wtorek, 7 sierpnia 2012

Odszedłeś, ale proszę, wróć! cz.1

Odszedłeś, ale proszę, wróć! cz.1

            -Rose! Wstawaj! - Krzyk kuzynki przerwał mój piękny sen.
            -Spadaj!- wrzasnęłam do niej i zakryłam głowę poduszką.
            Czego ona chce ode mnie? Chociaż raz w miesiącu chciałbym się porządnie wyspać, ale jak na złość ktoś zawsze musi mi w tym przeszkodzić! Nienawidzę takiego życia! Pomijając sławę, fanów, pieniądze oraz łatwość nawiązywania znajomości, takie życie jest do niczego! Na co mi to wszystko, skoro nie mogę się nigdy wyspać?
            Usłyszałam czyjeś kroki na schodach. Przełknęłam ślinę. Po chwili drzwi od pokoju otworzyły się z hukiem, prawie wypadając z zawiasów. Jak się okazało moja kuzynka nie próżnuje i rzeczywiście ostatnio przybyło jej siły.
            Poczułam jak kołdra zsuwa się ze mnie.
            -Wstawaj, bo przyniosę wiadro z zimną wodą!
            -Mówiłam ci już! Spadaj! Nie wstanę, chodźmy się paliło i waliło!- Wyrwałam z jej rąk moją kołdrę i opatuliłam się nią szczelnie.
            -Dobra! Fajnie! Jak chcesz! Ale potem nie miej do mnie pretensji, jak Riche cię wywali!
            Spojrzałam na nią zdziwiona. Niby, za co Riche miałby mnie wywa….? Otworzyłam szeroko oczy i jak oparzona zerwałam się z łóżka. Podbiegłam do szafy i zaczęłam wywalać z niej wszystkie moje rzeczy przeklinając przy tym siarczyście.
            Jak mogłam o tym zapomnieć?! Przecież czekałam na ten dzień od miesiąca, i w dodatku się spóźnię! Dzisiaj mamy spotkanie w sprawie suportu! Znaczy się… to nasz zespół mamy być suportem jakiejś niemieckiej supergwiazdy. Mimo to i tak ma to być nasz przełom w karierze. Riche mnie zabije, jak przeze mnie nic z tego nie wypali! Ach!
Zerknęłam na Emily, która tarzała się na podłodze ze śmiechu, trzymając się za brzuch.
            -No i z czego się tak śmiejesz?- warknęłam pod nosem
            -Hahaha! Żałuj, że nie widziałaś swojej miny! Była wprost przepiękna! Haha! Jakby ktoś cię patelnią zdzielił! Haha!
            -Bardzo śmieszne!- Byłam już na krawędzi rozpaczy. Zupełnie nie wiedziałam, co mam ubrać.-Może byś mi pomogła, zamiast się śmiać?!
            Emi wspaniałomyślnie wstała z podłogi i zerknęła na górę ciuchów leżących u moich stóp. Po chwili, która wydawała się trwać godzinę, schyliła się i wyciągnęła z niej kremową tunikę z chińskimi wzorami u dołu i rzuciła nią we mnie. Następnie z szafy „wywaliła” resztę ciuchów i wyszperała z nich długie, czarne legginsy z brylancikami po bokach ułożonych w skośne rządki. One także wylądowały w moich rękach.
            -Masz.- Uśmiechnęła się.- Do tego ubierz te czarne kozaki, co ci kupiłam miesiąc temu.
            Jak powiedziała tak zrobiłam i po 5 minutach byłam już ubrana. Teraz czas na włosy. Weszłam do łazienki, załatwiłam swoje potrzeby, umyłam się, a następnie nie zastanawiając się długo nad wyborem fryzury (nie zostało mi już dużo czasu), spięłam grzywkę do tyłu, a resztę włosów pozostawiłam rozpuszczone. Lekkie, czarne fale opadały mi na ramiona, tak jak lubiłam najbardziej. Podkreśliłam oczy kredką, a rzęsy maznęłam tuszem. Usta pociągnęłam brzoskwiniowym błyszczykiem. Spojrzałam ostatni raz w lustro i stwierdziłam, że wyglądam nienajgorzej. Prysłam się jeszcze ulubionym perfumem i dołączyłam do Emily czekającej na mnie w holu.
            Zgarnęłam z blatu kuchennego telefon i schowałam go do torebki. Przystanęłam na chwilę, zastanawiając się, czy czegoś nie zapomniałam, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Wzruszyłam ramionami i kiwnęłam na drzwi, dając kuzynce do zrozumienia, że jestem już gotowa. Uśmiechnęła się do mnie, otworzyła drzwi i wyszła na świeże, wiosenne powietrze. Ruszyłam za nią do czarnego vana stojącego przy domu z logiem zespołu na drzwiach, uprzednio zamykając za sobą mieszkanie. Usiadłam obok blondynki na tylnim siedzeniu.
            -Siema laski!- Z siedzeń przed nami wystawały dwie głowy naszych kumpli z zespołu- Treya i Roniego- które uśmiechały się szeroko na nasz widok.
            -Matko, Rose! Jaka ty dzisiaj jesteś piękna!- krzyknął na całe gardło Trey
            -Daj spokój! Przecież ona zawsze jest piękna!- Ronni walnął go w ramię.
Razem z Emi spojrzałyśmy po sobie zdziwione. Z jej miny wywnioskowałam, że tak jak ja, nie ma pojęcia, o co im chodzi. Po chwili sprawa się wyjaśniła.
-No przecież wiem, że ona jest zawsze piękna!- Bronił się Trey- Nie licząc poranków…
            -Sobót….
            -niedziel…
            -odwiedzin w WC…
            -gdy nie ma makijażu…
            -gdy śpi
            -gdy jest bez…
            -Och zamknijcie już się!- warknęłam na nich. Od razu wybuchnęli głośnym śmiechem. Odwróciłam głowę w stronę okna mrucząc pod nosem groźby w ich stronę i wyłączyłam się całkowicie.
            Rozmyślałam nad dzisiejszym rozdaniem Cometów. Na szczęście sukienkę już mam kupioną i teraz wisi bezpiecznie w szafie. Tym razem zdecydowałam się na różową z białymi wzorami i czarnym pasem tuż przy biuście. Jest wiązana na szyi i ma dość głębokie wcięcie w dekolcie. Ogółem prezentuję się w niej rewelacyjnie. Tym bardziej, że jest ona dość krótka i przewiewna, co uwydatnia moje długie, zgrabne nogi.
            Po raz pierwszy w naszej karierze „Stumm” jest nominowane. I to aż w dwóch kategoriach! Jako najlepszy debiut i najlepszy niemiecki teledysk. Ponadto Emi i ja rywalizujemy ze sobą i innymi artystami o nagrodę za najlepszy image roku. Riche, nasz manager, zapewnia nas cały czas, że powinniśmy obawiać się tylko jednego zespołu, a mianowicie bożyszczy nastolatek, niemieckiego skarbu- Tokio Hotel.
            Parsknęłam śmiechem, na co reszta dziwnie się na mnie spojrzała, ale zignorowałam ich. Niemiecki skarb, hahaha! Już na dobre się roześmiałam. To porównanie może i nie jest zabawne, ale ja zawsze miałam dziwne poczucie humoru. Przez łzy zauważyłam, że chłopacy szeptają coś między sobą, zapewne na mój temat, ale miałam to w tym momencie gdzieś. Nie to, żebym coś miała do chłopaków z Tokio Hotel, bo ich muzyka jest naprawdę dobra, ale denerwuje mnie ich zbytnia pewność siebie. Nie cierpię takich ludzi!
            W jednej chwili całe moje poczucie humoru ulotniło się wraz z powracającym wspomnieniem.
            Max- mój były, pewny siebie chłopak. Zbyt pewny siebie. Myślał, że zrobię dla niego wszystko. Mylił się. Pamiętam to jak dziś…
            Kłęby dymu, woń alkoholu, grupki ludzi siedzących w kątach i wciągających biały proszek. Bolała mnie głowa, więc powiedziałam Maxowi, że już wychodzę. On zaprowadził mnie do jakiegoś pokoju i zakluczył drzwi. Patrzyłam, jak podchodzi do mnie i łapie za nadgarstki. Bolało. Zapytałam, co robi, lecz on zamknął mi usta swoimi. Nie był to zwykły pocałunek, był inny niż poprzednie, bardziej łapczywy, nachalny, pełen pożądania. Przeraziłam się. Uwolniłam rękę z jego uścisku i strzeliłam mu w twarz. Nie był zadowolony.
            -Ty suko!- krzyknął i pchnął mnie na łóżko, które stało tuż za mną. Zerwał ze mnie bluzkę i przygniótł swoim ciałem. Zaczęłam krzyczeć, ale nikt się nie zjawiał. Łzy ciekły mi strumieniami po policzkach, ginąc w poczochranych włosach. Błagałam o litość, lecz nie zwracał na to najmniejszej uwagi. Całował mnie po szyi, ramionach, piersiach. Krzyczałam coraz głośniej, ale zakrył mi usta dłonią. Myślałam, że to koniec, że nikt mi już nie pomoże.
            Nagle usłyszałam jak ktoś dobija się do drzwi pokoju. Skierowałam tam swój wzrok. Max zdawał się nic nie słyszeć. Po kilku sekundach drzwi otworzyły się z hukiem i dostrzegłam stojącą w nich postać. Trey! Jestem uratowana!- krzyczałam w myślach. Po chwili ciężar na ciele zelżał. Dłoń z moich ust znikła, a zamiast tego słyszałam krzyki, które z każdą sekundą stawały się coraz wyraźniejsze.
            -Ty sukinsynu! Jeszcze z tobą nie skończyłem! Pożałujesz, że ją tknąłeś!
            Spojrzałam na podłogę. Zobaczyłam Treya siedzącego na Maxie i walącego go pięściami po twarzy. Zaczęłam krzyczeć, ale nie mogłam poruszyć żadną kończyną. Poczułam pustkę w głowie i po chwili już nic nie widziałam. Usłyszałam jeszcze krzyk dziewczyny i padłam na łóżko. Zemdlałam.
            Obudziłam się po kilku godzinach we własnym pokoju. Obok siedziała Emily i wpatrywała się w obraz za oknem. Próbowałam się podnieść, ale ból głowy skutecznie mi to uniemożliwiał. Blondyna usłyszała jak opadam na poduszkę i spojrzała na mnie smutnym wzrokiem.
            -Jak się czujesz?- zapytała.
            -Bywało lepiej- Wpatrzyłam się w swoje ręce. Nadgarstki miałam sine. Podniosłam zdziwiony wzrok na dziewczynę i zmarszczyłam czoło. Emi uśmiechnęła się do mnie lekko i potrząsnęła głową. Nie zrozumiałam tego. Ponownie zerknęłam na fioletowe siniaki i mgliste wspomnienia ubiegłej nocy zaczęły robić się coraz wyraźniejsze. Po chwili już pamiętałam całą wczorajszą scenę. Ból głowy. Ciemny pokój. Max zamykający drzwi na klucz. Jego ciało przyciskające mnie do pościeli. Mina Treya, gdy zastał nas w tej pozycji. Moje łzy. Przyjaciel okładający oprawcę po twarzy. To wszystko powróciło. Nowe łzy zaczęły wypływać z moich oczu. Emily złapała mnie za rękę i próbowała uspokoić.
            -Co się stało z…- Nie byłam w stanie wypowiedzieć tego imienia. Przełknęłam głośno ślinę i spojrzałam wyczekująco na kuzynkę. Westchnęła.
            -Szukałam cię i weszłam do pokoju Hansa. Zobaczyłam Treya okładającego pięściami Maxa, a ty leżałaś na łóżku nieprzytomna. Przeraziłam się. Zaczęłam krzyczeć, i rozdzieliłam ich. Trey wykrzykiwał coś, że Max pożałuje, że następnym razem go załatwi.- Jęknęłam, kiedy przypomniałam sobie furię na twarzy przyjaciela. W tamtej chwili nie był sobą. Był kimś innym. Kimś, komu teraz zawdzięczam życie, a jednocześnie osobą, której się przeraziłam. Ta wściekłość. To było nie do opisania. W dodatku te słowa…- Rose! To było straszne! Nie wiedziałam, co się stało, a gdy zapytałam, po prostu wziął cię na ręce i wyszedł. Nawet nie przejął się tym, że Max obficie krwawi. Zadzwoniłam po karetkę, ale powiedzieli, że dostali już wezwanie pod ten adres. Wytarłam krew z twarzy Maxa i sprawdziłam, czy żyje. Na szczęście oddychał, choć był nieprzytomny. Kiedy przyjechała karetka, zabrała go do szpitala. O tobie nawet nie wspomnieli. Wtedy zadzwonił Trey i powiedział, że jesteś już u siebie. Prosił, żebym się tobą zajęła i wyjaśnił mi wszystko. Nadal nie mogę w to uwierzyć.- Pokiwała głową z niedowierzaniem.
            Zamknęłam oczy. Z całego serca byłam wdzięczna Treyowi za ratunek. Nigdy bym się tego po nim nie spodziewała. Zawsze się ze mnie naśmiewał i nie obchodziło go, gdy czasami nawet przez niego płakałam.
            Nowe łzy wyciekły z moich oczu i powędrowały w dół. Zacisnęłam mocniej powieki i po minucie już odlatywałam w krainę snów, gdzie nigdy żadne problemy mnie tam nie dosięgną.
            -Rose! Rosalie, hej! Ziemia do śpiącej królewny!- Z zamyślenia wyrwał mnie krzyk Ronniego.
            -Co? Aa, tak… Mmm… Zamyśliłam się, przepraszam.
            -No to się odmyśl, bo już jesteśmy przed Universalem- Kontynuował za Ronniego Trey.
            Rzuciłam im tylko gniewne spojrzenie i wysiadłam z vana. Podziękowaliśmy kierowcy i poprosiliśmy, aby poczekał. Kiwnął głową, na znak, że zrozumiał i odjechał, aby zaparkować samochód. Weszliśmy całą grupą do budynku i przywitaliśmy się w recepcji z Jane. Lubiłam ją. Była jedną z niewielu, którzy byli dla nas mili.
            Wyszliśmy z hallu i skręciliśmy w pierwszy korytarz na prawo. Weszliśmy schodami na drugie piętro. Gabinet Richego leżał na końcu korytarza. Gdy się tam znaleźliśmy, spojrzał na nas zdziwiony zza drobnego biurka obładowanego stertą papierów i dokumentów.
            -Co wy tu robicie o tak wczesnej porze? I w ogóle, co tu robicie?- zapytał
            Spojrzeliśmy po sobie zdziwieni. Czyżby nie pamiętał o spotkaniu w sprawie suportu? Przecież przypominał nam o tym na każdym kroku. A może to my pomyliliśmy dni? Nie, to niemożliwe.
            -Jak „co tutaj robimy”? Przyszliśmy na spotkanie w sprawie suportu. Nie mów, że zapomniałeś!- odpowiedziałam za resztę.
            -Suportu?- Zdziwił się. Przejechał wzrokiem po naszych twarzach.- Przecież dzwoniłem do was i mówiłem, że spotkanie odwołane.
            -Jak to ODWOŁANE?!- Wybuchłam nagle.- Nie dzwoniłeś do nas! Nic nie mówiłeś, że odwołujesz spotkanie! To po to musiałam wstać tak wcześnie?! Żeby się dowiedzieć, że nie ma żadnego, cholernego spotkania? Ta gwiazdka nie przyjechała czy co?!- Wszyscy odsunęli się ode mnie ze strachem w oczach. Zauważyłam kątem oka, jak Ronni szczepcie do Richego coś w stylu „Teraz masz przerąbane, stary”. Świdrowałam go wzrokiem, a on nie ukrywał, że jest speszony.
            -Przepraszam. Myślałem, że już do was dzwoniłem. A co do gwiazd, to nie ja odwołałem spotkanie, tylko oni. Manager dziewczyn zadzwonił do mnie i powiedział, że znaleźli już tańszy zespół. Przykro mi.
            -Tańszy zespół?! I to jest powód, aby z nas rezygnować?!- Tym razem Emily dołączyła do dyskusji.- Co to za dziewczyny?
            -The Veronicas.- odpowiedział jej- Wiem, że miał być ktoś niemiecki, ale sam do końca nie wiedziałem kogo mieliśmy suportować. Dopiero wczoraj zadzwonił ich manager i wyjaśnił wszystko. Naprawdę przepraszam. Byłem pewny, że wam powiedziałem…
            -Nic się nie stało- powiedziałam już spokojniej- Trudno. Skoro nie ma spotkania, to jedziemy się przygotować do cometów. Aa… przy okazji, Riche, chciałabym, abyś osobiście dopilnował, żeby palniki na pewno zadziałały. Nie chciałabym się zbłaźnić już na początku występu.
            -Załatwione.- Riche uśmiechnął się do mnie- Jak coś pójdzie nie tak, wywalę całą ekipę.
            -To nie cofnie kiepskiego występu.- Odgryzłam się i wycofałam do wyjścia. Reszta podążyła za mną. Kierowca vana siedział wygodnie w fotelu i bardzo się zdziwił, gdy po kolei wchodziliśmy do środka. Nie spodziewał się nas tak szybko.        Podczas całej jazdy nikt nie odezwał się ani słowem. Nawet chłopakom przeszła ochota do żartów. Wszyscy byli rozczarowani. To miał być przełom w naszej karierze, a omal nie skończyło się na kłótni. Nie miałam już na nic ochoty, a czekał nas dzisiaj jeszcze występ na gali. Koszmar! Będę musiała jeszcze poćwiczyć trochę wokal przed występem. Co prawda mieliśmy niedawno próbę generalną w Berlinie, ale bez wszystkich technicznych aspektów. Potwornie się bałam, że coś może nie zadziałać i wyśmieją nas inne gwiazdy, ale wierzyłam w Richego, że dopilnuje każdego szczegółu
            Z zamyślenia wyrwał mnie kierowca, informując, że dojechaliśmy już pod nasz dom. Wraz z Emi pożegnałam się z ekipą i weszłyśmy do budynku. Zjadłam spóźnione śniadanie i poszłam do łazienki wziąć dłuuuugą kąpiel z wszelakimi możliwymi olejkami. Kiedy stwierdziłam, że moja skóra jest już wystarczająco namoczona, wyszłam i zabalsamowałam całe ciało. Od razu poczułam się czysto i świeżo. Nagle zadzwonił telefon. Podniosłam go z szafki i spojrzałam na wyświetlacz- Riche dzwoni. Nacisnęłam zieloną słuchawkę.
            -Cześć Riche- przywitałam się.
            -Cześć, cześć. Słuchaj, jestem już w Berlinie i właśnie sprawdzam wszystkie urządzenia. Ten występ będzie nas kosztować majątek!- krzyknął mi do słuchawki- Wyobraź sobie, że przywieźli nam fortepian za 21 tysięcy euro!
            Wyplułam na ścianę wodę, którą właśnie piłam i wryłam stopy w ziemię. 21 tysięcy euro?! Czy to jakiś żart?! To, z czego ten fortepian jest zrobiony? Ze złota? Miał być używany i bardzo stary, bo i tak będzie zniszczony podczas występu. Skrzywiłam się.
            -Riche? On jest nowy, czy stary?
            -Stary i bardzo zniszczony, a że nie miałem wyjścia, już za niego zapłaciłem. 21 tysięcy za taki złom!- W myślach widziałam, jak macha głową z dezaprobata.- Ale trudno, nie ma już czasu na coś innego. Technicy właśnie podłączają pod niego rurki z gazem i nie można się zbliżać na 50 metrów. Podczas występu dopływ gazu będzie kontrolowany, więc jakby coś wymknęło się spod kontroli, natychmiast gaz zostanie odcięty. Nie masz się czego obawiać.
            -A reszta instrumentów? Perkusja, mikrofon, gitara?
            -Już wszystko jest podłączone, tylko technicy kończą z tym złomem. Wiesz, co? Jak będziesz chciała, to możesz rozwalić go podczas występu. Nie będzie mi go szkoda…
            Zaśmiałam się cicho. Przez chwilę pomyślałam o innych instrumentach, które „podpalę”. To będzie najniebezpieczniejszy występ w historii. Trey i Roni będą mieli ciężkie zadanie do wykonania. W końcu gra na płonących instrumentach nie jest zabawą, tylko wielkim ryzykiem. Dopiero teraz docierało do mnie powoli, jakie ryzyko niesie ze sobą taki występ. Jeżeli coś im się stanie, będzie to tylko i wyłącznie moja wina, bo w końcu pomysł z płonącymi instrumentami wyszedł ode mnie. Zaczerpnęłam głośno powietrza, co nie uszło uwadze Richego.
            -Co się stało?- Zaniepokoił się
            -Nic, tylko nie jestem do końca przekonana, co do tych płonących garów i gitarze. Chłopakom może coś się stać.- wyznałam zdenerwowana.
            -Spokojnie! Chyba nie myślisz, że podpalimy im instrumenty, bez zabezpieczenia?- Zaśmiał się- Będą mieli założone specjalne koszulki spryskane ciekłym dwutlenkiem węgla i do tego ubiorą rękawiczki ognioodporne, żeby nie poparzyć rąk.
            Mimo jego zapewnień, nie byłam do końca przekonana. W dodatku Emily! Ona również będzie musiała spalić swój bas. To mnie najbardziej niepokoiło. Jeżeli coś wymknie się spod kontroli, to nie wiem co zrobię…
            Chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale Riche mi przerwał.
            -Nie będę ci już przeszkadzać, bo pewnie musisz się szykować na galę. Tylko postaraj się i zadziw wszystkich! Inne zespoły nie będą miały z wami szans. Powodzenia! Papa!
            Zaśmiałam się i po cichym „na razie” nacisnęłam czerwoną słuchawkę. Tak… inne zespoły nie będą miały szans, akurat. Grymas niezadowolenia pojawił się na mojej twarzy, gdy zerknęłam na zegarek. Już 12.30! Kąpiel zajęła mi prawie dwie godziny! Wystartowałam z łazienki do sypialni i w tym samym czasie usłyszałam dźwięk zamykania drzwi wejściowych. Zeszłam na dół opatulona ręcznikiem i zajrzałam do kuchni. Ciotka Kate wypakowywała właśnie zakupy z torby. Niestety dostrzegła czarną czuprynę znikającą za futryną.
            -Rosalie! Mogłabyś przyjść tu na chwilę?
            Zaklęłam pod nosem i odwróciłam się na pięcie w stronę ciotki. Weszłam nieśmiało do kuchni i przysiadłam na krześle przy stole. Ciotka popatrzyła na mnie z wyrzutem i pogroziła mi palcem przed twarzą. Nadal nie wiedziałam, o co jej chodzi.
            -Wybierasz się gdzieś wieczorem?- zapytała.
            -No taaak… Przecież jadę z Stumm na rozdanie comet do Berlina…
            -A czy ktoś mnie wcześniej o tym poinformował?- Spojrzała na mnie groźnym wzrokiem. Przełknęłam ślinę. Zapomniałam jej powiedzieć! Byłam tak zajęta przygotowaniami, że zupełnie wypadło mi to z głowy. Zerknęłam w stronę okna. Właśnie na ulicy przejechało jakieś nowe BMW. Nie znam się na samochodach, ale tę markę zawsze rozpoznam. Jest jedną z moich ulubionych.
            -Przepraszam- wyjąkałam cicho. Spojrzałam na ciotkę.- Zapomniałyśmy ci powiedzieć. Byłyśmy tak zajęte próbami, że wypadło mi to z głowy A tak na marginesie, jak się o tym dowiedziałaś?
            Ciotka westchnęła i odwróciła się w stronę torby z zakupami, kontynuując rozpakowywanie jej. Następnie zaczęła układać wszystko w szafkach i w lodówce. Już powoli traciłam cierpliwość. Nie mam nieskończonego limitu czasu! Muszę iść się już szykować, a ciotka wyraźnie się ociągała.
            -Prawie w każdej gazecie jest wzmianka o nominowanych. Gratuluję wam aż dwóch nominacji, no… w waszym przypadku trzech.-Uśmiechnęła się i kiwnęła głową w stronę schodów, dając mi do zrozumienia, że mogę już iść. Wstałam z krzesła, podeszłam do niej i ucałowałam ją w policzek. Promienny uśmiech wdarł się na moją twarz i trwał przez całą drogę do mojego pokoju. Tam zniknął, ustępując wyrazowi skupienia. Wyciągnęłam podręczną torbę spod łóżka i po kolei wrzucałam do niej najpotrzebniejsze rzeczy. Bieliznę, spódniczki, bluzki, dwie pary spodni, biżuterię. Weszłam do łazienki i zgarnęłam z półki kosmetyki, wrzucając je do kosmetyczki. Na koniec pozostało mi tylko ubrać się w coś wygodnego na czas podróży. Wybrałam szare rurki i do tego białą bluzkę na ramkach.
            Delikatny makijaż i lekkie pryśnięcie perfumem i już byłam gotowa.
            Położyłam torbę na łóżku i poszłam do pokoju Emily. Otworzyłam drzwi i osłupiałam. Cały pokój zawalony był jej rzeczami. Ciuchy, płyty, bielizna, kosmetyki a nawet paczka prezerwatyw, leżały porozrzucane na podłodze. Emi nawet nie raczyła mnie spojrzeniem, tylko stała przed szafą i gapiła się w nią, jak w lustro. Podeszłam do niej, zbierając po drodze jej bieliznę i położyłam ją na łóżku. Kuzynka wreszcie się ocknęła. Z przerażeniem w oczach odwróciła głowę w moją stronę.
            -Zapomniałam kupić sobie ciuch na galę.- powiedziała łamiącym się głosem.
            Zamurowało mnie. Rozszerzyłam oczy i wlepiłam w nią wzrok. Nawet nie wiem, kiedy moje usta momentalnie się otworzyły, nie kryjąc zaskoczenia. Myślałam, że Emi żartuje sobie, ale widząc jej przerażony wzrok, szybko odgoniłam od siebie tą myśl. Zerwałam się z łóżka, na które zdążyłam wcześniej usiąść i wybiegłam z pomieszczenia, wpadając jak burza do mojego pokoju. Złapałam w locie telefon i wyszukałam w kontaktach odpowiedni numer. Jeden sygnał, drugi, trzeci. Zaczęłam się już powoli irytować, gdy nagle osoba po drugiej stronie odebrała połączenie.
            -Halo?
            -Mike? Tu Rosalie Sedaine z zespołu Stumm. Zaprojektował pan dla mnie sukienkę na rozdanie comet.- Przedstawiłam się.
            -Aaa… Rose! Tak, tak pamiętam! Jeden z moich najlepszych projektów. Mogę ci jeszcze w czymś pomóc?
            -Właśnie w tej sprawie dzwonię. Moja gitarzystka nie zdążyła na czas zamówić sobie żadnej kreacji, a teraz już nie ma czasu na żaden projekt.
            -Na kiedy potrzebujesz tą sukienkę?- zapytał już poważniejszym tonem.
            -Na dzisiejszy wieczór. Wiem, że to mało czasu, ale wierzę, że znajdziesz coś dla niej.- powiedziałam błagalnym tonem, mając nadzieję, że naprawdę znajdzie coś dla Emily.
            -To STRASZNIE mało czasu, ale postaram się znaleźć coś dla niej. Chyba zdajesz sobie sprawę, że to będzie dużo więcej kosztować?
            -Wiem, ale i tak nie mamy innego wyjścia.- W słuchawce usłyszałam ciche westchnienie.
            -Postaram się dostarczyć kreację na czas. Rozdanie jest w Berlinie, tak?- Potwierdziłam- W takim razie nie będę tam przed 18:30, bo jestem obecnie w Kassel. Na wszelki wypadek niech twoja gitarzystka weźmie jakieś ciuchy awaryjne. Na pewno ma coś na podobną okazję.
            -Dziękuję ci!- krzyknęłam do słuchawki- Jesteś najwspanialszym projektantem pod słońcem! Dostarcz ją do Hotel Palace Berlin, do pokoju 147, ok.? Będziemy czekać.
            -Postaram się. Do zobaczenia!
            -Jeszcze raz dziękuję! Na razie!
            Nacisnęłam czerwoną słuchawkę i opadłam na łóżko z wyraźną ulgą. Załatwione! Emi dostanie sukienkę! Uśmiechnęłam się do siebie i przymknęłam powieki. Po chwili usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
            -Proszę!- krzyknęłam cicho
            Otworzyłam oczy i zauważyłam, że do pokoju na palcach weszła blondynka przymykając drzwi. Spojrzała na mnie pytającym wzrokiem, a ja posłałam jej szeroki uśmiech. Chyba zrozumiała, bo oczy zaczęły jej błyszczeć i z wielkim bananem na ustach rzuciła się na mnie, przygniatając do łóżka. Piszczała i ściskała mnie tak mocno, że w pewnym momencie zabrakło mi tchu.
            -Dusisz mnie!- wyjąkałam i w jednej chwili uścisk zelżał, ale kuzynka cały czas promieniała.- Załatwiłam ci sukienkę!- powiedziałam, ale za chwilę pożałowałam tych słów, bo Emi znowu się na mnie rzuciła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przypominam o podawaniu numerów gg, abym mogła was na bieżąco informować! ;D