wtorek, 7 sierpnia 2012

Odszedłeś, ale proszę, wróć! cz.4


           Szłam wąskim korytarzem obok Emily. Oddychałam głęboko, bojąc się, że za chwilę zemdleję z nerwów. Ręce trzęsły mi się w kieszeniach, domagając się rozwalenia wszystkiego wokół. Zacisnęłam mocniej szczękę, całą siłą woli powstrzymywałam się przed krzyknięciem na cały Universal. Robiło mi się coraz bardziej duszno. Pot spływał po karku i wsiąkał w jedwabną bluzkę na ramkach. Byłam jednym, wielkim kłębkiem nerwów. Po nieprzespanej nocy, złamanej kredce do oczu i pisków Emi, miałam już wszystkiego serdecznie dość! Wczoraj wróciliśmy z afterparty do hotelu dość wcześnie, bo zespół chciał świętować zdobycie nagrody we własnym gronie. Od razu odłączyłam się od nich i poszłam do swojego pokoju cała wściekła na wszystkich, a najbardziej na Richiego. Ten człowiek nawet na żartach się nie zna!

            Udawałam przed nim, że nienawidzę Tokio Hotel i nie chcę mieć z nimi nic wspólnego, co prawie doprowadziło go do płaczu. Czekał na taką okazję od początku naszej kariery i jeżeli ja nie zgodziłabym się, niezła górka pieniędzy przeszłaby mu koło nosa.

            Co prawda po długich, coraz to dziwniejszych prośbach, zgodziłam się na wspólną trasę, ale i tak najbardziej przekonujący była argument managera, który prawie krzyknął na całą salę, że jak się nie zgodzę, to wywali mnie z zespołu. I wtedy już nie wytrzymałam. Wybuchłam śmiechem, prawie go opluwając, chociaż w środku wiedziałam, że byłby do tego zdolny.

            Tak się wściekł, kiedy dowiedział się, że to był tylko żart, że przez połowę afterparty marudził pod nosem zarażając wszystkich wokół negatywnymi emocjami. W końcu i mój szampański humor legł w gruzach.

            W nocy wymyślałam najróżniejsze pomysły, jakby tu zemścić się na managerze. Przez to nie przespałam pół nocy. Niektóre były całkiem niezłe, ale i tak podejrzewam, że gdy tylko rozpocznie się trasa, nie będziemy mieli czasu na odpoczynek, a co dopiero na wcielanie moich planów w życie.

            Do tego długo nie mogłam zasnąć przez obrazy przewijające się w mojej głowie. Widziałam w nich czekoladowe oczy. Były tak piękne, że moje wydawały się przy nich blaknąć. Wiedziałam, czyje one są, ale bałam się. Strasznie się bałam konsekwencji, gdy się przez przypadek zapomnę w tym wszystkim.

            On cały czas nawiedzał mnie tej nocy w snach. Szeptał niezrozumiałe słowa do ucha. Zaczarował mnie. Byłam cała jego, ale zniknął i pojawił się znowu. I sen zatoczył koło. Znowu przybliżał się do mnie i chciał objąć szepcząc słowa, których nie mogłam usłyszeć. Omamił mój umysł i ciało. Chciałam się mu poddać, ale znowu zniknął. I tak w kółko. Od nowa i od nowa.

            Rano obudziłam się cała zalana potem. Ten sen dał mi dużo do myślenia. Od tamtej chwili myślałam o Tomie w zupełnie inny sposób. Myślałam o nim jako partnerze, co wydawało mi się absurdalne. Nie chciałam, aby ta trasa nas zbliżyła w jakikolwiek sposób. To mogłoby zrujnować moje dotychczasowe życie. Nie mogłam pozwolić, aby rany z przeszłości rozwarły się na nowo. To byłoby zbyt bolesne. Jeszcze nie. Nie teraz.

            -Muszę wejść na chwilę do łazienki- odezwałam się do kuzynki i skręciłam w korytarz na prawo. Zauważyłam, że kiwnęła głową i poszła dalej do studia, w którym mieliśmy się wszyscy spotkać i omówić najważniejsze sprawy.

            Łazienka nie była mi w tej chwili potrzebna, ale przeciągałam wszystko jak najdłużej się dało. Doszłam do czerwonych drzwi z kółkiem po środku i energicznie pociągnęłam za klamkę. Ustąpiła. Weszłam do środka lustrując wzrokiem pomieszczenie. Kremowe kafelki, gdzieniegdzie porozmieszczane także brązowe. Czarne umywalki i jedno, duże lustro przed nimi. Podeszłam do niego i wpatrzyłam się w swoje odbicie. Duże, kawowe oczy, ponętne usta, biszkoptowa cera. Lubiłam w sobie dosłownie wszystko, nawet zbyt duży tyłek, który wydawał mi się uroczy.

            Spuściłam głowę, wbijając wzrok w złoty kran. Odkręciłam kurek i poczułam na rękach ciepłą ciecz. Ułożyłam dłonie w koszyczek, pozwalając, aby woda wypełniła go po brzegi. Pochyliłam głowę i chlusnęłam się nią po twarzy, przymykając oczy. Oparłam ręce o kant umywalki, a nierówny oddech powoli wracał do normy. Cienkie strużki spływały po policzkach, skapując do zlewu i zabierając ze sobą wszystkie moje zmartwienia i obawy. Rozwarłam powieki i jeszcze raz spojrzałam sobie w oczy. Widziałam w nich ulgę, jakby zatopiły się w magicznej fontannie i zostawiły za sobą całą swoją przeszłość. Stały się jaśniejsze, prawie mleczne i wodziły wzrokiem po swoich konturach pozwalając dostrzec to, czego nigdy jeszcze nie ujawniły.

            Mówiły do mnie, pokazywały przyszłość, ale nie tą, którą ja sama sobie wymarzyłam, tylko inną, obcą. Przyszłość, w którą bałam się wstąpić, aby nie zniszczyć własnych przekonań. A może powinnam zaryzykować? Może teraz tego nie widzę, ale kiedyś może mi się to opłacić. Emily zawsze powtarzała mi, żebym zaakceptowała to, co podstawia mi pod nos życie i nie krzywiła się, kiedy smakować będzie goryczą i porażką. Trzeba stawić temu czoła z podniesioną głową i nie pozwolić poznać po sobie, że jest się już z góry skazanym na przegraną. Muszę walczyć, dać z siebie wszystko i ponieść ewentualne konsekwencje. Ale czy to wyjdzie mi na dobre? Czy poddając się temu, nie wyrządziłabym więcej krzywdy, niż pożytku?

            A może, gdybym poczekała z tym? Kilka tygodni, a może miesięcy i wtedy zobaczyłabym, czy coś by z tego wyszło. W końcu nawet go nie znam. Nie mogę zaczynać czegoś, co nie jest pewne. Nie chcę później cierpieć, albo, co gorsze- być wykorzystaną i porzuconą. Poczekam. To najlepsze rozwiązanie.

            Tylko, co zrobić, żeby nie złamać się wcześniej? Żeby nie poddać się nieistniejącemu uczuciu? Może powinnam wcielić w życie plan, który obmyśliłam rano? Ale czy nie będzie on zbyt brutalny? Mogłabym zranić swoim zachowaniem nie tylko Toma, ale i innych…

            Głośno westchnęłam i delikatnie wytarłam twarz papierowym ręcznikiem. Na szczęście użyłam dzisiaj wodoodpornego tuszu do rzęs. Nie sądziłam, że mi się przyda, ale to był impuls. Przeczucie, które się sprawdziło. Szkoda tyko, że nie wskaże mi właściwego wyboru.

            Wyszłam z łazienki, kierując się w stronę Sali 147. Zawsze wybieraliśmy ten numer. To taki nasz talizman, który chroni przed niepowodzeniem. Mam nadzieję, że i tym razem mnie nie zawiedzie.

            Pokonywałam coraz więcej metrów, zbliżając się do pomieszczenia. Oddech znowu stracił rytm, a serce biło jak oszalałe. Nagle zakręciło mi się w głowie. Potknęłam się o coś i jak długa wylądowałam na podłodze. Zacisnęłam zęby z bólu, który dobiegał z okolic krzyża. Cholera! Podniosłam się do pozycji siedzącej i potarłam piekące miejsce. Pewnie obtarłam sobie skórę, kiedy się przewróciłam...

            -Nic ci nie jest?- Usłyszałam znajomy głos i szybko podniosłam wzrok w górę. Nade mną stał czarnowłosy chłopak. Ten sam, którego poznałam przed występem. Brat bliźniak Toma.

            Uśmiechał się lekko, a pojedyncze, czarne pasma włosów opadały mu na twarz. Miał pomalowane oczy, ale nie tak mocno jak na rozdaniu comet. Ogółem bardzo mi się podobał. Wyróżniał się spośród tłumu i to było niezwykłe. Podziwiałam go za odwagę i to, że pomimo złośliwych dyskusji na temat jego orientacji, potrafił wciąż piąć się w górę. Był niesamowity. Bardzo przystojny i utalentowany. Kiedy teraz na niego patrzałam, widziałam, jak bardzo różni się od swojego brata.

            Tom miał ostrzejsze rysy i ciemniejszą karnację. Bill miał również bardziej pociągłą twarz. Różnili się też kształtem warg. Ale i tak oboje byli bardzo przystojni. W dodatku te oczy… Nie mogłam przestać o nich myśleć…

            Uśmiechnęłam się do Czarnowłosego niepewnie, delikatnie rozmasowując sobie wciąż piekące miejsce.

            -Wszystko w porządku, dzięki. Po prostu się przewróciłam, to nic takiego.-Odwróciłam wzrok i wbiłam go w ścianę. Nie chciałam, żeby widział jak się rumienię. Taka ze mnie niezdara! Jak można się wywalić na prostym odcinku?! Tylko ja jestem do tego zdolna!

            Usłyszałam cichy chichot. Niepewnie zerknęłam na chłopaka i dostrzegłam, że wyciągnął w moją stronę dłoń.

            -Daj rękę, pomogę ci- Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia. Nie spodziewałam się, że mi pomoże. Zazwyczaj inne gwiazdy tylko prychają pod nosem i idą dalej. Poznałam ich już kilka, więc naprawdę zdziwiłam się, że Bill chciał mi pomóc.

            Ostrożnie złapałam go za dłoń i podciągnęłam się do góry, stając na nogach. Od razu przeklęłam pod nosem. Nie powinnam wykonywać nagłych ruchów. Skóra się naciągnęła i teraz ostro piekła.

            Odruchowo dotknęłam pleców obiema rękami, unosząc bluzkę lekko w górę. Pod opuszkami palców poczułam postrzępioną skórę, która przy najlżejszym dotyku sprawiała ból.

            -Chyba jednak nie jest wszystko porządku.- Zauważył Czarny- Pokaż mi to.

            Cofnęłam się krok w tył i energicznie pokręciłam przecząco głową. Chłopak zaśmiał się i wyciągnął rękę poruszając palcami na znak, abym podeszła bliżej. Zaczerwieniłam się, ale nie ruszyłam z miejsca. Stałam i wpatrywałam się w swoje stopy widoczne przez wcięcia w szpilkach. Zaczerpnęłam jak najwięcej powietrza i uśmiechnęłam się do niego blado.

            -Naprawdę, to nic takiego. Tylko zwykłe otarcie.- Odważyłam się spojrzeć mu w oczy. Miały intensywnie czekoladowy odcień, zupełnie jak moje. Jedyną różnicą było to, że jego były bardziej nasycone, żywsze, a moje wyblakłe i puste. Wpatrywał się we mnie z zaciekawieniem, skacząc po mojej twarzy i lustrując ją wzrokiem. Na chwilę zatrzymał się przy ustach, ale tylko przez sekundę, bo potem powrócił do oczu.       Zamrugałam kilkakrotnie uwalniając się z tego transu i odwróciłam wzrok, kierując go ponad chłopaka.

            -Ymm… Nie mieliśmy okazji się poznać. Jestem Rosalie. Rosalie Sedaine.- Wyciągnęłam do niego rękę. Spojrzał na nią zdezorientowany. Przez chwilę nie wiedział, o co mi chodzi, ale po kilku sekundach z szerokim uśmiechem wyciągnął swoją.

            -Bill. Bill Kaulitz- Zaśmiałam się a on nie pozostawał mi dłużny. Nie wiem, co w tym było takiego zabawnego, ale oboje szczerzyliśmy do siebie zęby. W pewnym momencie zrobiło się dość krępująco, więc zagadnęłam wokalistę.

            -Więc to z waszym zespołem będziemy mieć wspólną trasę?- Skinął energicznie głową.- Szczerze mówiąc, bardzo się zdziwiłam, kiedy nasz manager nam o tym powiedział. Nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek się spotkamy.

            -A co? Miałaś taką nadzieję?- Czarnowłosy zrobił urażoną minę.

            -Nie!- zreflektowałam się- Nie o to mi chodziło! Po prostu zdziwiło mnie, że nawiążemy współpracę. To wszystko.

            -Yhym.- Bill zamyślił się a chwilę. Zauważyłam, że co jakiś czas zerka na moje usta. Chciałam mu już zwrócić uwagę, ale nie zdążyłam.- Wiesz… Najbardziej z tej współpracy cieszy się chyba Tom.

            -Dlaczego?- Zdziwiłam się.

            Czarnowłosy parsknął śmiechem.

            -Nie zdradził mi powodu, ale wczorajszego wieczoru nie mógł usiedzieć na miejscu. Cały czas chodził po apartamencie. Chodził… żeby tylko... On wręcz podskakiwał! Do tego gęba mu się nie zamykała! Nagle odkrył w sobie talent do śpiewania i męczył nas dobre trzy godziny.- Bill zaśmiał się na wspomnienia z poprzedniego wieczoru.- Nigdy go takiego nie widziałem!

            -Miał zbyt dużo energii. To wszystko…

            -Taaa… miał tyle energii, że musieliśmy go przywiązać do łóżka!

            Przez całą opowieść Billa powstrzymywałam się przed śmiechem, ale teraz już nie wytrzymałam. Ryknęłam łapiąc się za brzuch. Z moich oczu popłynęły łzy. To było ponad moje siły! Przed oczami widziałam, jak trójka chłopaków siłą przywiązuje Toma do jego łóżka. To był tak komiczny widok, że przez dobre dwie minuty nie mogłam się opanować. A Bill nie pozostawał w tyle. Śmiał się razem ze mną. To był chyba cud, że nikt nas nie opieprzył. W końcu był poniedziałek. Ludzie normalnie pracowali w biurach, a nas na pewno było słychać w całym Universalu.

            -Aż boję się zapytać, co było potem.- powiedziałam, kiedy uspokoiliśmy się na tyle, żeby kontynuować rozmowę.

            -Po prawie godzinie krzyków i pogróżek, poszedł spać.

            No i zaczęło się na nowo. Znowu wybuchliśmy śmiechem. Przez ten czas zdążyłam dobrze przyjrzeć się Czarnowłosemu. Dopiero wtedy zauważyłam, że we włosach zaplecione ma pojedyncze warkoczyki. Zdziwiłam się. Tak idealnie współgrały z resztą kruczych włosów, że z daleka wyglądały jak dredy. Miałam ogromną ochotę ich dotknąć. Wiem, że to dziwne, ale nagle naszła mnie taka chęć. Zastanawiałam się, ile czasu musiał poświęcać, żeby co jakiś czas je rozplątywać i robić na nowo. Na pewno miał od tego stylistów.

            -Wiesz… Nigdy nie sądziłam, że ktokolwiek oprócz Trey’a będzie w stanie doprowadzić mnie do łez ze śmiechu. Gratuluję, udało ci się to w ciągu niespełna 10 minut.

            Bill parsknął śmiechem.

            -A mógłbym dostać to na piśmie?- zapytał unosząc jedną brew do góry i zakładając ręce na biodra.

            -Zobaczę, co da się zrobić- Wyszczerzyłam się do niego.

            Zerknęłam na zegarek wiszący na ścianie i wyłupiłam oczy. Mam już pół godziny spóźnienia! O cholera!

            Złapałam bruneta za rękę i pociągnęłam w stronę odpowiedniego pomieszczenia. Biegliśmy przez korytarz i zatrzymaliśmy się dopiero pod drzwiami z numerem 147. Nasze nierówne oddechy mieszały się ze sobą. Ręce trzęsły mi się z nerwów, ale starałam się to ukryć. Zamknęłam oczy, policzyłam do trzech i złapałam za klamkę.

***



            Siedziałam w fotelu wpatrując się w krajobraz za oknem. Ledwo docierały do mnie słowa managerów omawiających szczegóły trasy. Byłam strasznie rozkojarzona. W dodatku nieprzespana noc dawała o sobie znać. Powieki mimowolnie mi opadały, zakrywając oczy. Niestety nic nie wskazywało na to, że spotkanie miało się szybko skończyć. Tylko resztkami sił powstrzymywałam się przed zaśnięciem. Marzyłam o mięciutkiej poduszce i wygodnym łóżku, na które rzuciłabym się i skierowała w krainę snów. Najchętniej zasnęłabym na siedząco, ale skutecznie odganiał mnie od tego fakt, że czasami zdarzało mi się mówić przez sen.

            Do tego cały czas myślałam o Tomie. O nim i jego bliźniaku. Nie sądziłam, że do tego dojdzie. Prawie trzy czwarte moich myśli poświęconych było im. Zastanawiałam się nad tym, co mogłoby wyniknąć z naszej trasy. W końcu oni są najbardziej pożądanymi gwiazdami w całych Niemczech, jak i na świecie, a my? Jesteśmy początkującym zespołem z kilkoma nagrodami na koncie. No… w sumie może trochę przegięłam, bo jesteśmy w tej branży dobre trzy lata. Ale wracając do moich rozmyślań…

            Nie miałam pojęcia, co mogłabym zrobić. Tom był, co prawda niezdarny i mówił, co mu ślina na język przyniosła, ale i tak uważałam, że można na nim polegać. Potrafił rozbawić każdego, co jest wyjątkowo wspaniałą cechą. Zauroczył mnie, a jego oczy po prostu wołały, aby na nie spojrzeć. Był wyjątkowy. Bardzo męski, ale jednocześnie delikatny. Wciąż czułam jego dotyk, gdy złapał mnie za biodra. Nie chciał mnie urazić. To miał być tylko żart. Tak mi się przynajmniej wydawało… Do tego ten głos… Lekko zachrypnięty, ale strasznie podniecający. Mogłabym go słuchać godzinami.

            Bill to zupełnie inna bajka. Na początku w ogóle nie zwróciłam na niego uwagi, ale dzisiaj przykuł mój wzrok. Na gali wydawał się być strasznie spięty i zawstydzony, a gdy spotkaliśmy się na korytarzu, był zupełnie inny.

            Nie przejął się tym, że jestem niezdarą. Co więcej- pomógł mi! Do tego zachowywał się jak stary znajomy. Bardzo przyjemnie się z nim rozmawiało. Potrafił zmusić mnie do śmiechu, choć w ogóle nie byłam w humorze. Wiedział, że coś leży mi na sercu i nie pytał o to. Doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. Jego oczy mówiły wszystko. Oczy tak bardzo podobne do oczu Toma. Intensywnie czekoladowe i błyszczące, kiedy się śmiał. Do tego te usta… Tak strasznie pociągające… Aż sama mu ich zazdrościłam.

            Miałam dylemat. Z jednej strony był Tom. Z drugiej Bill, a z trzeciej ja sama. Zdrowy rozsądek podpowiadał mi, że nie powinnam o nich myśleć. Jeszcze za wcześnie na związki, a co dopiero na miłość. Byli wspaniali- to trzeba im przyznać, ale nie byłam jeszcze gotowa na kolejny krok w moim życiu. Rany były zbyt głębokie, aby mogły do końca się zabliźnić. Nadal w nocy miewałam koszmary z byłym chłopakiem w roli głównej. To on stał się potworem. Potworem, przez którego cały czas nie mogłam się przełamać.

            Westchnęłam ciężko i oparłam głowę o zagłówek fotela, przymykając oczy.

            Chciałam poczuć smak prawdziwej miłości, ale strach nie pozwalał mi na to. Bałam się, że znowu zostanę wykorzystana i porzucona, jak zepsuta lalka. Nie chciałam cierpieć. Nie chciałam znów zaufać i się zawieść. Kolejnego razu nie przeżyłabym…

            Tylko, co miałam zrobić? Bliźniacy już zbyt daleko weszli w moje serce, abym mogła pozwolić im na więcej. Nie mogłam dopuścić, aby się w tym wszystkim zatracić. Musiałam postawić ultimatum. Im i sobie. Tylko przyjaciele, nic więcej. To zbyt trudne dla mnie, abym mogła pozwolić któremukolwiek z nich na kolejny krok. Podobali mi się- to fakt, ale nie znałam ich na tyle dobrze, aby bardziej się otworzyć. Tylko, dlaczego ciągle o nich myślałam?

            Mieli w sobie coś innego, ale nie byli jedyni. Już wielu chłopaków przed nimi zdążyło mnie oczarować. To nic takiego, ale musiałam uważać. Naprawdę nie chciałam znów cierpieć, a wątpiłam, by którykolwiek z nich był tym, z którym ułożyłabym sobie życie.

            Dieu, aide-moi!

            Zerknęłam w stronę Emily. Siedziała na kanapie obok Trey’a. Po jej minie wywnioskowałam, że tak samo, jak ja jest strasznie znudzona. W sumie nie tylko my. Każdy, oprócz managerów prawie usypiał na swoich miejscach.

            A gdyby tak... ?

            Powoli wstałam ze swojego miejsca. Momentalnie oczy wszystkich w pomieszczeniu skierowały się na mnie. Spojrzałam na Toma. Siedział rozkraczony, jedną reką opierając się o podłokietnik kanapy. Intensywnie się we mnie wpatrywał. Nie mogłam znieść tego wzroku.

            Uśmiechnełam się blado i odwróciłam głowę. Podeszłam do Em i pociągnęłam ją za rękę zmuszając do wstania.

            -Można wiedzieć, gdzie się wybieracie?- Riche nie był zadowolony, że wychodzimy. A czy kiedykolwiek on był z czegoś zadowolony?

            -Muszę wyjść na chwilę.- usprawiedliwiłam się.

            -A do czego ci jest potrzebna Emily?- Spojrzałam na niego wymownie i uśmiechnęłam się kpiąco.

            -Urządzamy orgie w łazience. Chcesz się przyłączyć?

            Tak, jak się spodziewałam wszyscy ryknęli śmiechem. Najgłośmiejszy był chyba Tom. Prawie spadł z kanapy. Długowłosy brunet nie był wcale gorszy. Jego donośny baryton prawie przebijał Czarnowłosego. Bill za to uśmiechał się rozbawiony, a blondyn ledwo uniósł kąciki ust. Trey i Roni prawie leżeli na ziemi.

            Riche nie pozostał niewzruszony. Jego twarz znacznie poczerwieniała. Nie przestraszyłam się tego widoku, ale kiedy zaczęła robić się purpurowa, moja odwaga jakby przygasła. Świdrował mnie wzrokiem, aż czułam, jak wierci we mnie dziurę. Zacisnął usta, tworząc poziomą kreskę. Już teraz na serio się go bałam. Kiedy się wściekał, był zdolny do wszystkiego! Przygryzłam nerwowo dolną wargę. Już zaczynałam żałować swoich słów…

            Nagle wskazał palcem drzwi, sycząc „pięć minut”. Kiwnęłam głową i z prędkością światła pociągnęłam Em za rękę, znikając za drzwiami.

            Odetchnęłam z ulgą. Myślałam, że nas wszystkich pozabija! Kiedy był naprawdę wkurzony, potrafił być nieobliczalny! Wtedy najlepiej zejść mu z drogi, póki nie wylądowało się jeszcze dwa metry pod ziemią.

            Zza drzwi usłyszałam jeszcze podniesiony głos Riche’ego.

            -Uduszę ją kiedyś, przysięgam!

            Potem wszystko zagłuszyła salwa śmiechów. Tym razem najgłośniejszy był basista Toki Hotel. Sama nie wiem, dlaczego, ale podświadomie próbowałam wychwycić głos Warkocza. Kiedy się na tym przyłapałam, przypomniało mi się, po co wyciągnęłam Emily ze spotkania.

            Odwróciłam się w jej stronę. Dziewczyna wpatrywała się we mnie z nieukrywanym zaciekawieniem. Westchnęłam ciężko.

            Nie miałam pojęcia, jak powiedzieć jej o wszystkim, co przez całą noc i dzisiejszy dzień nie dawało mi spokoju. Tak, chciałam jej zdradzić wszystko. Była moją kuzynką i najbliższą mi osobą. Stwierdziłam, że sama nie dam sobie rady, a wiedziałam, że mogę na niej polegać. To zawsze ona zdołała mnie pocieszyć, gdy nikomu innemu się nie udało. Była przy mnie, kiedy próbowano mnie wykorzystać. Zawsze potrafiła odczytać moje myśli tylko na mnie patrząc. Nie potrzebowałyśmy słów. Wystarczyło samo spojrzenie, a była obok. Kochałam ją. Była jak siostra, jak moja druga połówka. Gdyby zabrakło jej, ja nie mogłabym istnieć.

            Spojrzałam na Emily smutnym wzrokiem i pociągnęłam ją w stronę łazienki.     Szłyśmy w milczeniu i tak też weszłyśmy do środka. Cisza wokół nas zdawała się robić coraz cięższa. Podeszłam do umywalki i pochyliłam się nad nią. Nie spojrzałam w lustro. Nie chciałam w tamtej chwili na siebie patrzeć. Nie byłam w stanie. To było silniejsze ode mnie. Taki wewnętrzny rozkaz, któremu nie mogłam się przeciwstawić…

            -Rose, co się z tobą dzieje? Jesteś dzisiaj strasznie rozkojarzona…

            -Emily…- przerwałam jej. Poczułam, jak moje oczy robią się wilgotne. Nie, tylko nie to! Nie cierpiałam płakać. To było strasznie upokarzające. Tylko, czy i tym razem?

            Nie zdołałam powstrzymać słonych kropel. Łzy jedna za drugą spłynęły po moich policzkach kapiąc do czarnej umywalki. Nie wiedziałam, dlaczego płaczę. Pytałam się w myślach, ale nie znałam odpowiedzi na to pytanie.

            Poczułam ręce obejmujące mnie w pasie. Emily przytuliła się do mnie i zaczęła kołysać się lekko w prawo i w lewo. Uspokoiłam się trochę, ale z moich oczu nadal płynęły łzy. Odwróciłam się przodem do kuzynki i wtuliłam się ufnie w jej ramiona. Potrzebowałam tego. Nawet nie protestowała, za co byłam jej ogromnie wdzięczna.

            Trwałyśmy tak dobre dwie minuty, aż nie uspokoiłam się na tyle, aby się opanować. Już nie płakałam. Miałam zaczerwienione policzki i spuchnięte oczy.

            Powoli wysunęłam się z uścisku blondynki i usiadłam na podłodze pod ścianą. Em zrobiła to samo.

            -Powiesz mi, co się stało?- Jej głos przepełniony był troską. Martwiła się o mnie. Kiedy byłam smutna, ona również to odczuwała. To było jak więź między bliźniakami.

            Przełknęłam ślinę i spuściłam głowę. Zaczęłam bawić się swoimi palcami.

            -Chodzi o… Toma. Ja…- zacięłam się. Nie miałam pojęcia, jak powiedzieć jej o wszystkich moich odczuciach, lękach, obawach. To było cholernie trudne.

            -Jeżeli nie chcesz, to nie mów.

            Pokręciłam głową. Musiałam to z siebie wydusić! Tylko w ten sposób mogłam pozbyć się tego ciężaru.

            -Ostatnio zaczęłam dużo o nim myśleć. O nim i o Billu. Tylko, że nie myślałam o nich w sensie „przyjaciół”, tylko bardziej poważnym. I tutaj jest mój najgorszy problem…

            Spojrzałam na blondynkę smutnym wzrokiem. Uśmiechnęła się blado.

            -Podobają ci się.- To było stwierdzenie. Skinęłam głową.- I masz problem, bo podobają ci się obaj.

            -Nie o to chodzi. Polubiłam ich, to fakt. Najbardziej jednak nie mogę poradzić sobie z faktem, że mogłabym nieumyślnie tak się zakręcić, że wpadłabym po uszy. Chodzi mi o zakochanie. Nie chcę tego. Nie jestem jeszcze gotowa na tak poważny krok.

            -Boisz się?

            -Tak, boję. Boję się, jak diabli. Nie ufam im na, tyle, aby móc przerodzić naszą znajomość w głębsze uczucie.

            -Nadal nie rozumiem, co jest twoim problemem. Nie chcesz- nie musisz się w nich zakochiwać. Ten wybór zależy od ciebie.

            Pokręciłam przecząco głową.

            -Nie rozumiesz. Pół nocy myślałam o Tomie. Wtedy, na gali, tak bardzo mnie zauroczył, że całą noc śniły mi się jego oczy. Rano nie mogłam się nawet spokojnie ubrać, tak bardzo byłam rozkojarzona. Wciąż o nim myślałam, a nie chciałam tego. Nie chciałam, być jego kolejną dziewczyną na jedną noc. Wymyśliłam plan. Chciałam po prostu stać się niedostępną. Udawać taką wredną zdzirę, żeby go do siebie zrazić i przy okazji przestać o nim myśleć. Już chciałam wprowadzić plan w życie, ale przed zebraniem spotkałam Billa. I zaczęło się na nowo. Tym razem to on mnie oczarował. Uwierz mi, że miałam ochotę rzucić się w tamtej chwili na niego.

            Emily zaśmiała się cicho.        

            -No to masz problem…

            -Problemem jest to, że sama nie wiem, dlaczego oni tak na mnie działają. Nie ma w nich niczego niezwykłego, a gdy tylko spojrzę któremuś w oczy, moje serce zaczyna bić tak, jakby miało zaraz wyskoczyć z klatki piersiowej…

            -To fakt. Oczy akurat mają wyjątkowe. Tylko nadal nie mogę zrozumieć, dlaczego płakałaś?

            Westchnęłam ciężko i zakryłam twarz dłońmi.

            -Rany są zbyt świeże, aby ich dotykać. Wciąż nie mogę zapomnieć o Max’ie i o tym, co mi zrobił. Te wspomnienia są zbyt bolesne, abym mogła się z kimś związać. Cały czas myślałabym, czy to się nie powtórzy, czy znowu nie zostanę wykorzystana. Żyłabym w strachu. Bałabym się własnego chłopaka!

            -A może właśnie tego ci trzeba? Może ktoś nowy pomoże ci zapomnieć, zamiast rozdrapywać stare rany?

            -Nie wiem. Nie chcę na razie o tym myśleć. Nie chcę wiązać się z żadnym chłopakiem, a już w ogóle z którymś z bliźniaków.

            -Więc nie myśl o nich.

            -Nie mogę!

            Taka była prawda. Nawet, kiedy chciałam, nie mogłam przestać o nich myśleć. To było jak uzależnienie. Jak narkotyk, który powoli zatruwał mój umysł. Chciałam się mu przeciwstawić, ale nie mogłam. Byłam zbyt słaba. Oni byli zbyt silni, aby przełamać ten czar.

            -Posłuchaj mnie.- Emily objęła mnie i mocno ścisnęła. Poczułam, jak pocieszająco pociera ręką moje ramie.- Życie jest pełne bólu i cierpienia. Ja o tym wiem i ty też o tym wiesz. Robimy dwa kroki w przód, aby potem cofnąć się o trzy. Popełniamy błędy. Żałujemy, ale idziemy dalej. Nie zrażamy się, że to nie ma sensu, że będzie coraz trudniej, coraz ciężej. Idziemy. Nie możemy całe życie oglądać się w tył. Po to ryzykujemy. Bez ryzyka, nie zyskamy. Możemy coś stracić, ale równie dobrze możemy coś otrzymać. W twoim przypadku możesz zyskać szczęście. Możesz zyskać miłość, ale możesz ją stracić. Możesz się załamać i nie chcieć iść dalej. Tylko pamiętaj o jednym…- blondynka przerwała na chwilę. Spojrzałam na nią. Uśmiechnęła się pokrzepiająco i mocniej mnie do siebie przytuliła.- …Zawsze masz mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przypominam o podawaniu numerów gg, abym mogła was na bieżąco informować! ;D