany na przyszłość. Chciał mieć dzieci, lecz już nie zdążył spełnić tego marzenia…
            Wszyscy bardzo to przeżyli. Najbardziej zrozpaczona była z pewnością ciotka, która w pewnym momencie nie dawała sobie rady i miała nawet myśli samobójcze. I w tym momencie w jej domu zjawiłam się ja i Em. Na początku miały to być najzwyklejsze wakacje połączone z pilnowaniem i kontrolowaniem Kate, ale kiedy Riche nas wyłowił w klubie, w którym występowałyśmy, nasz, jak i jej świat obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni.
            Obecnie ciotka jest prawie tą samą pogodną osobą, co przed śmiercią wujka. Na początku bałyśmy się z Em zostawiać ją samą, lecz miała ona swoje przyjaciółki oraz sąsiadów, którzy na czas z pewnością zareagowaliby.
            -Kate pytała się, czy jedziesz z nami.- Upiłam łyk kawy i spojrzałam na ochroniarza.
            -Naprawdę? Dlaczego?- Był widocznie zaskoczony. Wzruszyłam ramionami.
            -A bo ja wiem. Chyba tobie najbardziej ufa.- Wyszczerzyłam się do niego
            -Miło…
            -Tak, bardzo…
            Parsknęłam śmiechem i dopiłam do końca gorący napój. Pusty kubeczek wyrzuciłam do stojącego nieopodal kosza i z ociąganiem wsiadłam do samochodu. Emily opierała się głową o szybę, a w uszach miała słuchawki, z których dochodził stłumiony dźwięk jakieś piosenki. Wyjęłam z kieszeni telefon i otworzyłam okno nowej wiadomości. Wpisałam do niego kilka wyrazów i wysłałam. Jeszcze raz zerknęłam na Em.
            Ona też nie mogła doczekać się spotkania z Georgiem…
***
            Po pokoju rozniósł się dźwięk tłuczonego szkła.
            -Uspokój się. Jesteś niestabilny emocjonalnie…
            -Kurwa zamknij się, jasne?! Po prostu się zamknij!
            -Nie odnoś się tak do mnie…
            -Będę się do ciebie odnosił jak mi się podoba!
            Młodszy chłopak spojrzał na starszego z żalem w oczach. W kieszeni poczuł wibracje swojego telefonu. Wyjął go i odczytał krótkiego smsa.
            -Będą tu za dwie godziny.
            -Zajebiście! Kurwa zajebiście!
            -Przestań.- Czarnowłosy schował z powrotem urządzenie i założył ręce na piersi.- Sam ją zaprosiłeś.
            -Ja pierdole, wtedy była jeszcze inna sytuacja.
            -A teraz coś się zmieniło?
            -Tak! Zmieniło się!- Starszy chłopak stanął bardzo blisko brata i spiorunował go spojrzeniem.
            -Ja nie zauważyłem, wiesz? To nadal jest ta sama dziewczyna, co miesiąc temu, Tom. Nie rozumiem, dlaczego tak negatywnie się do niej nastawiłeś…
            -Kurwa, bo zostawiła mnie na lodzie! Bo powiedziała, że nie żywi do mnie żadnych uczuć i dlatego między nami nic nie będzie! Po co ja się tak starałem, skoro ona i tak powiedziała „nie”?! No powiedz mi, po co?!- Bill ze spokojem na twarzy usiadł na pobliskim fotelu i założył nogę na nogę.
            -Postaw się na jej miejscu, Tom.
            -Próbowałem i wiesz, co?! Nadal nie rozumiem jej postępowania!- Starszy bliźniak rozłożył bezradnie ręce
            -Bo to bardziej skomplikowane niż ci się wydaje.
            -Więc mnie oświeć!
            Bill uśmiechnął się szyderczo.
            -Sam do tego dojdź.
            -Co ty, kurwa pierdolisz?!- Tom popukał się palcem w czoło w jednoznacznym geście, lecz jego bliźniak pozostawał niewzruszony.- Dobra, wiesz co? Mam gdzieś twoje słowa, ją i całą tą beznadziejną sytuację. Dzisiaj są moje urodziny…
            -Nasze…- poprawił go Bill
            -…moja impreza…
            -Nasza, Tom.
            -… i mam zamiar się dobrze bawić.
            -MY mamy zamiar się dobrze bawić.- Zirytował się młodszy bliźniak.
            -I nie chcę, aby jakaś nic nieznacząca dziewczyna popsuła mi ten dzień. Może przyjechać, okej, ale będzie twoim gościem. Ja nie mam zamiaru nawet na nią patrzeć, więc nie licz na mnie w tej kwestii. Skończyłem z nią. Jest dla mnie niczym stara gazeta, do wyrzucenia.
            -Nie wierzę, że możesz tak mówić! Kochasz ją!- Bill z oburzeniem wstał z miejsca i wycelował palcem w bliźniaka, który prychnął jedynie.
            -A kto ci to powiedział? Nigdy takie słowa nie padły z moich ust i nie padną.
            -Ja to wiem, Tom. Możesz mówić, co chcesz, ale mnie nie oszukasz. Znam cię jak nikt inny…
            -Przestań pieprzyć.
            -Czyli co zamierzasz dzisiaj robić? Mam nadzieję, że poświęcisz mi chociaż odrobinę czasu?- Czarnowłosy założył ręce na piersi, a jego oczy wyraźnie posmutniały.
            -Ty będziesz musiał zająć się swoimi „gośćmi”. Ja w tym czasie, na co liczę, nieźle się zabawię. Bill, nie mamy piętnastu lat. To, że wyprawiamy razem urodziny, nie znaczy, że muszę cię niańczyć…
            -Nie masz mnie niańczyć, masz świętować razem ze mną. To NASZE urodziny, Tom. A Rose nie jest małą dziewczynką, żebym musiał pilnować jej przez cały czas.
            -Nie wydaje mi się. Jest niezdecydowana jak pięciolatka.
            -Tom!
            -No co?
            -Jesteś niemożliwy, wiesz…- Bill pokręcił z dezaprobatą głową.- Rób, jak chcesz. Jesteś dorosły, tylko potem nie żałuj.
            -Nie mam czego żałować… Skończyłem z tym wszystkim. Mogę oficjalnie powiedzieć, że „dawny” Tom wrócił…
***
            Poczułam dziwny skurcz w okolicy serca. Złapałam się za to miejsce i przycisnęłam lekko, ale momentalnie ból zniknął. Mruknęłam coś niezrozumiałego i wpatrzyłam się w obraz mijanych krajobrazów. Zastanawiałam się, czy ten wyjazd to dobry pomysł. W końcu minął zaledwie tydzień, nie widziałam się z chłopakami jedynie siedem dni, a mi wydawały się one wiecznością. Przez te sny, miałam naprawdę wiele czasu na rozmyślania i doszłam do wniosku, że dobrze zrobiłam, odmawiając Tomowi. W końcu niedługo rozpoczynają trasę, a my nagrywamy nową płytę. Kiedy oni skończą trasę, my ją zapewne zaczniemy i znowu te kilka miesięcy bylibyśmy osobno. Zresztą, nie byłam pewna, czy przyzwyczaiłabym się do jego bliskości z myślą, że jest mój. Chociaż myśl, że mogłabym powiedzieć, że należy do mnie była bardzo motywująca, mimo wszystko odrzucałam ją od siebie. Nie mogłam tak myśleć, nie mogłam brać po uwagę faktu, że wystarczy zapewne kilka słów, a Tom z pewnością zgodziłby się na wszystko.
            To było chore. Po co rozmyślałam o tym godzinami, skoro już dawno postanowiłam zapomnieć? To wszystko nie miało sensu, a moja bezradność upewniała mnie w tym dogłębnie. Jedynym racjonalnym wyjściem z tej sytuacji, było mniej wolnego czasu, co wiązałoby się z mniejszą ilością sytuacji dumania nad problemami. W skrócie- musiałam znaleźć sobie jakieś zajęcie, aby nie myśleć o Tomie.
            W słuchawkach po raz kolejny usłyszałam tą samą piosenkę, więc ze znudzonym wzrokiem, wyjęłam je z uszu. Wyłączyłam Ipada i schowałam go do torebki. Przesunęłam spojrzeniem po wnętrzu samochodu i zatrzymałam go na kuzynce. Na kolanach trzymała laptopa i zawzięcie czytała coś na jakieś stronie internetowej. Przesunęłam się bliżej i zerknęłam na długi tekst. Moje oczy wyłapały kilka przypadkowych słów i już wiedziałam, o czym ten blog jest.
            -Znowu czytasz tą śmieszną historyjkę?
            Em niechętnie oderwała się od tekstu i spojrzała na mnie niezrozumiale.
            -To nie jest „śmieszna historyjka”. To Twincest, Rose.
            -Wszystko jedno. Przecież to jest chore!
            -Zależy z jakiej strony na to patrzysz. Dla ciebie może to się wydawać faktycznie jakieś psychiczne, lecz ja uważam, że nie dość, że jest napisane lepiej niż niejedna książka, to w dodatku porusza tematy, o których normalnie się nie mówi.
            -Mówisz o kazirodztwie?- Kiwnęła twierdząco głową.- Ale to jest chore. W dodatku o Kaulitzach. Wiesz, co by się stało, gdyby Bill się o tym dowiedział?
            Em jakby nic sobie z tego nie robiąc jedynie wzruszyła ramionami.
            -Myślę, że on sam doskonale o takim czymś wie. W pewnym momencie było o tym dość głośno, więc musiał coś słyszeć. A tak w ogóle, nie wiem, dlaczego się tak burzysz, skoro w sieci są również historię o miłości partnerskiej między nami
            -No nie żartuj…- jęknęłam na myśl, że jacyś nastoletni fani wymyślają i publikują wymyślone opowiadania o mnie i Em, w których mogło do czegoś między nami dojść.
            -Nie jęcz tak, bo to nawet ciekawe. Czytałam raz, że przez całe życie ukrywałaś swoją miłość do mnie i w dzień swoich urodzin zażyczyłaś sobie, żebym z tobą była- zachichotała pod nosem spoglądając na mnie rozbawionym wzrokiem. Szczęka opadła mi do ziemi.
            -Jak ludzie mogą wypisywać takie absurdy?!
            -Mogą i robią to. Tylko, że to coś więcej niż hobby czy zbyt bujna wyobraźnia, wiesz? Widziałam nawet fotomontaże dwuznacznych sytuacji. Są fora, na których ludzie o takich zainteresowaniach publikują swoje dzieła, jak i wymieniają się poglądami. Nawet w wywiadach i piosenkach doszukują się podtekstów, więc to już trochę podchodzi pod obsesję, ale jest to coś innego. Podoba mi się.
            -Boże widzisz a nie grzmisz!- mruknęłam pod nosem.- A to, co obecnie czytasz, to…?
            -A powiem ci, że chyba zostanie to moim ulubionym opowiadaniem.- zachichotała.
            -A co, są sceny łóżkowe?- zironizowałam, na co blondynka parsknęła śmiechem.
            -I to bardzo dokładnie opisane. Jak w każdym Twinceście, moja droga. Ale nie, w tym Bill jest w ciąży…
            -ŻE W CZYM?!- Zerwałam się z miejsca i na tyle, na ile pozwalał mi pas, wychyliłam się, żeby przeczytać choćby fragment.

„…A teraz znowu się obudził...

Śnił o czymś całkowicie zwariowanym, czego nie mógł sobie teraz dokładnie przypomnieć. Wiele niepowiązanych ze sobą scen... I pomiędzy nimi powracający ciągle ten obraz...

Obraz malej istotki w jego brzuchu. Bill nieświadomie położył dłoń na małym wzniesieniu i pogładził je ostrożnie. Sprawiła mu tyle kłopotów... Mdłości, napady zawrotów głowy, jego wilczy apetyt, to wszystko zawdzięczał na pewno jej. I teraz ten cały chaos wokół niego, to że jego koledzy z zespołu wiedzieli teraz o jego związku z Tomem, że jego matka, Gordon, doktor Jensen i doktor Keller myśleli, ze został zgwałcony...

A jednak Bill nie mógł odczuwać nienawiści w stosunku do tego maleństwa. Nie po tym, co zobaczył, nie po tym, kiedy ujrzał, jak się poruszyła. To nie było małe „coś“, to było żywą istotką. Żywym dzieckiem, które zamierzał pozwolić zabić…

Bill nie czuł, że po jego twarzy zaczęły spływać łzy i wsiąkały w poduszkę. To było całkowicie niemożliwie. Co miałby zrobić z dzieckiem? W jaki sposób miałby je urodzić? Doktorka przecież powiedziała, ze było to ryzykowne, dlatego też zadecydowano, by je usunąć. I poza tym... Tom był ojcem, byli rodzeństwem. Nie byłoby to możliwe, nawet jeśliby tego sam chciał...”*
            Urwałam, kiedy fragment się skończył. Przełknęłam nerwowo ślinę i pokręciłam niedowierzająco głową. Jak ktoś mógł wpaść na tak absurdalny pomysł, aby zrobić z Billa kobietę!
            -To naprawdę jest chore, Em…
            -Oj, nie znasz się! Gumisie są klasykiem! To jedna z najwspanialszych historii, jakie znam i możesz mówić, co chcesz, ale autorka zrobiła kawał dobrej roboty!
            -Po prostu nie wierzę…- Pokręciłam niedowierzająco głową.
            -Uwierz, to się dzieje naprawdę.- Parsknęła śmiechem i wczytała się w dalszy tekst.
            -Przez ciebie teraz Bill będzie mi się z tym kojarzył!- Oburzyłam się nie na żarty. Już wyobrażałam sobie wokalistę z odstającym brzuchem…
            -Potem ci przejdzie. Ja też na początku doszukiwałam się w ich gestach i słowach drugiego dna, ale słuchając zdrowego rozsądku stwierdziłam, że to niemożliwe i mi przeszło… Teraz to tylko spożytkowanie wolnego czasu…
            -Taa…- mruknęłam niewyraźnie i odsunęłam się od niej. Na nowo wpatrzyłam się w mijane obrazy, lecz moja wyobraźnia już podsuwała mi przeróżne absurdalne obrazy, których nie chciałabym nigdy widzieć na oczy…

            Po prawie dwóch godzinach, szłam z Em i ochroniarzami przez jeden z hotelowych korytarzy. Chwilę temu odnieśliśmy wszystkie bagaże do zakwaterowanych pokoi, a teraz szukaliśmy tego, w którym zatrzymali się chłopacy.
            -Bill mówił, że sto trzydzieści siedem, ale ja go tu nie… widzę…
            Przystanęłam przed odpowiednimi drzwiami i niepewnie zapukałam. Spojrzałam na kuzynkę i wzruszyłam ramionami. Po chwili dziwnych hałasów po drugiej stronie, usłyszałam szczęk otwieranego zamka i w drzwiach pojawił się zupełnie mi obcy mężczyzna.
            Przełknęłam ślinę.
            -Czy to… pokój Billa Kaulitza?- Próbowałam zajrzeć mu przez ramię, lecz swoją posturą zasłaniał praktycznie całe wejście.
            Skrzywił się widząc to.
            -Bill nie ma teraz czasu na rozdawanie autografów. Przyjdź jutro, a najlepiej przed hotel. Należy mu się trochę prywatności, prawda?- Mężczyzna był… nieprzyjemny. Je głos był lodowaty i z każdym kolejnym słowem utwierdzał mnie w przekonaniu, że nie chce, abym tu była. Kim on w ogóle był?! Zaczął wycofywać się do pokoju z zamiarem zamknięcia mi drzwi przed nosem.- Do widzenia…
            -Nie! Proszę zaczekać!- Emily postawiła nogę między nimi, a ścianą, uniemożliwiając ich domknięcie.- My nie jesteśmy żadnymi fankami, tylko przyjaciółkami pańskich synów.
            Spojrzałam na kuzynkę niezrozumiale. Synów? Czyżby ten facet był ojcem bliźniaków? Tom mówił mi kiedyś, że ich matka rozeszła się z ich ojcem, a teraz zaręczyła z nowym partnerem, tylko… nie pamiętam, jak on miał na imię…
            -Przyjaciółkami?- Mężczyzna spojrzał to na mnie, to na Emily z powątpieniem.
            -Tak. Jestem Emily Sadowska, a to moja kuzynka Rosalie Sedaine. Jesteśmy z zespołu Stumm i tydzień temu zakończyłyśmy wspólną trasę z Tokio Hotel. Zostałyśmy zaproszone na przyjęcie urodzinowe Billa i Toma i…
            -Ach tak!- Facet przejechał dłonią po czole.- Bill mówił, że przyjedziecie, tylko spodziewaliśmy się was nieco później. Proszę, wchodźcie.
            Otworzył nam szerzej drzwi i odsunął na bok, przepuszczając.
            -Rose, my będziemy się tu kręcić. Jakbyś nas szukała, wiesz co robić.- Oznajmił Jack i odszedł krok w tył, nie przestając obserwować ojca bliźniaków.- Witam pana, panie Trümper.
            -Kopę lat, co Jack?- spojrzał na ochroniarza z szyderczym uśmiechem na ustach.- Widzę, że nadal nie zmieniłeś profesji…
            -Nie, nie zmieniłem.- Przerwał mu z kamienną miną.- Niestety muszę sprawdzić okoliczne korytarze, obowiązki wzywają, proszę wybaczyć…
            Jack odwrócił się i kiwnięciem głowy kazał Dennisowi- drugiemu ochroniarzowi- pójść za nim. Oboje znikli za rogiem.
            -Pan zna Jack’a?- Spojrzałam na Trümpera przenikliwym wzrokiem. Mężczyzna uśmiechnął się kpiąco.
            -Można powiedzieć, że mieliśmy okazję się poznać. Zapraszam, panno Sedaine do środka.- Położył dłoń na moich plecach i pchnął lekko w głąb pomieszczenia, zamykając jednocześnie drzwi.
            Rozejrzałam się wokoło i stwierdziłam, że pomieszczenie z pewnością było urządzone w stylu Billa. Jasne ściany, czekoladowa podłoga i kremowe, prawie białe meble. Pewnie to on wybierał pokój, chyba, że był to zwykły zbieg okoliczności…
            Na jednym z foteli siedziała kobieta w średnim wieku. Miała naturalnie brązowe włosy i kilka zmarszczek na twarzy. Jej wyraz twarzy nie wyrażał teoretycznie niczego, lecz kiedy skierowała na mnie swój wzrok, aż ciarki przeszły po moich plecach. Jej oczy były tak lodowato zimne, w tak nieprzyjemny sposób mnie lustrowała, że całkowicie straciłam orientację. Spojrzałam na Emily, która ze splecionymi przed sobą dłońmi, rozglądała się ciekawie po pomieszczeniu. Zastanawiałam się, czy powiedzieć coś do kobiety, czy jednak milczeć i poczekać na bliźniaków. Jednak dobre wychowanie podpowiadało mi, że byłoby niegrzeczne, abym nawet się z nią nie przywitała.
            Z duszą na ramieniu stanęłam bliżej kuzynki i nabrałam powietrza w płuca.
            -Wiedziałem, ż przyjedziesz!.- I wypuściłam je niemal ze świstem, kiedy moje kości zostały wręcz brutalnie zgniecione.- Już myślałem, że będę musiał osobiście po ciebie przyjechać, ale na szczęście obyło się bez tego.
            Bill zaśmiał się i pocałował mnie lekko w policzek. Na jego twarzy bez ustanku widniał przeraźliwie szeroki uśmiech. Również Emily została przez niego potraktowana jak wielki pluszak do ściskania i jęknęła, kiedy zamknął ją w swoim żelaznym uścisku.
            -Chyba następnym razem poważnie zastanowię się nad ubraniem zbroi, kiedy będziesz chciał mnie wyściskać.- Em rozmasowała sobie obolałe ramię z krzywą, ale rozbawioną miną.
            Bill klasnął w dłonie i prawie że podskoczył, przeskakując wzrokiem to na mnie to na blondynkę.
            -Nie macie pojęcia, jak bardzo się cieszę, że przyjechałyście!
            -Dobra, Bill bo okresu dostaniesz…- Em pacnęła go lekko w ramię, na co zrobił urażoną minę. W mojej głowie natychmiast pojawił się obraz Billa w ciąży i prawie zakrztusiłam się własną śliną. Przeklęłam w myślach na blondynkę…
            -Nawet ty musisz porównywać mnie do kobiety? Już wystarczy mi, że wytwórnia chce mnie zniewieścieć…
            -Naprawdę?!- Em parsknęła śmiechem
            -W czwartek skończyliśmy zdjęcia do teledysku i oficjalnie stwierdzam, że wyglądam w nim jak transwestyta.- Bill założy ręce na biodra i wyszczerzył sztucznie żeby, ukazując swoje zdanie na ten temat.
            -Ehm… Bill…?- Ojczym bliźniaków chrząknął i oparł się o fotel, na którym siedziała brązowowłosa kobieta.
            -Tak…? Ah, zapomniałem! Ehm, Rose, Em, to jest Gordon, mój ojczym i moja mama, Simone. A to są właśnie Rose i Emily. Mówiłem wam o nich…- Czarnowłosy podrapał się po głowie lekko zmieszany.
            Gordon odbił się od fotela i podszedł, wyciągając w moją stronę swoją dłoń. Uścisnęłam ją, a następnie zrobiła to kuzynka.
            -Miło was poznać. Bill praktycznie bez przerwy o was opowiadał, aż można by pomyśleć, że jesteście praktycznie jak ósmy cud świata…
            -Gordon…- Sam wymieniony poczerwieniał lekko na twarzy i zakrył ją dłońmi.
            Matka bliźniaków nie ruszała się ze swojego miejsca, więc Emily, spoglądając na mnie niepewnie, podeszła do niej i wyciągnęła swoją rękę.
            -Miło panią poznać, pani Kaulitz…- Uśmiechnęła się do niej pewnie.
            -Mnie również.
            Kobieta z oszczędnym uśmiechem odwzajemniła gest, więc stwierdziłam, że mnie również wypada się przywitać. Ostrożnie podeszłam do niej z zamiarem uściśnięcia dłoni, lecz jej lodowaty wzrok na powrót spoczął na mnie. Aż poczułam, jak moje wnętrzności zamarzają pod jego ciężarem. Zachwiałam się, lecz nie uszło to jej uwadze. Spojrzała na moje szpilki i uśmiechnęła się szyderczo, jakby myśląc, że nie potrafię w nich chodzić. Zawahałam się nim wyciągnęłam w jej stronę swoją dłoń.
            -Bardzo mi miło nareszcie panią poznać. To… Tom wiele o pani opowia…
            -Co jak co, ale o Tomie nie powinnaś nawet wspominać, młoda damo.- Jej słowa jak sztylety wbijały się w moją głowę, aż poczułam w niej nagły ucisk. Simone przejechała po mnie wzrokiem, zatrzymując się na chwilę na mojej wyciągniętej dłoni. Opuściłam ją szybko i schowałam za siebie, przytrzymując drugą ręką.- Dziwię się, że w ogóle miałaś czelność tu przyjeżdżać. Po tym, co zrobiłaś mojemu synowi, nie powinnaś mu się nawet pokazywać na oczy. A ty jeszcze przybyłaś na jego urodziny. W dzień, który chciałby spędzić z rodziną i PRZYJACIÓŁMI.
            -Mamo!
            Rozszerzyłam oczy w zdumieniu, nie będąc w stanie nic powiedzieć. Jej ostry niczym brzytwa głos, sprawiał, że chciałam stąd jak najszybciej zniknąć. A spojrzenie, jakim mnie obdarzyła, uginał pode mną kolana. W pewnym momencie zapomniałam nawet jak się nazywam, tak bardzo przytłoczyła mnie swoją osobą. Gdzieś w głębi podświadomości obudziła się we mnie myśl, że ta kobieta, z której nienawiść do mojej osoby wyciekała każdym skrawkiem jej skóry, ma rację. Jednakże w chwili obecnej mój umysł opanowała dziwna ciemność. Jakby ktoś za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, odebrał mi możliwość racjonalnego myślenia i umieścił w to miejsce poczucie winy.
            -Ja… ja nie…
            -Mam nadzieję, że doskonale mnie zrozumiałaś i nie będziesz już nigdy więcej ingerować w szczęście Toma. Radzę ci również ograniczyć wasz kontakt do zerowego…
            -Mamo, wystarczy! Nie mogę uwierzyć, że byłaś w stanie powiedzieć coś takiego!
            Bill wyraźnie zły podszedł do nas i złapał mnie za ramię, odciągając na bok. Zachwiałam się lekko, ale utrzymałam równowagę. Nadal byłam w zbyt wielkim szoku, aby cokolwiek wykrztusić.
            -Nie oceniaj Rosalie tylko na postawie tego, co powiedział ci Tom! To MOJA przyjaciółka i ma takie samo prawo tu być, jak i ty!
            -Zachowuj się, Bill, jestem twoją matką!- Simone wyraźnie nie spodobała się wypowiedź jej syna.
            -Więc pogódź się z tym, że Rose będzie tu tak długo, jak będę chciał! To moje urodziny i mój apartament, mogę zapraszać, kogo chcę!
            -Świetnie! Więc ja wychodzę i nawet nie chcę potem słyszeć, że miałam rację! Gordon, idziemy. Spotkamy się na dole, Bill.
            Z prędkością światła matka bliźniaków wstała i wręcz bezszelestnie przeszła obok mnie, obdarzając mnie jeszcze jednym nienawistnym spojrzeniem. Z szarpnięciem otworzyła drzwi i znikła na korytarzu. Gordon spojrzał na mnie przepraszająco i również opuścił pokój.
            -Ja pierdole…- Bill przejechał dłonią po twarzy i westchnął przeciągle.- Miałem nadzieję, że się opanuje, ale niestety… Rosalie, ja naprawdę za nią przepraszam…- Spojrzał na mnie na pół wściekłym, na pół skruszonym wzrokiem. Już miałam odpowiedzieć, że nic się nie stało, kiedy drzwi na nowo się otworzyły. Zaczerpnęłam gwałtownie powietrza.
            -…nie zmienię zdania. Czy ty, kurwa nie rozumiesz po niemiecku?! Tak, jutro nie…
            Jego oczy zawędrowały wprost w moje, przeszywając je na wskroś. Przerwał w połowie zdania i przystanął, jakby wrósł w podłogę. Jego jedna ręka spoczywała jeszcze na klamce, a druga trzymała telefon przy uchu. Rozchylił usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale głos ugrzązł mu w gardle. Czekoladowymi tęczówkami bezustannie wwiercał dziurę w moim umyśle powodując, że moje serce zaczęło bić coraz szybciej, a oddech przyspieszył i stał się płytki i nieregularny.
            Wyglądał pięknie. Na twarzy miał kilkudniowy zarost, który dodawał mu męskości, a biała koszulka, mniejsza niż zwykle, prześwitywała lekko, ukazując zarys jego klatki piersiowej i mięśni brzucha. Na głowie miał czarno-białą bandami, a spodnie czarne i idealnie gładkie. Parząc na kolczyk w jego wardze, moje ciało reagowało zupełnie inaczej niż zawsze. Dłonie zaczęły mi się pocić, a w gardle uformowała mi się ciężka gula.
            Tom przygryzł nerwowo wargę.
            -Co? Nie, nic, tylko…- odchrząknął spuszczając wzrok- jutro nie da rady. Okej, może być. Cześć… Gdzie mama i Gordon?- Schował telefon do kieszeni i zwrócił się do bliźniaka. Przez sekundę znowu na mnie zerknął, ale nie dał po sobie poznać, że coś jest nie tak.
            -Wyszli.
            -Wyszli gdzie?- Głos Toma był strasznie sztuczny i lekko drgał. Jakby warkocz starał się opanować, lecz niekoniecznie mu to wychodziło.
            -Kurwa wyszli, jasne?! Do swojego cholernego pokoju!- Bill, prawie że wrzasnął na brata. Przejechał dłonią po czole, próbując się uspokoić. Odetchnął głęboko i spojrzał na Toma.- Wkurwiła mnie i nic już nie mów, bo to przez ciebie.
            -Pewnie! Znowu przeze mnie!
            -Trzeba było nie gadać matce jak na spowiedzi o twojej sytuacji z Rose!
            -A co, zabronisz mi?!
            -Nie zachowuj się jak dziecko, Tom. Dlaczego nie powiedziałeś jej o swoich wszystkich laskach na jedną noc, tylko akurat o TYM?
            -Może miałem taki kaprys.
            -To następny twój kaprys w dupę sobie wsadź, będzie lepiej dla wszystkich!
            -Znowu chcesz się kłócić?!- Tom wycelował w bliźniaka ostrzegawczo palcem.
            -Nie wypada przy gościach…- Bill podszedł do barku i wyciągnął z niego butelkę bursztynowego płynu i trzy kieliszki.
            -Taa, pewnie.- Prychnął i skrzyżował ręce na piersi- Niektórych rzeczy też nie wypada, a jednak.- W tym momencie jego oskarżycielski wzrok padł na mnie.- Wiedz, że nie chciałem, żebyś tu była. Gdyby Bill się nie uparł i nie były to też jego urodziny, nawet nie pomyślałbym, żeby cię zaprosić…
            W tym momencie całe poczucie winy, jakie mnie ogarnęło, w jednej chwili gdzieś się ulotniło. Zamiast niego poczułam kumulującą się złość. To nie była przecież moja wina, że Tom za wiele sobie wyobrażał! W końcu nigdy mu niczego nie obiecywałam, a teraz on próbuje udowodnić mi, że cała ta sytuacja jest tylko i wyłącznie z mojej winy! Przecież to nie moja wina, że nie jestem jeszcze gotowa na jakikolwiek związek, a on odbiera to na zupełnie inny sposób.
            -Wiesz co, Tom?! Jesteś chamem, hipokrytą i niewiadomo, kim jeszcze! Próbujesz wzbudzić we mnie poczucie winy za to, że nie zgodziłam się z tobą być? To idiotyczne! Nie potrzebuję twojej łaski, wiesz?! Przyjechałam tu dla Billa i TYLKO dla niego! Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi, ale po tym, jak potraktowała mnie twoja matka i teraz ty, nie sądzę, żebym mogła cię tak więcej nazywać…
            -Myślisz, że mi zależy?- Prychnął pogardliwie ilustrując mnie całą wzrokiem. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, zupełnie jak moja. Jedyna bitwa, jaka się toczyła, była między naszymi oczami.
            -Nie ma ci zależeć. Masz zrozumieć, że jesteś największym debilem, jakiego znam!
            -Widocznie nie znasz ich wielu…
            -Jesteś taki sam jak Max!- Wiedziałam, że to było kłamstwo, bo sama nie znałam nikogo gorszego od niego, lecz na Toma to imię zadziałało jak płachta na byka. W jednej chwili jego twarz opanowała nieopisana wściekłość i dwoma krokami pokonał dzielącą nas odległość łapiąc mnie boleśnie za ramię. Syknęłam.
            -Nigdy, powtarzam NIGDY nie porównuj mnie do tego sukinsyna! Możesz mówić, co chcesz, wyzywać mnie od najgorszych, ale nie jestem gwałcicielem!- Jego głos był przesiąknięty jadem. Palce wbijał w moją skórę, aż prawie krzyknęłam z bólu.
            -TOM, PRZESTAŃ, TO BOLI!- Jakby się opanował, bo rozluźnił uścisk, a po chwili puścił mnie całkowicie. Oddychał spazmatycznie, a jego oczy wyrażały czystą wściekłość. Odwrócił się do mnie tyłem i zniknął za drzwiami na korytarz.
            -Wszystko w porządku, Rose?- Emily szybko do mnie podeszła i położyła swoją dłoń na obolałym ramieniu. Jęknęłam, kiedy nagły ból rozprzestrzenił się po całej ręce. Bill zmarszczył czoło i zacisnął pięści, aż kości strzeliły.
            -Idiota.- warknął i odwrócił się na pięcie. Wszedł do pomieszczenia na lewo a ja w tym czasie usiadłam na białej kanapie. Wrócił po niecałej minucie. W ręku trzymał małą apteczkę. Postawił ją na stoliku przede mną i wyjął z niej tubkę z jakąś maścią. Emily, wiedząc, o co mu chodzi, delikatnie ściągnęła górny materiał mojej bluzki z dół, odsłaniając ramię. Na dość dużej powierzchni rozciągał się czerwony ślad, a w jego centrum układały się linię odciśniętych palców. Bill zacisnął wargi i wycisnął na palce trochę przezroczystego żelu. W całkowitej ciszy nałożył go ostrożnie na moją skórę i zaczął równomiernie rozprowadzać. Syknęłam cicho, kiedy przez przypadek zbyt mocno przycisnął, ale kiedy skończył, poczułam nieopisaną ulgę. Co prawda ból mijał bardzo powoli, jednak z każdą chwilą było coraz lepiej.
            -Niech go tylko dorwę, to…
            Czarnowłosy od kilku minut chodził niespokojnie po apartamencie. To wchodził do łazienki, jakby czegoś szukając, to znikał na chwilę, prawdopodobnie, w sypialni. Przez cały czas mruczał pod nosem groźby i obelgi skierowane na bliźniaka, co jeszcze bardziej go nakręcało.
            W pewnej chwili padł na fotel i chwycił stojącą na stoliku butelkę whisky. Odkręcił ją i nalał do jednego z kieliszków do pełna. Odstawił naczynie i jednym chaustem wypił zawartość kieliszka. Przymknął oczy i odetchnął głęboko. Znowu nalał do pełna i wypił na raz nawet się nie krzywiąc. Kiedy jego ręka sięgała po butelkę po raz trzeci, zabrałam mu ją sprzed nosa i postawiłam na podłodze obok siebie.
            Bill spojrzał na mnie zdziwiony, ale kiwnął potakująco głową.
            -Dzięki…
            -Nie dziękuj, tylko powiedz.
            Westchnął przeciągle i ukrył twarz w dłoniach. Emily już od kilku minut nie powiedziała ani słowa, cały czas marszcząc brwi, jakby gorączkowo nad czymś myśląc.
            -Trochę przerasta mnie fakt, że ostatnio moje relacje z innymi szlag jasny trafia. Najpierw Gustav ma do mnie o coś pretensje, potem Tom, a teraz własna matka… A najlepsze jest to, że praktycznie nie mają prawa być na mnie o cokolwiek źli, bo cały ten cyrk wywołał Tom.- Prychnął odwracając głowę w stronę wielkiego okna.- Kiedy mu odmówiłaś, nagle wszyscy obrócili się przeciw tobie. Widziałem i słyszałem, co o tobie mówią i nie mogłem pozwolić, abyś została sama. Jedynie Georg nie ma na ten temat żadnego zdania, jednakże widać po nim, że niechętnie o tobie mówi. Trochę wpływu ma na to Gustav, bo, nie ukrywajmy, mają ze sobą lepszy kontakt niż z nami…
            -Wydaje mi się, że u Georga głównym powodem tego braku zdania jestem w jakimś stopniu ja.- Emily spojrzała na nas badawczo.- Rozmawiałam z nim po zakończeniu trasy i myślę, że wziął do siebie moje słowa. Na początku był raczej negatywnie do ciebie nastawiony, ale na końcu wydawało mi się, że go przekonałam.- Założyła nogę na nogę i wbiła wzrok w sufit. Prychnęła cicho.- Ta cała sprawa jest zdrowo popieprzona. Tom sobie coś ubzdurał i teraz wszyscy naokoło mają zły pogląd na sprawę. Jeszcze jakby to wyciekło do prasy, to aż nie chcę pomyśleć, jakie bzdury by powypisywali…
            -Nie kracz, siostra.- Ostrzegłam ją. Trochę się zdenerwowałam myślą, że ktoś mógłby wypaplać pismakom to i owo.- Mów dalej, Bill.
            -Chodzi o to, że wszyscy naokoło znają jedynie wersję Toma. Mama, chłopaki… nawet nikt nie zapyta ciebie o zdanie, tylko od razu oczerniają. A ja nienawidzę, kiedy całą winę zwala się na jedną osobę, która w dodatku nie ma jak się bronić… Powiedziałem im, że nie zamierzam zrywać z tobą kontaktu, tylko dlatego, że nie chcesz zbyć z moim bratem, a oni jakby… wyparli się mnie. Twierdzą, że owinęłaś mnie sobie wokół palca i zmanipulowałaś, co jest największą bzdurą, jaką kiedykolwiek słyszałem!
            -Wiesz, Bill, z drugiej strony nie znają oni też mojej przeszłości. Oczywiście nie chodzi o to, że każdy mój błąd będę usprawiedliwiać tym, co mi się stało, jednak mnie też jest ciężko. Nie dość, że mam te cholerne sny, to w dodatku…
            -Czy ja o czymś nie wiem?- Em spojrzała na mnie surowo. Po chwili dopiero zorientowałam się, że nic jej nie powiedziałam o moich snach! Przygryzłam nerwowo wargi.- Czy ja znowu mam ci prawić godzinne kazania, żebyś nareszcie zrozumiała, że te sny źle działają na twoją psychikę?!
            -To nic takiego…- mruknęłam niepewnie
            -Do jasnej cholery, ostatnim razem prawie zapadłaś w śpiączkę, a ty mi mówisz, że to nic takiego?! Czy ty, choć trochę myślisz?!
            -Ale…
            -Wiesz co? Już nic nie mów. Ale potem nie miej do mnie pretensji, że coś się z tobą dzieje.- wysyczała i wstała z miejsca, by po chwili wyjść z pokoju. Spuściłam głowę na dół i zakryłam twarz dłońmi. Chciało mi się płakać. Nie. Ryczeć. Chciałam wyć do księżyca i błagać, aby pozwolił mi zaznać w końcu, choć odrobinę prawdziwego szczęścia.
            -Powiedz mi, Bill, co ze mną jest nie tak, że wszyscy dookoła się ode mnie odsuwają?
            -Nikt się od ciebie nie odsuwa, Rose.
            -Jak to nie? Tom, Gustav i Georg, a teraz Em. Zawsze muszę coś spieprzyć…
            -Przecież Emily się od ciebie nie odsuwa! Owszem, jest teraz zła, ale tylko dlatego, że nie powiedziałaś jej o snach, a martwi się o ciebie przecież. W końcu jesteście jak siostry, prawda? Siostra zawsze chce dla drugiej jak najlepiej, a teraz Emily poczuła się zignorowana. Powinnaś powiedzieć jej już na samym początku…
            -Żeby wysłała mnie do wariatkowa?- Prychnęłam pod nosem.
            -Rose, nie zrobiłaby tego! Jeżeli powiedziałabyś jej, że oczekujesz jej wsparcia, a nie przymusowej terapii, z pewnością by ci pomogła.- Bill schylił się w moją stronę i objął mnie jedną ręką.
            -Masz rację.- Pociągnęłam nosem, a po chwili zaśmiałam się sztucznie.- To dziwne, wiesz…? Znam Em praktycznie od urodzenia, a ty po dwóch miesiącach wiesz o niej więcej niż ja…- Pokręcił przecząco głową.
            -Jedynie obserwuję i wykorzystuję to w późniejszym czasie. Trochę jak Gustav, ale ja nie wyciągam pochopnych wniosków.
            -Jesteś naprawdę prawdziwym przyjacielem, Bill.- Uśmiechnęłam się do niego, co odwzajemnił jeszcze szerzej.

* "Gumisie", fragment. http://www.fanfiktion.de/s/463ccb7a0000497106d00bbc Autor: paiyatamu
mówię z góry, że nie otrzymałam od autorki pozwolenia na publikację, lecz nawet nie wiem, jak się z nią skontaktować... pozwoliłam więc sobie w ramach odcinka na wklejenie tego fragmentu...

1 komentarz:

  1. uuu, Tom... no Panie, nie podoba mi się twoje zachowanie -.- No ale cóż, co ja tu mogę xd Chociaż Bill jest w miarę xd 'Bill, bo okresu dostaniesz' - hahahah, zawsze spoko :D No mnic, czekam na nexta i pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń

Przypominam o podawaniu numerów gg, abym mogła was na bieżąco informować! ;D