Riche Taylor siedział przy małym stoliku i przeglądał kolejny raz stos kartek z milionami miniaturowych czarnych literek, kiedy do drzwi jego pokoju ktoś zapukał. Z widocznym ociąganiem podniósł głowę i zamrugał kilkakrotnie powiekami, by pozbyć się sprzed oczu widoku setek umów i pism, zanim pozwolił owej osobie wejść.
Do pokoju, ostrożnie i bez hałasu wszedł postawny mężczyzna- jeden z ochroniarzy Stumm.
-Już wróciliście?- Zdziwił się manager
Mężczyzna wzruszył ramionami.
-Rosalie chciała jak najszybciej wrócić. Nie wiem, dlaczego- ubiegł pytanie szefa- Wybiegła z jednego ze sklepów jak oparzona, zostawiając Billa samego.
Riche zmarszczył czoło i zamyślił się na chwilę. Wokalistka już od dłuższego czasu nie wyrażała żadnych negatywnych emocji, co do zespołu Davida, aż tu nagle miałoby się coś stać? Czyżby Bill…?
-Pokłóciła się z nim?- zapytał. Ochroniarz pokręcił przecząco głową
-Byli w sklepie i wybierali sukienkę dla Rose. Obserwowałem ich z ławki naprzeciwko wejścia. Potem Rosalie poszła do przebieralni a po jakimś czasie Bill wszedł za nią. Chwilę ich nie było, a potem Bill szybko wyszedł. Był czerwony na twarzy i zakrywał ręką usta.- Ochroniarz zamyślił się na chwilę.
-A Rose? Co zrobiła?- dopytywał się Riche.
-Wybiegła może dwie minuty później?- Kiwnął głową na potwierdzenie swoich słów- Nawet na mnie nie spojrzała, tylko od razu skierowała się do samochodu. Na szczęście był tam Saki, więc zostałem z Billem. Nie mam pojęcia, co się mogło stać…
Manager kiwnął porozumiewawczo głową, na co ochroniarz ze strapiona miną opuścił pomieszczenie. Riche’go zmartwiła ta wiadomość. Bill musiał zrobić coś naprawdę poważnego, skoro Rosalie tak gwałtownie zareagowała. Tylko, co? Co mogło sprawić, że jego podopieczna wybiegła ze sklepu ignorując całkowicie fakt, że jest na tyle sławna i fani mogli ją w każdej chwili dopaść? Nie mógł pozostawić tej sprawy bez rozwiązania. Musiał dowiedzieć się wszystkiego.
Z westchnieniem podniósł się z kanapy i rozciągnąwszy obolałe mięśnie wyszedł z pokoju. Wiedział, do kogo najlepiej się z tym udać i tam też pokierował swoje kroki.
Kiedy przed oczami ujrzał drzwi z odpowiednim numerem, już chciał złapać za klamkę, lecz podniesione głosy zza nich skutecznie go przed tym powstrzymały. Zmarszczył czoło i przysunął się bliżej. Nigdy nie był zwolennikiem podsłuchiwania, ale mając w zespole kogoś takiego jak Trey, zdążył się już nauczyć, że można dzięki temu dowiedzieć się bardzo ciekawych rzeczy. Nie mylił się.
W pokoju najwidoczniej ktoś się z kimś kłócił. Jeden z głosów na pewno należał do Billa, a drugi do… Toma? Riche zdziwił się. Myślał, że bliźniacy zawsze potrafią się dogadać. Nie sądził, że kiedykolwiek będzie świadkiem ich kłótni.
-… cholera, to nie tak miało być! Wszystko spieprzyłeś!- Coś z impetem uderzyło w ścianę i rozbiło się na kawałki. Tom był naprawdę wściekły.- Dlaczego na mnie nie patrzysz, kiedy do ciebie mówię, co?! Nagle zabrakło ci języka w gębie? Jeszcze godzinę temu doskonale wiedziałeś, co z nim zrobić!
-Co niby mam ci powiedzieć, co? Że żałuję? Że chciałbym, aby to nigdy się nie zdarzyło?
-Dokładnie tak!
-Nie mogę, jasne?
-Bo…?
-Bo nawet gdybym mógł, nie cofnąłbym tego!
Nagle w całym pokoju zapanowała cisza. Po chwili jednak ktoś opadł na kanapę i jęknął cicho.
-Przepraszam, Tom. Nie chciałem, żeby to tak wyszło, ale nie możesz zabraniać mi spotykać się, z kim chcę.- Cisza.- Tom…?
-Wiem…
-Więc, o co tak naprawdę chodzi?
Riche przełknął ślinę. Teraz nadszedł ten moment, w którym miał się dowiedzieć całej prawdy. I mimo, że były to prywatne sprawy bliźniaków, uznał, że powinien znać sytuację w zespole, więc nawet w najmniejszym stopniu nie czuł, że powinien w tamtym momencie odejść od drzwi. Wręcz przeciwnie- przycisnął ucho jeszcze ciaśniej do drewnianej powierzchni.
-Rosalie… ona…
-Riche!
Mężczyzna jak oparzony poderwał się na równe nogi. W przypływie paniki pogładził koszulę, którą miał na sobie i niezauważalnie wyjął z kieszeni kartę do swojego pokoju. Pomachał nią do zbliżającego się Davida.
-Upuściłem kartę.- Wytłumaczył bez zająknięcia.- Zawsze mi wypada z kieszeni tych spodni.
David zmarszczył czoło i przeniósł wzrok na drzwi do pokoju bliźniaków. Następnie skierował go z powrotem na swojego przyjaciela. Nie był głupi, wiedział co Riche tu robił, ale wolał pozostawić ten fakt dla siebie. Saki zdążył mu opowiedzieć o sytuacji w sklepie, więc chciał porozmawiać o tym z managerem Stumm. Zdawał sobie sprawę, że dla niego sytuacja w jego zespole jest najważniejsza.
-Daj spokój, Riche. Tak się niczego nie dowiesz.- Przyjaciel wyszczerzył na niego oczy. Skąd…?- Pracuję z Kaulitzami, nie zapominaj o tym.- David rzucił mu rozbawione spojrzenie- Chodź, musimy coś obgadać.
Riche kiwnął głową i podążył za współpracownikiem. W myślach przeklinał Davida za jego znakomite wyczucie czasu. Wystarczyła minuta i dowiedziałby się tego, co chciał! A tak pozostały mu jedynie domysły i łut szczęścia, że Emily coś się wymsknie…
***
Leżałam skulona na łóżku, a po moich policzkach ciekły słone kropelki. Dolna warga drżała przez delikatne wstrząsy, które co jakiś czas przeszywały moje ciało. Nie potrafiłam opanować szlochu. Jak tylko przekroczyłam próg pokoju, rzuciłam się na białą pościel i leżałam tak od dobrych parędziesięciu minut. Na ustach wciąż odczuwałam delikatny dotyk innych warg, co powodowało coraz nowsze napady płaczu. Nie chciałam ich czuć, nie chciałam pamiętać ich dotyku i smaku. Nie chciałam…
Ale nie mogłam.
Zastanawiałam się, dlaczego wszystko, co złe, spotyka zawsze właśnie mnie? Czym zawiniłam, że karze się mnie tak boleśnie? W mojej głowie kotłowały się nieskończone ilości myśli, które z siłą wbijały się w mój umysł, nie pozwalając racjonalnie myśleć. Obwiniałam siebie, Emily, Richego, Toma i… Jego. Ale to On stanowił w tym wszystkim główną rolę. To On odnowił we mnie dawne wspomnienia i to przez Niego moje serce cierpi teraz nieskończone katusze. Dlaczego, do cholery? Dlaczego mi to zrobiłeś?
Kiedy moim ciałem wstrząsnął wyjątkowo silny szloch, do pokoju ktoś zapukał. Nie miałam siły, aby odpowiedzieć, więc jedynie wpatrywałam się w budynek za oknem i czekałam. Byłam przekonana, że pewna blondwłosa osoba chce się dowiedzieć o całej sytuacji w sklepie. Ale ja nie chciałam o tym mówić. Nie chciałam czuć choćby we wspomnieniach tego cudownego uczucia, jakie mną zawładnęło, kiedy on mnie dotknął…
Pukanie powtórzyło się, lecz i tym razem je zignorowałam. Drzwi nie były zamknięte, więc gdyby tylko chciała, Emily mogłaby wejść do pokoju w każdej chwili. Chyba usłyszała moje myśli, bo po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk otwieranych drzwi. Po chwili cicho zostały zamknięte, ale kuzynka nie ruszała się z miejsca. Pewnie była w szoku widząc mnie w tym stanie. Jednak niedługo potem poczułam, jak materac ugina się pod ciężarem jej ciała. Ale chwila, ona nie ważyła aż tyle, żeby opadł tak nisko. Więc kto…?
Nie zdążyłam odwrócić głowy, kiedy czyjeś silne ramiona oplotły mnie w pasie. Zadrżałam, ale nie odsunęłam ich od siebie. Nie wtuliłam się też w nie, jedynie leżałam bez ruchu wstrzymując oddech. Czekałam, aż przybysz się odezwie. W międzyczasie przypomniałam sobie dotyk dłoni Billa na swoich biodrach i kolejna fala płaczu przeszłą przez moje ciało.
-Ciiii, nie płacz.- Usłyszałam tuż przy uchu. Rozluźniłam ciało. Już wiedziałam, kto aktualnie znajdował się za moimi plecami.- Tak, dobrze. Spokojnie Rose…
-Co ty tu robisz?- wyszeptałam bez sił.
Chłopak poruszył się niespokojnie. Poczułam, jak delikatnie gładzi mnie po brzuchu. Nie protestowałam. Nie, żebym chciała, aby tak robił, lecz nie przeszkadzało mi to.
Westchnął.
-Sam nie wiem. Po prostu poczułem, że powinienem do ciebie przyjść.
-Poczułeś?- zapytałam zdziwiona.
-No dobra- Jęknął cicho, kiedy położyłam dłoń na jego- pokłóciłem się z Billem. Przepraszam, że to tak wyszło.
-Nie musisz mnie przepraszać. Ty nic nie zrobiłeś.
-Cały czas tylko cię ranimy.- Zignorował moje słowa- Najpierw ja, teraz Bill. Ta cała chora gra w podchody jedynie nas pogrąża. Nie chciałem, żeby tak wyszło.
-Ale, o co ci chodzi, Tom? Jakie znowu podchody?- Odwróciłam głowę w jego stronę. Wpatrywał się w moje oczy z poważną miną. Przygryzł nerwowo wargę i westchnął ciężko, jakby zrezygnował z zamiaru powiedzenia czegoś.
-Chciałbym być twoim przyjacielem, Rosalie. Tak na poważnie.
Zaśmiałam się. Pierwszy raz od prawie trzech godzin.
-Mówisz to, jakbyś mi się oświadczał- Uśmiechnął się delikatnie i chuchnął mi na włosy, które opadły na moją twarz. W jednej chwili zobaczyłam błysk w jego oczach i nagle zostałam przygnieciona do materaca pod ciężarem jego ciała. Tom złapał moje nadgarstki i uniósł je nad moją głową. Przytrzymał je jedną ręką, a drugą zaczął łaskotać mnie po brzuchu. Zaczęłam się śmiać, wiercić i prosić, aby przestał, lecz on nie przestawał. Śmiał się razem ze mną, a ja kopałam go po nogach uważając, aby nie trafić w jego czuły punkt. Po chwili zaprzestał tortur i spojrzał się na mnie rozbawiony.
-To jak? Mogę zostać twoim przyjacielem, czy mam cię dalej łaskotać, aż się zgodzisz?
Zrobiłam zamyśloną minę i spojrzałam na niego ukradkiem. Parsknęłam śmiechem na widok jego miny i pokręciłam przecząco głową.
-Nie mogę mieć przyjaciela, który się nade mną znęca.- wyszczerzyłam zęby, ale po chwili tego pożałowałam. Tom znowu zaczął mnie łaskotać, a ja darłam się ze śmiechu, aż chyba słyszał mnie cały hotel.
-Dobra! Do-o-obra, wygrałeś! Możesz być moim przyjacielem!
Warkocz przerwał łaskotki i usiadł na piętach. Wpatrywał się we mnie rozbawionym wzrokiem. Powoli uspokajałam przyspieszony oddech, a serce wracało do normalnego toku bicia.
-Jesteś zdrowo walnięty, mówił ci to ktoś?- wysapałam
Tom wzruszył ramionami.
-Tylko kilka razy dziennie.
Parsknęłam śmiechem i uwolniłam nogi spod ciężaru jego ciała. Przyciągnęłam je do siebie i spojrzałam w okno. Zastanawiałam się nad jutrzejszym dniem. Wieczorem czekała nas impreza, a ja jeszcze w połowie nie miałam gotowego prezentu dla Emily. Jeżeli szybko czegoś nie wymyślę, to będzie katastrofa!
Spojrzałam na Toma, który wciąż się we mnie wpatrywał i nagle mnie olśniło.
-Tom!- Aż podskoczył, kiedy wykrzyczałam jego imię- Wydajecie w październiku nowy album, nie?
-No tak- potwierdził niepewnie- a czemu?
-I wiem, że w jednej piosence grasz na fortepianie.- mówiłam coraz bardziej podniecona swoim odkryciem. Tom wzruszył ramionami.
-W Zoom. David stwierdził, że na koncertach tak będzie najlepiej.- Skrzywił się nieznacznie.
Poczułam, jak serce zaczyna bić mi coraz szybciej. Brillamment!*
-A mógłbyś mi pomoc?
***
Czarnowłosy chłopak przechadzał się po dolnych piętrach hotelu. Chciał jakoś uspokoić emocje, które powróciły po próbie soundchecku na koncert w Kijowie. Zaśpiewał na odwal-się kilka piosenek i zwinął się zanim David zacząłby swój wywód o staranności i przykładaniu się do pracy. Teraz szedł ze spuszczoną głową i rękami w kieszeni kolejnym korytarzem. Przestał się orientować po dwudziestym szóstym skręcie. Szedł praktycznie na oślep, byle tylko iść.
Przed oczami wciąż miał wykrzywioną żalem twarz czarnowłosej. Nie mógł sobie wybaczyć, że dał się ponieść emocjom i doprowadził ją do takiego stanu. Wystarczyła sekunda, a całkowicie zapomniał o całym opanowaniu i pozwolił, aby cień instynktu nim zawładnął. Jeszcze później ta kłótnia z bliźniakiem…
Przygryzł nerwowo wargę. Nie chciał, aby to wszystko tak się potoczyło. Teraz Tom miał większe pole do popisu. Mógł zrobić o wiele więcej w związku, co do Rosalie, a on został daleko w tyle.
-Cholera…
Tak, użalaj się teraz nad sobą! Jedynie to ci pozostało. Pojechałeś po całej linii, chłopie, a teraz cierp konsekwencje.
-Świetnie, zaczynam mówić sam do siebie.- wymruczał niezadowolony i zerknął na zegarek na jego nadgarstku. Dochodziła osiemnasta, czyli zniknął już prawie na czterdzieści minut. Jego telefon wibrował średnio, co trzydzieści sekund, ale zirytowany wyłączył go już dawno temu. Chciał mieć chwilę prywatności i czasu do namyśleń.
Skręcił po raz kolejny w rozwidleniu korytarza i bez jakichkolwiek emocji szedł przez siebie, aż w połowie drogi przystanął zdziwiony. Czyżby miał zwidy słuchowe?
Pokręcił niedowierzając głową i podszedł do masywnych, dębowych drzwi. Dźwięk zza nich był niesamowicie niewyraźny, ale mógłby przysiąc, że słyszał głos bliźniaka. Ostrożnie pociągnął za klamkę i otworzył je, aby zobaczyć, czy jego przypuszczenia okazały się trafne. Przez małą szparę widział jedynie bok ściany małego studia do prób, jakie znajdowały się w każdym drogim hotelu. Przełykając ciężko ślinę, otworzył drzwi trochę szerzej i po cichu wemknął się do środka. Pomieszczenie było ciemne. Jedynie światło przechodzące przez ogromną szybę w ścianie naprzeciwko dawało jako-taki półmrok. Ostrożnie podszedł do kanapy niedaleko drzwi i usiadł na niej. Poza zasięgiem lampki, mógł spokojnie obserwować swojego brata i Rosalie, będąc pewnym, że jest dla nich niewidoczny…
***
-Tom, do cholery, to nie tak miało lecieć! Posłuchaj jeszcze raz: Hmhmhm hmhm hmhm hmhmhmhmh.- wymruczałam właściwą melodię i spojrzałam na niego z rękami założonymi na biodrach.
Warkocz oburzył się.
-No to sama spróbuj zagrać melodię, którą ja ci będę mruczeć, gwizdać, czy tam nawet rapować! To nie jest takie łatwe, jak ci się wydaje!- Uderzył palcami w klawisze.
Westchnęłam ciężko i opadłam na krzesło obok. Byłam już nieźle zmęczona ciągłym powtarzaniem tej samej piosenki. Tom w sumie wcale lepiej nie wyglądał, a w dodatku denerwował się, że co chwilę coś nie wychodzi. Przejechałam dłońmi po twarzy.
-Dobra, zacznijmy jeszcze raz. Tym razem ci nie przerwę, dobrze?
Tom skrzywił się, ale kiwnął głową. Naciągnął palce u rąk i ustawił je na odpowiednich klawiszach. Po chwili po pomieszczeniu rozległa się znana mi na pamięć melodia. Odczekałam do odpowiedniego momentu i zaczęłam śpiewać. Wkładałam w to całe swoje serce, aby tym razem wszystko poszło tak, jak powinno. Widziałam, jak Tom marszczy czoło i układa usta w tekst piosenki. Jego delikatne ruchy sprawiały, że po moim karku przechodziły dreszcze. Nie był wirtuozem pianina, ale i tak uważałam, że odwala kawał dobrej roboty. Zagrać odpowiednią melodię jedynie z mojego mruczenia, było chyba jego największym wyzwaniem.
Doszliśmy do ostatniego refrenu, kiedy poczułam, jak w mojej kieszeni coś wibruje. O nie, nie teraz!- pomyślałam i przez materiał spodni nacisnęłam byle jaki klawisz. Wibracje ustały, a ja, modląc się, aby połączenie zostało odrzucone, a nie odebrane, zaśpiewałam piosenkę do końca. Tom dograł jeszcze ostatni fragment utworu i z wielkim uśmiechem na ustach zwrócił się w moją stronę. Moją twarz rozjaśnił wspaniały uśmiech i w przypływie nagłego szczęścia ze skończonej pracy, rzuciłam się na szyję chłopaka przypadkowo siadając mu okrakiem na kolanach. Byłam tak podekscytowana, że nareszcie wyszła nam cała piosenka, że przyciskałam go do siebie prawie z całej siły.
-Ej ej ej, bo mnie udusisz!- wychrypiał uśmiechnięty Tom. Z cichym „przepraszam” puściłam go i zeszłam z niego. W zamian zaczęłam skakać po całym pomieszczeniu i machać rękami jak wariatka ciesząc się, że to nareszcie koniec. Czarnowłosy trzymał się za brzuch ze śmiechu, ale zignorowałam go. Byłam okrutnie szczęśliwa, że prezent dla Emily jest już gotowy.
***
-Cześć mamo!- Dopiero po godzinie zauważyłam, że połączenie na próbie było z Polski.
-Cześć córeczko!- Mama ze słyszalną radością w głosie odebrała telefon.- Wnioskując z twoich wcześniejszych pisków, miałaś niezłą próbę.
-Ech, słyszałaś?- Skrzywiłam się nieznacznie próbując nałożyć lakier na paznokcie u nóg.
-Ano słyszałam. Ten chłopak, co był tam z tobą jeszcze żyje, czy zadusiłaś go później?
Zaczerwieniłam się.
-Maamooo! On pomagał mi przygotować prezent dla Em.
-A właśnie! Emily ma jutro urodziny!
-Yhym. Szykujemy dla niej imprezę-niespodziankę.
-I ty wierzysz, że ona nic o niej jeszcze nie wie?
-No.. no nie wierzę.- westchnęłam kontynuując przerwaną czynność.- ALE Trey i Ronnie nic jej jeszcze nie powiedzieli. Tak mi się przynajmniej wydaje- mruknęłam do siebie drapiąc się po szyi.
-To są dwa urwisy, którym nie można ufać, co sama doskonale wiesz. A właśnie! Wiem, po co do ciebie dzwoniłam!
-Znowu fani stoją pod naszym domem? Przecież wiesz, co robić. Spuszczasz Astora i przywiązujesz do niego tego zakrwawionego manekina. To zawsze działa- wzruszyłam ramionami.
-Rosalie!- Zaśmiałam się i powiedziałam uspokajające „żartuję”.- Przyszedł do nas pocztą list do ciebie…
-Nie pierwszy i nie jedyny.- mruknęłam cicho sięgając po szklankę z wodą i upijając łyka.
-Dostałaś zaproszenie na zjazd absolwentów.
Nagle cała woda z mojej buzi wylądowała na śnieżnobiałej pościeli. Wytarłam usta rękawem bluzki zmieniłam pozycję na bardziej wygodną. Na wszelki wypadek odstawiłam szklankę na półkę.
-Ja, powtarzam JA dostałam zaproszenie na zjazd?!- powiedziałam z niedowierzaniem.
-No przecież nie ja.- zadrwiła mama.- Za dwa tygodnie w „Rodle” w Pile.
-No, ale przecież nikt mnie w klasie nie lubił! Więc jakim cudem…?
-Jak jest zjazd absolwentów, to nie ważne, czy ktoś kogoś lubił, czy nie. Zaprasza się każdego. Więc jak, przyjedziesz?
-Zobaczę, czy będzie wolny termin. Sama wiesz, że ostatnio jesteśmy strasznie zapracowani. Chyba, żebyś zadzwoniła do Richego, to wtedy… może.- Westchnęłam ciężko. Nie cierpiałam mojej byłej klasy, a wizja ponownego spotkania się z nią, wzbudzała we mnie same negatywne uczucia. Jedynie to, że miałabym wtedy odwiedzić rodzinny dom, jako-tako mnie pocieszała.
Porozmawiałam jeszcze trochę z mamą zanim stwierdziłam, że musze kończyć, bo ktoś się do mnie dobija. Kazałam jej pozdrowić rodzinkę, co obiecała spełnić i nacisnęłam na czerwoną słuchawkę.
-Proszę!
Do pomieszczenia wkradła się drobna osóbka z blond czupryną. Na jej widok uśmiech mimowolnie pojawił się na mojej twarzy. Emily przeszła przez pokój tanecznym krokiem i rzuciła się na łózko. Jednak równie szybko się z niego poderwała z obrzydzeniem patrząc na mokry ślad na pościeli. Wybuchłam śmiechem a zaraz za mną kuzynka, która położywszy zielony koc na plamie, walnęła się na niego.
-No to opowiadaj Riri.- Podparła głowę dłońmi intensywnie się we mnie wpatrując. Czekała na opowieść z drobnymi szczegółami.
-Ale co mam ci opowiedzieć?- Udałam, że nie wiem, o co jej chodzi. Zniecierpliwiła się.
-No z Billem! W sklepie!- Wydałam z siebie coś na pozór: „aaaaaa!”- Dobrze całuje?
Parsknęłam śmiechem i walnęłam ją przez głowę. Całe szczęście, że Tom dzisiaj do mnie przyszedł. Dzięki niemu nie odczuwałam już wcale, że cokolwiek zaszło w przebieralni.
-A niby, dlaczego mnie o to pytasz? Skąd ja mogę wiedzieć?
-Rosalie, daj spokój. Nie było was cały poranek, a jak przyjechaliście, nawet do mnie nie zajrzałaś. Coś się MUSIAŁO tam stać.
Czasami jestem pełna podziwu dla jej bystrości i umiejętności łączenia faktów. Chociaż czasami jest to dość krępujące i niewygodne. Ale skoro już się domyśliła, to nie ma sensu jej wkręcać i okłamywać.
-Dobra, wygrałaś. Pocałował mnie, jasne? Zadowolona?- Sięgnęłam po lakier, aby dokończyć malowanie paznokci. Nie uszło mojej uwadze, że Emily zaczęła klaskać w ręce i piszczeć jak szalona.- Daj spokój, to nic nie znaczyło…
-Może dla ciebie, ale dla niego to znaczyło barrrrdzo wiele.- Machnęła sugestywnie brwiami i zaśmiała się. Zignorowałam ją. Wiedziałam, że to się tak skończy, no wiedziałam! Em zawsze musi wszystko wyolbrzymiać i brać na poważnie.- A rozmawiałaś z nim po tym?
-Nie.
-Nie?
-Nie.- powtórzyłam zirytowana.
-Dlaczego nie?- drążyła temat.
-Bo nie.
-No Rosalie, no! Siostrze nie powiesz?- Zrobiła oczy a’la kot ze Shreka, co rozczuliło moje serce.
-Dobra, ale ostrzegam, że to będzie dłuuuga historia- zastrzegłam i zakręciłam lakier.
-Ok, jestem gotowa.- Emily zrobiła minę, jakby czekała, co najmniej na opowieść życia.
Wzięłam głęboki wdech.
-No więc,- Zrobiłam poważną minę.- uciekłam ze sklepu. Koniec opowieści.
Emily przez chwilę wpatrywała się we mnie jak w kosmitę, a po pierwszym szoku ryknęła śmiechem.
-Ty to zawsze wymyślisz!- wyjąkała między salwami śmiechu.- Chłopak… pfff… BILL KAULITZ cię całuje, a ty uciekasz! Nie no, tylko ty jesteś do tego zdolna!
Wzruszyłam ramionami. Dla mnie nie był kimś wyjątkowym. Co prawda miał zjawiskowo czekoladowe oczy, w których nie raz utonęłam, ale poza tym, był zwykłym chłopakiem.
-Znając ciebie, to potem przyczołgałaś się do pokoju i ryczałaś przez pół godziny. Mam rację?- Oburzyłam się.
-Wcale nie przez pół godziny!- Uniosła lewą brew i założyła ręce na piersi.- Przez czterdzieści minut.- Wytknęłam jej język. Blondynka pokręciła głową z irytacją.
-Ja się do ciebie, człowieku, nie przyznaję...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Przypominam o podawaniu numerów gg, abym mogła was na bieżąco informować! ;D