wtorek, 7 sierpnia 2012

Odszedłeś, ale proszę, wróć! cz.10


Wdech. Wydech. Wdech. Wydech. I jeszcze raz i… a może jeszcze jeden wdech?
-Nudzi ci się?
Poderwałam głowę w bok i natrafiłam na intensywnie czekoladowe oczy, które w tym momencie śmiały się wesoło. Zapukałam do drzwi naprzeciwko nie przestając się w nie wpatrywać i założyłam ręce na piersi.
-Idź stąd, Tom!
Chłopak oparł się plecami o ścianę obok i włożył dłonie do kieszeni.
-Porozmawiaj z nim.
-Nie.
-Rosalie…
-Nie.
-Proszę cię…
-Nie.
-Dlaczego?
-Bo nie.
-Potrafisz mówić tylko „nie”?- Tom uśmiechnął się lekko
-Yyy, nie.
Parsknęłam śmiechem i w tym momencie drzwi od pokoju się otworzyły. Mój wzrok skierował się na Emily, która nawiasem mówiąc była jedynie przepasana hotelowym ręcznikiem. Za sobą usłyszałam cichy gwizd.
-Łooo, Emily nie wiedziałem, że lubisz chodzić po pokoju w samym ręczniku. Może wprowadziłabyś się do mnie? Mam trochę wolnego miejsca i… AAAŁŁ!
Blondynka z mistrzowskim zamachem trafiła puchatym kapciem prosto w głowę chłopaka. Na jej ustach krył się pewny siebie uśmiech, więc odetchnęłam z ulgą, że na szczęście obudziła się w dobrym humorze.
-Nie przesadzaj, lovelasie!- Pokiwała mu palcem przed twarzą i podciągnęła sobie ręcznik.- Jak chcesz zobaczyć, co chowam pod tym materiałem, to musisz się bardziej wysilić, albo najlepiej zrezygnować. Muszę cię rozczarować, Tom, nie jesteś w moim typie.
Tom zrobił przerażoną minę, złapał ją za ramiona i zaczął chaotycznie potrząsać.
-Jak to możliwe?! Bóg seksu NIE JEST w twoim typie?! Czy ty dziewczyno nie masz oczu?!
-Mam, debilu! I puszczaj moje święte ręce, bo ci je pourywam, a uwierz mi, mam w tym niezłą wprawę.
-Ona jest niestabilna emocjonalnie, wiedziałaś o tym?- Tom ze zmarszczonym czołem zwrócił się do mnie. Parsknęłam śmiechem.
-Człowieku! Wytrzymałam z nią prawie dziewiętnaście lat! Czy ty myślisz, że się już nie przyzwyczaiłam?
-Jeżeli chcesz żywy dożyć śmierci, to w tym momencie puść moje ramiona!- Emily po raz kolejny zdzieliła Toma po głowie kapciem. Chłopak puścił ją, a ona kręcąc głową wycofała się do pokoju zostawiając otwarte drzwi. Uznałam to za zaproszenie do środka. Kiedy chciałam już je zamknąć, Tom wepchnął się za mną i nie przejmując się okrzykami kuzynki, aby opuścił jej pokój, rozsiadł się wygodnie na kanapie i chwycił w dłonie pilota włączając telewizor. Emily stała jeszcze przez chwilę w drzwiach łazienki lekko rozdrażniona, ale stwierdziła, że nie ma sensu się dłużej wydzierać i mrucząc pod nosem „debile są wśród nas” zamknęła za sobą drzwi. Jeszcze przez chwilę wpatrywałam się tępo w miejsce, z którego znikła, zanim usiadłam na fotelu tuż obok Toma.
-Masz dzisiaj dobry humor?
Powoli odwrócił głowę w moją stronę i pokiwał głową
-A chcesz go stracić?
Zaśmiał się. –Nie
Wbiłam wzrok w jego twarz dokładnie ją ilustrując. Nie raz widziałam ją z bliska, więc tym razem nie było w niej według mnie niczego nowego. Chyba jedynie zmienił kolczyka w wardze. Nauczyłam się nareszcie nie tracić panowania nad sobą, kiedy był blisko mnie, czy kiedy mnie dotknął przypadkowo lub celowo. Przyzwyczaiłam się do obecności nowych osób wokół mnie.
Tom spojrzał mi w oczy i zmarszczył czoło. Wyglądał, jakby chciał mi coś niemo przekazać. Wiedziałam co.
-Nie porozmawiam z nim.- Zmarszczył usta a po chwili zwilżył je powoli. Wyglądało to tak, jakby próbował wyczytać z mojej twarzy powód, dla którego tak usilnie trzymałam się swojej decyzji.
-Rozumiem cię i przepraszam. Nie chciałem naciskać…- Z zawiedzioną miną zwrócił twarz ku telewizorowi.
-Tom, przestań, znam tą sztuczkę. To na mnie nie działa.
-Chcę jedynie, abyś wiedziała, że, mimo iż dla ciebie tamta sytuacja w sklepie nic nie znaczyła, Bill nie traktuje żadnych, nawet przypadkowych gestów, jak coś od tak sobie. Dla niego ten…- skrzywił się lekko- pocałunek znaczył bardzo wiele. Nie znamy się długo, praktycznie trochę ponad miesiąc i to byłoby dziwne, gdyby od tak nagle coś się między wami wydarzyło. Mój brat jest romantykiem, nie chcę, aby kiedykolwiek zawiódł się na jakieś dziewczynie. Jest twardy, to fakt, ale ja wiem, że jak ktoś da mu powód do cierpienia, to cierpi bardzo długo i bardzo boleśnie.
Przełknęłam ślinę i wbiłam wzrok w ścianę naprzeciwko.
-Dlaczego mi to mówisz?- Przeraziłam się swojego głosu. Nagle stał się strasznie słaby i ledwo słyszalny. Prawie jak szept.
-Dlaczego boisz się tego, co nieuniknione, Rose? Po co uciekasz od rozmowy z Billem i teraz udajesz, że nic się nie stało, jeżeli jeszcze wczoraj płakałaś w swoim pokoju?
Wstrzymałam na moment oddech, a w mojej głowie kotłował się stos myśli. Nie wiedziałam, której mam się uchwycić. W końcu po chwili wydukałam z siebie:
-Ja…- Pokręciłam ze zrezygnowaniem głową. Tom zadał mi pytania, na które odpowiedzi nie było. To były pytania zaliczane do tej obszernej grupy zwanej „niewygodnymi”. Nie chciałam znać na nie odpowiedzi tak bardzo, jak nie chciałam, aby zostały zadane.- Je nie wiem Tom. Po prostu, do cholery nie wiem…
-Ty wiesz, ale nie chcesz się do tego przyznać. Nawet przed samą sobą…
-PRZESTAŃ!- krzyknęłam na niego i zerwałam się z miejsca. W tym momencie zdecydowanie wyglądałam na wariatkę, która uciekła z ośrodka dla specjalnie uzdolnionych.- Ty nie masz pojęcia jak to jest, kiedy ktoś rani cię tak bardzo, że nie masz ochoty żyć dalej na tym świecie.- Zaczęłam chaotycznie krążyć po pokoju.- Nie masz pojęcia jak to jest, kiedy zabierają ci nadzieję, uśmiech, kiedy ktoś kradnie ci beztroskę i poczucie bezpieczeństwa. Nie masz zielonego pojęcia…. Wystarczy moment, aby rozszarpać serce na drobne kawałeczki, aby pozbawić drugą osobę wszystkiego, w co wierzyła, w co pokładała nadzieje na przyszłość. Nie znasz tego uczucia i nie życzę ci go. Nie życzę nawet najgorszemu wrogowi...
I to był koniec. Przy ostatnim zdaniu upadłam na kolana i schowałam twarz w dłonie. Nie płakałam, obiecałam sobie, że już nie będę płakać i miałam zamiar dotrzymać obietnicy. Jedynie złapałam się za głowę i oddychałam ciężko pod ciężarem wspomnień.

-Nie, proszę, nie, nie rób tego! Opamiętaj się, Max!
-Zamknij się, księżniczko. Już zbyt długo czekałem, abyś mi się oddała. Prędzej czy później musiało do tego dojść.
-Max, proszę cię, przestań. Ja nie chcę, nie chcę.
-Na scenie wyginasz się jak prawdziwa dziwka, a teraz nie chcesz?
PLASK!
-Ty szmato!
-NIEEE!
-Ty skurwielu! Zostaw ją!
-Trey…dzięki Bogu…

-Trey…
-Co?
Tom w sekundę był przy mnie. Nie pytał o nic. Wiedziałam, że sam się domyślił. Podniosłam na niego wzrok i z zacięta miną złapałam za skrawek bluzki. Podciągnęłam ją w górę i jego oczom ukazała się ledwie widoczna szrama tuż pod linią mojego stanika. Zrobił przerażoną minę i przełknął ciężko ślinę. Pokazałam mu jeszcze czerwonawy ślad na nadgarstku dokładnie przykryty podkładem.
-To dlatego nie ufam facetom. To dlatego nienawidzę zostawać sama, ani nie chcę, aby ktokolwiek mnie dotykał.- wydukałam przez zaciśnięte żeby.- Boję się obcych ludzi, nawet wam do końca nie ufam. Nie chcę myśleć o tym, abym kiedykolwiek mogła wpaść drugi raz w tą samą dziurę. Już nie bawię się w coś takiego jak miłość.
Spojrzałam mu w oczy. Były puste. Jakby ktoś nagle pozbawił je całego młodzieńczego blasku, a ich właściciela duszy. Nie mogłam znieść tego widoku. Wiedziałam, że tymi słowami zraniłam ponownie nie tylko siebie, ale i też chłopaka obok.
-Dobrze.- wychrypiał nie swoim głosem. Wzdrygnęłam się zaskoczona.- Mogłaś zawieść się na kimś, kogo nie znam. Mogłaś zawieść się na chłopaku, którego jeżeli spotkam, to ukręcę mu łeb, ale błagam, nie osądzaj kogoś, jeżeli zawiodłaś się na drugim człowieku. Nie rań innych jedynie dlatego, że ktoś cię skrzywdził. Jesteś silną kobietą, zdążyłem się o tym przekonać i wiem, że potrafisz się przełamać i otworzyć na uczucie. Daj sobie szansę. Daj ją Billowi…
-Tom, ja…
-Tom.- Podskoczyłam na swoim miejscu i automatycznie skierowałam swój wzrok w stronę drzwi od łazienki. Emily stała w przejściu z ręcznikiem na głowie i ubrana w przydługą męską koszulę. Nie, żeby ktoś ją u niej zostawił, ale po jej wyznaniu, że lubi chodzić w męskich koszulach, zaczęły do niej napływać paczki z całego kraju od jej fanów. Ale nie to jest teraz najważniejsze. Blondynka miała zatroskaną minę i założone na piersiach ręce.- Myślę, że mógłbyś dać już Rosalie chwilkę wytchnienia. I tak już zbyt wiele się dowiedziałeś. Nie powinnaś mu tego mówić,- zwróciła się do mnie.- a ty nie powinieneś tego od niej wyciągać.- Spojrzała się na chłopaka oskarżycielskim wzrokiem.
-Chciałem tylko wiedzieć…
-I dowiedziałeś się, a teraz wyjdź, bo chcę się ubrać.
-Ale…
-Tom, proszę. Zajmę się nią.- Zaskoczyła mnie tą nagłą zmianą tonu głosu. Zwróciła się do czarnowłosego tak spokojnie, że aż on się na nią dziwnie spojrzał. Po chwili jednak kiwnął porozumiewawczo głową w jej stronę. Złapał mnie za rękę i delikatnie ścisnął próbując dodać mi otuchy.
-Przemyśl, co ci powiedziałem, dobrze?
Skinęłam głową. Tom uśmiechnął się lekko i wstał. Podszedł do Em i szepnął jej coś do ucha, na co jej twarz zrobiła się cała czerwona. Chłopak uśmiechnął się pod nosem i skierował się do wyjścia. Już otwierał drzwi, kiedy nagle przypomniało mi się coś ważnego.
-Tom!- Odwrócił się i mruknął, coś na pozór „co?”- Nie zapomnij wziąć mojej torby. Jest na łóżku w moim pokoju. Kartę zostawiłam u ciebie na szafce.- Kiwnął głową.- Nie zapomnij!
-Spoko.
I wyszedł.
-Jaką torbę?- Em wydała się bardzo zdziwiona moimi słowami. Wzruszyłam ramionami.
-Chcemy napaść na bank, zrobić z Treya męską prostytutkę i zbijać na tym fortunę.-Potarłam ręce i zaśmiałam się jak prawdziwy szaleniec. Emily popatrzała się na mnie przez chwilę z otwartą buzią a po chwili…
-Buhahahahahahahhaahahahahaha!!!
… obie leżałyśmy na ziemi.
***
Chodziłyśmy po centrum handlowym już od trzech godzin i z każdą kolejną minutą byłam coraz bardziej pewna, że Emily wie o całej urodzinowej imprezie oraz, że niedługo pewne dwie osoby stracą życie. Nie będę wymieniać po nazwisku, ale mogę zdradzić, że nasz zespół straci perkusistę i gitarzystę.
Blondynka przez cały czas miała lekki uśmiech na ustach, a kiedy pytałam ją, dlaczego chociaż przez moment nie straciła humoru, zaczynała śpiewać mi nasz nowy utwór na płytę. I tak temat się urywał… na kolejne czterdzieści minut.
Kiedy wyszłyśmy z ostatniego butiku jaki był w centrum, nerwowo spojrzałam na zegarek. Niedługo Trey miał zadzwonić zaczynając jednocześnie główną część planu. Stwierdziłam, że do tego czasu mogłybyśmy gdzieś się jeszcze wybrać. Padło na lodziarnię.
Zeszłyśmy na pierwsze piętro i zajęłyśmy najbardziej oddalony i najbardziej zacieniony stolik. Ja zamówiłam dwie gałki: białą czekoladę i kakao, a Em kokosowe i cytrynowe. Między nami zapanowała nieznośna cisza i już miałam ją przerwać, kiedy to kuzynka odezwała się pierwsza.
-Wiesz Rose, tak się zastanawiam i zastanawiam i stwierdzam, że jesteś głupia.
Kiwnęłam głową ledwo powstrzymując parsknięcie.
-Dzięki. Miło wiedzieć.
-Ale ja mówię poważnie.- Em spojrzała się na dziewczynę przechodzącą obok lodziarni. Miała błękitną spódniczkę ledwo przykrywającą pośladki, do tego różową bluzkę wiązaną na szyi odsłaniającą większą część biustu i białe kozaki do połowy ud.- Dziwka- mruknęła i liznęła loda- Chodzi mi o to, że z jednej strony Tom ma rację.
-Myli się.
-Nie. Ten jeden raz w pełni się z nim zgadzam. Nie możesz, Rose, przez cały czas żyć w strachu.- Spojrzała się na mnie spod przydługiej grzywki.- Kiedyś będziesz musiała zaufać jakiemuś chłopakowi. Z jakiegoś głupiego powodu czuję, że któryś z Kaulitzów to jest właśnie ten.
-Na pewno nie Bill...
-No to Tom.
-Tom tym bardziej.
-No więcej braci to oni nie mają, sorry.
-Em!- oburzyłam się. Jeszcze wyjdzie na to, że to ona wybierze mi męża i zorganizuje resztę życia. Kuzynka jedynie wzruszyła ramionami i dalej wpatrywała się w przechodzących ludzi. Przygryzłam wargę i wbiłam wzrok w rozpuszczającego się loda.
Może Em ma rację? Może już dosyć ukrywania się i odrzucania czyjegoś uczucia. Po incydencie z Maxem miałam w sumie kilku naprawdę miłych kolegów i wiedziałam, że oni chcieliby czegoś więcej niż tylko przelotnej znajomości, ale ja nie byłam na to gotowa. Odrzuciłam ich zanim mogłabym chociaż pomyśleć nad jakimkolwiek związkiem.
To było chore. Ja byłam chora i zdawałam sobie z tego sprawę. Max mnie zniszczył. Sprawił, że nie potrafiłam na nowo pokochać, zaufać obcej osobie i powierzyć jej moje serce. Ale czy to miało jakikolwiek sens? Dlaczego z własnego wyboru cierpiałam samotnie zamiast znaleźć sobie osobę, która trwałaby przy moim boku? Czy warto? Warto jest rezygnować z miłości tylko po to, aby nie pozwolić powrócić wspomnieniom? Wprawdzie dzisiaj miałam je na nowo przed oczami i poza bólem głowy nic więcej się nie działo. Może wyleczyłam się z nich? Może już nie działają na mnie, tak jak kiedyś i mogłabym na nowo odbudować sobie życie, tym razem z odpowiednią osobą?
-Masz rację.- Wydukałam z siebie nabijając gałkę loda paznokciem. Em uśmiechnęła się pod nosem
-Myślałam, że będę musiała dłużej czekać, aż to zrozumiesz. Max nie jest tego wart.
Kiwnęłam potakująco głową.
W tym momencie do Emily zadzwonił telefon. Wygrzebała go z torebki i spojrzała na wyświetlacz. Pokręciła z niechęcią nosem, ale w końcu odebrała.
-Czego chcesz?
-…
-Gdzie?
-…
-Z kim?
-…
-Teraz? Za godzinę?
-…
-Yyy, daję ci Rose.- Em zatkała ręką mikrofon.- Trey.- szepnęła i podała mi telefon.
-Czego?
-Czy wy zawsze musicie być takie miłe?- oburzył się.
-Tak.- Przytaknęłam
-Ech, powiem ci tak: ruszać dupy, bo macie niecałą godzinę do imprezy, a znając was to przyjedziecie za trzy.
-Dyskoteka?
-Blablablablabla
-Co ty robisz?
-Symuluję rozmowę- Strzeliłam sobie facepalma.
-Za godzinę?- Byłam już coraz bardziej rozdrażniona.
-Dmuchawce, latawce, wiaaatr… daleko z ciasteczek świaaat! Aaa…!
-W Jokerze? To tam na obrzeżach?- Usłyszałam jakieś hałasy i rumory. Jakby ktoś rzucił się na Treya
-…Ronnie, pedale, zostaw moje gacie! Aaa!
-Będziemy- wydukałam przez zęby i nacisnęłam czerwoną słuchawkę. Prawie wdusiłam ją do środka telefonu. Byłam doprowadzona do granic ludzkiej wytrzymałości i jeszcze jedno słowo wypowiedziane przez tego imbecyla, a wybuchłabym.
-Jedziemy na imprezę.- poinformowałam Emily i wstałam z miejsca oddając jej komórkę. Wyszłyśmy z lodziarni i zatrzymałyśmy się przed nią.
-To, co robimy? Jedziemy do hotelu czy lepiej iść tutaj do makijażystki. Przy okazji zrobimy sobie jakoś włosy, a ciuchy dzisiaj kupiłyśmy, więc mogłybyśmy się przebrać w klubie.- zapytałam się Em. Blondynka spojrzała się na wielki napis nad salonem kosmetycznym i tam też skierowała swoje kroki, a ja poszłam za nią.
***
-Masz pięć sekund na dotarcie, bo w przeciwnym razie pozwolę Treyowi opróżnić cały twój barek. A wiem, że masz niezłą kolekcję alkoholi.- Tom zadzwonił do mnie dokładnie w momencie, w którym kierowca taksówki poinformował nas, że za niecałą minutę będziemy na miejscu.
-Tom, muszę cię zmartwić.- zaczęłam grobowym głosem. Po drugiej stronie słuchawki usłyszałam jęk.- Twoje pięć sekund minęło dokładnie sześć sekund temu. O, teraz już dziewięć.
-Rosalie!
-No co?- Zaśmiałam się.
-Gdzie jesteście, do cholery?
-Tak w teorii to przed klubem, a tak w praktyce to też przed klubem, ale w taksówce. O, już nie.- Właśnie wyszłam z samochodu a Em zapłaciła odpowiednią kwotę kierowcy. Stanęłyśmy przed głównym wejściem i trochę się zdziwiłam, że wokół całego budynku było całkiem… pusto. Nigdzie ani żywej duszy.
-Yyy, Rosalie, jesteś pewna, że to tutaj?- Blondynka szturchnęła mnie w ramię i wskazała na klub. Zmarszczyłam czoło.
-Tom, słyszysz mnie?- Cisza.- TOM!- Nic. Spojrzałam na wyświetlacz i zauważyłam, że połączenie zostało przerwane. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i jeszcze raz wybrałam jego numer, ale nie odpowiadał.- Cholera, nie odbiera. Coś nam przerwało.
-Jeżeli chcą nas nastraszyć, to im się udało, zaczynam się bać.- Em kurczowo złapała się mojego ramienia. Dobra, bez paniki- pomyślałam. Pierwsza rzecz, czy to jest ten klub? Spojrzałam na szyld na dachu budynku. Tak, to ten klub. Dobra, teraz czy to jest jakaś podejrzana okolica? Rozejrzałam się wokół. Jakieś domki parędziesiąt metrów wzdłuż ulicy, obok mały sklep i apteka. Raczej nic takiego. Czy słychać jakieś podejrzane dźwięki? Zaczęłam nasłuchiwać, ale nic takiego nie było. Nie, nie ma nic. Dobra, czyli to właściwe miejsce.
Złapałam Em za rękę i powoli pociągnęłam w stronę drzwi wejściowych. Opierała się, ale tylko przez chwilę. Spróbowałam jeszcze raz zadzwonić do Toma, ale nie odbierał. Tak samo Trey, Ronnie a nawet… Bill. Nawet Emily próbowała połączyć się z nimi z zastrzeżonego, ale jak na złość żaden nie odpowiadał.
-No cóż, wchodzimy.
-Rosalie, tylko dlaczego nie słychać tu żadnej muzyki?
No właśnie! Dlaczego geniusze nie puścili muzyki? Zazgrzytałam zębami na myśl o ich inteligencji i pociągnęłam za klamkę. Drzwi ustąpiły. Na szczęście światło było włączone. Weszłyśmy do środka i znalazłyśmy się na korytarzu. Tutaj też nikogo nie było. Miałam ochotę udusić kilka osób, a najlepiej pewnych braci bliźniaków oraz geniuszy inaczej. Rozglądając się dookoła szłyśmy przed siebie do podwójnych drzwi po przeciwnej stronie korytarza. Czułam, jak Emily cała drży, w dodatku i ze mnie zaczynała odpływać cała odwaga. Gdzie te debile się podziewają?
Nagle w połowie drogi w całym korytarzu zgasło światło. Obie krzyknęłyśmy ze strachu i chciałyśmy się objąć, ale poczułam, jak ktoś łapie mnie w pasie i ciągnie do tyłu. Próbowałam się wyrwać i krzyknąć, ale ów osoba zasłoniła mi dłonią usta. Szarpałam się na wszystkie strony, ale przestałam, kiedy przy uchu usłyszałam znajomy głos.
-Ciiii, nie szarp się, bo mnie podrapiesz.
-Hyl?
-Tak, to ja.
Chłopak otworzył jakieś drzwi i wprowadził nas tam. Kiedy je zamknął, puścił mnie i zapalił światło. Byliśmy na klatce schodowej. Spojrzałam na niego oburzona.
-Co to było?! Prawie padłam na zawał, kiedy tu przyjechałyśmy, a wokół żywej duszy! Jeszcze to światło. Powaliło was do reszty?!
Bill zrobił skruszoną minę i zaczął wchodzić po schodach.
-Przepraszam. Chłopaki stwierdzili, że urozmaicą wam wieczór. To nie był mój pomysł. Ja miałem tylko odseparować ciebie od Emily. A tak na marginesie, masz ładne perfumy.
Uśmiechnęłam się pod nosem i dyskretnie powąchałam kraniec bluzki. Tak, Bill potrafił zadziałać na mnie jak nikt inny.
Podążyłam za nim. Kiedy przeszliśmy przez kolejne drzwi, naszym oczom ukazała się sala, w której miała odbywać się cała impreza. Lecz z głośników nie płynęła żadna muzyka. Za to w każdym kącie, za kanapami a nawet za barem znajdowali się ludzie. Tylko, że ci ludzie nie tańczyli ani nawet nie rozmawiali ze sobą. Oni… ukrywali się.
-Czy to też było w planach?- spytałam zdezorientowana.
-Nie, ale pomyślałem…- Walnęłam się dłonią w czoło.
-A czy ja ci nie mówiłam, że myślenie ci nie służy?
No tak, Trey jak zwykle ma 100 pomysłów na sekundę. Szkoda, że są one tak idiotyczne, że na sam widok jego miny świadczącej o nowym genialnym pomyśle można się załamać.
Chłopak zarzucił rękę na kark i spojrzał się na mnie zakłopotany.
-Chciałem zrobić Em niespodziankę, ale skoro twierdzisz, że to głupi pomysł, to… Odwrócił się i już zamierzał się oddalić, kiedy złapałam go za ramię. Zatrzymał się i wbił we mnie wzrok. No tak, głupia sprawa.
-Nie, nie.- tłumaczyłam się- Wiesz, w sumie można by coś takiego zrobić, ale…
I w tym momencie usłyszałam jakiś dźwięk wydobywający się z kieszeni Treya. Brunet wyciągnął z niej małe urządzenie z anteną i podstawił do ucha.
-Powtórz, Ronnie, bo nie usłyszałem.
Walkie-talkie
-To się podstawia do ucha, a nie do fiuta, idioto!- Z głośnika wydobył się głos czarnowłosego. Bill zaśmiał się.
-Dobra, nie pieprz, tylko gadaj. Gdzie ona jest?
-Zbliża się do lewego skrzydła. Za dwa korytarze będzie u was. Przygotujcie się.
-DOBRA LUDZIE, EMILY SIĘ ZBLIŻA!- Wydarł się na całe gardło Trey i schował urządzenie z powrotem do kieszeni. Odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem podszedł do baru, gdzie najwidoczniej była jego kryjówka.
-A ty idziesz ze mną.- wyszeptał mi do ucha Bill, złapał za rękę i pociągnął za sobą. Dotarliśmy do zagłębia pomieszczenia, w którym był mały stolik i półokrągła kanapa, na której siedział już Tom. Całe miejsce znajdowało się za małą ścianką, więc od wejścia nie było go widać. Bill klapnął naprzeciwko brata, a ja obok warkocza i walnęłam go przez głowę.
-Ał! Za co to?- Oburzył się.
Spojrzałam się na niego spod byka.
-A kto się rozłączył, jak przyjechałyśmy? Wiesz, jakiego miałam stracha?
Tom wyszczerzył się.
-Brak ci seksu, kobieto. Bill, powinieneś coś z tym zrobić, bo ona z godziny na godzinę jest coraz gorsza.
Zapowietrzyłam się, a Bill poczerwieniał na twarzy i spuścił głowę na dół. Jednym wprawnym ruchem znowu chciałam strzelić warkoczowi w głowę, lecz tym razem złapał moją rękę i odciągnął na stolik. Pokiwał mi przed nosem palcem mlaskając ostrzegawczo. Po chwili zaśmiał się w głos, co wykorzystałam i nadepnęłam mu pod stolikiem na stopę. Chłopak jęknął i spojrzał się na mnie ze złością. Już chciał coś powiedzieć, kiedy w całej sali zgasły światła. Uśmiechnęłam się pod nosem i odwróciłam, jak sądziłam, w stronę drzwi wejściowych.
Te, po dosłownie trzech sekundach otworzyły się powoli, jakby osoba za nimi nie była pewna, że chce wejść do środka. W sumie nie dziwiłam się jej. Sama po takim przedstawieniu, jakie jej zafundowano, trzęsłabym się ze strachu.
Em wyjrzała zza drzwi i upewniając się, że nic jej nie grozi, ostrożnie weszła do środka. Nagle drzwi za nią zamknęły się z hukiem, a za sobą usłyszałam cichy chichot. No tak, Tom wiedział o wszystkich niespodziankach, jakie były dla blondynki przygotowane. Chociaż, mimo że w tej chwili nie widziałam miny Em, coś nie dawało mi spokoju, że ona wcale się nie boi, że jedynie… Udaje.
Nim zdążyłam się nad tym porządnie zastanowić, usłyszałam wrzask, a po chwili wszystkie światła w cali zostały na powrót zapalone. Całej akcji towarzyszyły donośne krzyki „Wszystkiego najlepszego!” dochodzące ze wszystkich stron pomieszczenia.
Zerknęłam na kuzynkę i zobaczyłam, że praktycznie wisi w powietrzu! Trey i Ronnie trzymali ją za bark i nogi i unosili wysoko ponad nich samych. Zachichotałam i wraz z resztą ludzi podeszłam do solenizantki, aby złożyć jej życzenia. Riche, jak zwykle zresztą, dopadł się do niej jako pierwszy i wyściskawszy dziewczynę porządnie, wręczył jej mały podarek. Za nim ustawili się pozostali goście, którzy składali się głównie na ludzi z ekipy. Nie mogliśmy ściągnąć z tak daleka naszej rodziny, to byłby zbyt wielki koszt, a poza tym, mamy przecież trasę, więc i tak nie mielibyśmy dla nich czasu. Miałam tylko nadzieję, że taka impreza urodzinowa wystarczy Em.
Kiedy już wszyscy złożyli dziewczynie życzenia i wręczyli prezenty, jako ostatnia podeszłam do niej i praktycznie rzuciłam się na nią. Wczepiłam się w jej szyję i tuliłam do siebie najmocniej jak potrafiłam, szepcząc przy okazji wymyślone na szybkiego życzenia.
-… i żeby udało ci się w końcu znaleźć odpowiednią osobę, która w pewnej części zastąpi ci mnie, oraz będzie o ciebie dbać, słuchać się ciebie, i mnie przy okazji też, ale chodzi o to, aby cię kochał przynajmniej w połowie tak, jak ja. Tyle wystarczyłoby mi i pozwoliło spokojnie spać w nocy, choć tobie niekoniecznie.- Zaśmiałam się pod nosem, kiedy poczułam lekkie uderzenie w pośladek.- I tak podsumowując, to przede wszystkim spełnienia marzeń, bo dobrze wiemy, że wierząc w nie, można osiągnąć praktycznie wszystko. I jeszcze jedno.- Odsunęłam ją od siebie i wbiłam wzrok w jej błękitne oczy.- Kocham cię.
-Ja ciebie też, Rose. I dziękuję.- Znowu mnie przytuliła, tym razem krótko.
***
-Wiedziałam, że wiesz! Już, kiedy byłyśmy w centrum na zakupach, jakoś dziwnie się zachowywałaś. Jak nie ty.
Em uśmiechnęła się pod nosem i zapięła zamek przy granatowej sukience. Ja swoją czarną miałam już na sobie. Tą, którą kupiłam z Billem. Przejrzałam się jeszcze w lustrze i przejechałam opuszkiem palca pod okiem, aby poprawić makijaż. Odwróciłam się i oparłam o zlew. Zerknęłam na blondynę, która ściągała trochę sukienkę bardziej na biodra.
-Nie ściągaj jej. Tak jest dobrze.- poradziłam, a na dowód kiwnęłam głową z zachwytem. Em trochę się skrzywiła i mruknęła coś pod nosem.- Jak myślisz, co te dwa przygłupy dla ciebie szykują?
-Mam nadzieję, że nic. Wystarczyło mi, jak musiałam sama iść przez ten głupi korytarz po ciemku i udawać, że jestem przerażona.
Przytaknęłam jej.
-Riche kupił ci wisiorek i kolczyki ze srebra. Widziałam pudełko w jego gabinecie.
-Uff, a już myślałam, że będzie kolejny pokaz fajerwerków.
-Na szczęście poszedł po rozum do głowy i wolał nie ryzykować życiem gości.
Em zaśmiała się i spakowała zdjęte ciuchy do torby, którą dla niej przygotowałam. Podniosła się i wbiła we mnie przeszywający wzrok.
-Masz zamiar dzisiaj coś zdziałać?- Założyła ręce na piersi i oparła się o drzwi od kabiny.
-To znaczy?- Podejrzewałam, o co jej chodzi, ale wolałam nie dmuchać na zimne.
-Chodzi mi o Billa.- Prychnęłam.- Rosalie! Nie widzisz, że mu się podobasz? W dodatku uważam, że jest świetnym facetem i gdybym nie miała na oku kogoś innego, z chęcią bym się z nim umówiła.
-A dlaczego ty nie robisz nic w kierunku rozwinięcia znajomości z tym „kimś innym”, a mianowicie Georgem?
Em zaczerwieniła się.
-To zupełnie inna sytuacja!
-Wcale nie. Jak ty to powiedziałaś, podobam się Billowi i ja o tym wiem. A Georg podoba się tobie, ale on sam o tym nie wie. Problem?
-Tak! Bo wy zachowujecie się jak dzieci! Billowi ciężko się przyznać przed tobą, co czuje, a tobie ciężko jest to zaakceptować. Cały czas się mijacie i to nie ma żadnego sensu. Chyba nie masz zamiaru do końca życia być jak cnotka-niewydymka, prawda?- Uniosła lewą brew do góry i przejechała po moim ciele wzrokiem.- W dodatku masz już dziewiętnaście lat. Nie uważasz, że to najwyższy czas, by sobie kogoś znaleźć?
-Ty masz już dwadzieścia i jeszcze nikt cię nie chciał- mruknęłam pod nosem, ale na moje nieszczęście, Emily wszystko usłyszała. Z dzikim okrzykiem rzuciła się na mnie i walnęła w ramię.
-Nie przesadzaj, młoda.- ostrzegła, kiedy ja rozmasowywałam sobie uderzone miejsce.
-I tak mnie kochasz.- Wytknęłam jej język i chwyciwszy torbę przyniesioną przez Toma, wyszłam z łazienki.
***

-STO LAT! STO LAT! NIECH ŻYJE EMILY NAAAAAM! WOOHOOO!
Blondynka zdmuchnęła dwadzieścia świeczek z prawie półmetrowego tortu i uśmiechnęła się tak szeroko, jak jeszcze nigdy chyba jej takiej nie widziałam. Wszyscy zaczęli klaskać i stukać się kieliszkami szampana, którego zaraz wypili. Em po raz kolejny wtuliła się we mnie.
-Dziękuję za zorganizowanie całego przyjęcia.
-Nie ma za co, starsza o rok kuzynko.
Wokół nas kręciło się coraz więcej wstawionych osób. Ja sama z Emily wypiłyśmy jedynie po drinku i lampce szampana, więc miałyśmy jasny umysł, w przeciwieństwie, co do niektórych. Trey z Ronnim jak zwykle bawili się na całego i kiedy zaczęli się już lekko chwiać, tak nagle straciłam ich z oczu. Poprosiłam Toma, żeby nie przesadził z alkoholem, bo czeka nas jeszcze występ i z tego, co zauważyłam, dotrzymywał obietnicy, bo raz widziałam go na parkiecie, a kilka przy barze, lecz zapewniał mnie, że to jedynie soki owocowe. Większość czasu spędzał jednak z Billem przy naszym wspólnym stoliku.
Kiedy Emily została wyciągnięta na parkiet przez Georgia, uśmiechnęłam się pod nosem i podeszłam do bliźniaków. Rzuciłam się na kanapę i wzięłam łyka z drinka Billa. Skrzywiłam się. Był mocny.
-Chcesz się upić?- zapytałam dredowatego. Pokręcił przecząco głową.
-Tom mi go przyniósł.
-Chcesz go upić?- zwróciłam się do siedzącego obok czarnowłosego. Ten dla odmiany pokiwał twierdząco głową.
-Będzie łatwiejszy, zaufaj mi.- Mrugnął okiem, a ja znowu nadepnęłam mu na nogę. Jęknął przeciągle i uderzył głową o stół.- Oni chcą mnie tutaj dobić.
-Przepraszam, nie zauważyłam, że masz AKURAT TAM swoją stopę.- zaśmiałam się sadystycznie i wzięłam jeszcze jednego łyka ze szklanki po czym odsunęłam ją na swoje miejsce. Oblizałam usta z resztek płynu i zerknęłam na parkiet, na którym tańczyło wiele par. Dostrzegłam Em z Georgiem, którzy najwidoczniej dobrze bawili się w swoim towarzystwie. Brunet trzymał ręce na jej talii, a ona swoje poniżej jego barków. Uśmiechali się i co jakiś czas coś do siebie mówili. Miałam jedynie nadzieję, że blondynka odważy się w końcu na poważną rozmowę z chłopakiem, bo wiem z własnego doświadczenia, że takie podchody jedynie ranią i utrudniają dotarcie do drugiej osoby.
Piosenka się skończyła i z głośników zaczęło lecieć coś wolniejszego. Niektóre pary zeszły z parkietu, ale większość z nich pozostała. W tym Emily.
-Mogę prosić do tańca?- Usłyszałam tuż koło ucha. Podniosłam głowę i mój wzrok natrafił na czekoladowe oczy. Ich właściciel wyciągał w moim kierunku dłoń, którą mimo wewnętrznych oporów chwyciłam. Przeszliśmy przez parkiet i zatrzymaliśmy się w oddalonym od reszty ludzi miejscu. Objęłam chłopaka za szyję, a ten złapał mnie za biodra, lecz nie przybliżył mnie bliżej siebie. Starał się zachować odpowiednią odległość między naszymi ciałami, dzięki czemu odetchnęłam z ulgą. Zaczęliśmy kołysać się w rytm muzyki. Poczułam w nozdrzach przyjemny zapach jego perfum i przymknęłam oczy rozkoszując się nimi.
-Przepraszam.- wyszeptał mi na ucho. Podniosłam na niego zdziwiony wzrok i już chciałam coś powiedzieć, kiedy zrozumiałam, o co mu chodzi. Pokręciłam głową z dezaprobatą.
-Nie musisz, Bill. To ja w sumie powinnam pierwsza cię przeprosić za moje zachowanie. Nie powinnam reagować tak ostro, a potem w hotelu… mogłam przyjść do ciebie i porozmawiać o tym. Tak mi głupio, że tak to wyszło…
Uśmiechnął się.
-Czyli nie jesteś zła o to, co się stało tam… w przebieralni?- zapytał niepewnie.
Pokręciłam przecząco głową. Brunet bardziej pewny siebie, przyciągnął mnie bliżej. Zaczerpnęłam powietrza, ale zacisnęłam mocniej dłonie na jego karku. Nie wiedziałam, dlaczego to robię. Może te wszystkie rozmowy z Tomem i Emily dały mi do myślenia. W końcu oboje chcieli, abym była szczęśliwa i znalazła sobie kogoś odpowiedniego. Nie miałam jednak pojęcia czy tym kimś jest akurat chłopak, z którym tańczę. Jakaś mała cząstka mnie, tam w środku, mówiła, że coś jest nie tak. Coś odpychało mnie od czarnowłosego, mimo, że ja sama chciałam spróbować. Przeczyłam samej sobie i nie mogłam sobie z tym poradzić. Przyzwyczaiłam się do jego obecności, ale nie wyobrażałam sobie, abyśmy mieli kiedykolwiek tworzyć coś poważnego. Był świetnym przyjacielem i czułam, że mogę na nim polegać, lecz czy to wystarczyłoby, abyśmy mogli spróbować posunąć się o krok dalej?
Piosenka się skończyła, a ja zerknęłam na zegarek na prawej ręce. Rozszerzyłam oczy ze zdumienia i gwałtownie odsunęłam się od chłopaka.
-O matko! Bill, ja cię przepraszam, ale muszę przygotować prezent dla Em. Proszę, nie gniewaj się na mnie.- wytłumaczyłam się i prawie biegiem podeszłam do stolika, przy którym siedział Tom. Złapałam go za rękę i pociągnęłam w stronę zaplecza.
-Hej, hej, poczekaj, nie wziąłem gumek.
-Tom!- warknęłam na co on głośno się zaśmiał.
-Żartowałem, żartowałem.- Wyciągnął ręce przed siebie próbując mnie uspokoić. Pokręciłam głową z dezaprobatą i zaczęłam w myślach powtarzać tekst piosenki.
***
I don’t wanna be
I don’t wanna be
I don’t wanna be
I don’t wanna be alo-o-o-one
I don’t wanna be alo-o-o-one
I don’t wanna be alo-o-o-one
Don’t wanna be alone
With you

Zabiję ich- pomyślałam, kiedy z głośników zaczęła lecieć nasza nowa piosenka na płytę. Ronnie i Trey weszli na scenę w samych bokserkach i zaczęli tańczyć wymyślony układ choreograficzny. Walnęłam się dłonią w czoło, kiedy zauważyłam, że jeden ma na głowie czarną, a drugi blond perukę. Obaj byli pomalowani. Obaj byli mną i Emily.
Wszyscy wokoło zaczęli się śmiać, gwizdać i klaskać jednocześnie. Blondynka, która siedziała na honorowym krześle naprzeciwko sceny, miała minę, jakby zobaczyła nagiego Richego. Praktycznie wbiło ją w siedzenie z wrażenia.

I walk this empty, black, sad street
It’s revolution
I saw the face who not to be
The golden nation
Blue sky change life a milion guys
Fixed emotions
Painful loud break towns’n’ground
My new solution

The time goes faster now
I sit in empty town
Let’s move to undergro-o-o-ound
(couse it’s in my soul)

Chłopacy zaczęli poruszać się zgodnie z tekstem w piosence, odstawiając jednocześnie mały pokaz swoich umiejętności aktorskich. Wymachiwali rękami na wszystkie strony, to zbliżali się do siebie, to oddalali, ciężko było przewidzieć ich następny ruch. Ale najlepsze przyszło, kiedy zaczął się refren. Na słowa „I don’t wanna be alone” stanęli obok siebie, wyciągnęli przed siebie ręce z ułożonymi na sobie dłońmi i pochylając się lekko do przodu, zaczęli… kręcić tyłkami. Wywijali nimi na prawo i lewo a kiedy przyszłą pora na „With you”, przenieśli ciężar ciał na prawe nogi i kładąc po jednej dłoni na biodrze, drugą w zawiły sposób wskazali na Emily. Po całej sali roznosiły się gwizdy chłopaków, a dziewczyny nie mogąc opamiętać się ze śmiechu, trzymały się za brzuch prawie leżąc na ziemi. W tym także ja. Em rozluźniła się trochę i zaczęła klaskać w rytm muzyki dopingując kolegów z zespołu.
Zaczęła się druga zwrotka, a po niej nowy refren. Chłopacy znowu wywijali tyłkami, a ludzie znowu prawie leżeli na ziemi ze śmiechu. Sami wykonawcy pokazu wydawali się świetnie bawić. W końcu robienie z siebie takich… pół-debili, że tak to ujmę, wychodzi im znakomicie.
Kiedy piosenka się skończyła, chłopacy zeskoczyli ze sceny pod wielkim aplauzem zebranych gości i podeszli do Emily. Złożyli na jej policzkach po całusie i żegnani wrzawą oklasków znikli na zapleczu.

1 komentarz:

Przypominam o podawaniu numerów gg, abym mogła was na bieżąco informować! ;D