wtorek, 7 sierpnia 2012

Odszedłeś, ale proszę, wróć! cz.7


            Byłam wkurzona. Nie, to za mało powiedziane- byłam wściekła! Mój gniew można było poczuć nawet w powietrzu. Cała się trzęsłam, a z moich ust, co chwilę wypływały wymyślne przekleństwa w różnych językach. Co prawda, zawsze starałam się nie używać przy ludziach niecenzuralnych słów, ale teraz po prostu nie mogłam wytrzymać! Chodziłam w tę i z powrotem po sypialni w tourbusie już od dobrej pół godziny i jak na razie nikt nie odważył się do mnie przyjść, co było wyjątkowo dziwne, bo aby dostać się ze wspólnego pokoju do kuchni czy łazienki, trzeba było przejść przez tą sypialnie. Widocznie zbyt mocno bali się mojej reakcji. Z jednej strony byłam im za to wdzięczna, bo sama nie wiem, jak mogłabym zareagować. Jeszcze kilka minut wcześniej waliłam pięścią z całej siły w górne łóżko. Hałas był niesamowity, a do tego doszły moje przekleństwa i wrzaski, więc niejeden odważny by się zląkł.

            -Co za kretyn!- Kolejna salwa przekleństw wypłynęła z moich ust pod adresem warkocza. Tak, to właśnie on spowodował moją wściekłość. W tamtej chwili miałam ochotę go udusić, poćwiartować i wrzucić do rzeki, aby na koniec się jeszcze utopił! Grrr… Jak można być takim egoistą?!- Zadufany w sobie, cholerny pozer!- Moje wrzaski było słychać w całym autobusie, ale w tamtej chwili najmniej mnie to obchodziło. Musiałam jakoś odreagować. Kolejne uderzenie w łóżko.

            Nagle drzwi do pokoju się otworzyły. Z mordem w oczach spojrzałam na przybysza. Moje serce zabiło odrobinę szybciej na widok kuzynki. Była jedyną osobą, która była w stanie doprowadzić mnie do porządku. W jej oczach tkwiła wściekłość. Usta zacisnęła w cienką, poziomą kreskę tak mocno, że zrobiły się białe. Miała zaciśnięte pięści i zmarszczone czoło. Wiedziałam, że tylko sekundy dzielą ją od wybuchu. Tego mi było trzeba…

            -CO TY SOBIE, DO CHOLERY, WYOBRAŻASZ, CO?!- ryknęła na całe gardło, aż przez moje ciało przeszedł dreszcz. Tak, ona zawsze potrafiła przywrócić każdego na ziemię.- Pojebało cię do reszty, czy jak?! Po co się drzesz jak głupia i wyklinasz wszystko i wszystkich?! Nie jesteś tu sama, wiesz?! Doskonale słyszymy każde twoje słowo, więc albo się uspokoisz, albo porozmawiamy inaczej!!!

            Jeszcze tak wściekłej nigdy jej jeszcze nie wiedziałam. Musiała przytrzymać się framugi drwi, aby nie upaść, tak bardzo się trzęsła. Ktoś trzeci na pewno przeraziłby się nie na żarty jej wyrazu twarzy. Wyglądała naprawdę przerażająco. Byłam kompletną masochistką, że nie bałam się jej w tamtej chwili. No, ale ktoś musiał zachować jako-taki spokój, bo dwie wściekłe dziewczyny nigdy nie wróżą niczego dobrego. Postanowiłam się jej wygadać.

            -Jeżeli już skończyłaś, to proszę, abyś zamknęła drzwi i usiadła. Musimy pogadać.

            Emily nie była zadowolona z tonu mojego głosu. Piorunowała mnie spojrzeniem, ale po chwili poddała się i ciężko odetchnęła. Zrobiła to, o co ją poprosiłam i usiadła na moim łóżku. Ja zrobiłam to samo, tylko, że po przeciwnej stronie.

            Blondynka założyła ręce na piersi i wbiła we mnie swój wzrok.

            -Więc słucham…

***

            -… i wyszedł, rozumiesz to? Po prostu wstał, otworzył drzwi i wyszedł sobie, jak gdyby nigdy nic!

            Emily siedziała na moim łóżku i wpatrywała się w przestrzeń przed sobą. Miała zmarszczone czoło, co wskazywało na to, że gorączkowo nad czymś myśli. Po chwili, jednak zwróciła twarz w moją stronę.

            -Czegoś tu nie rozumiem.- Spojrzała na mnie po kilkuminutowej ciszy, która nawiasem mówiąc, zaczynała mnie coraz bardziej irytować.- Powiedział ci, dlaczego?- Prychnęłam

            -Stwierdził, że skoro ma mnie pod ręką, to nie będzie się wysilać i szukać innej. Po tym strzeliłam mu w pysk, a on wyszedł.

            -Mówił coś jeszcze?- Skinęłam głową.

            -Powiedział, że on zawsze dostaje, co chce i kilka innych niecenzuralnych słów, ale obejdzie się…

            Emily pokiwała głową z dezaprobatą i zakryła twarz dłońmi. Nie mogła w to uwierzyć i w sumie nie dziwiłam jej się. Ja też na początku nie mogłam pojąć, jak można być aż tak okrutnym i bezuczuciowym. Bardzo zawiodłam się na czarnowłosym. Wszystkie uczucia, którymi zdołałam go do tej pory obdarzyć- zniknęły. Po prostu wyparowały, a na ich miejsce wdarły się zupełnie inne; całkowicie z poprzednimi sprzeczne. Ból, niechęć, obrzydzenie, a nawet w pewnych momentach nienawiść. Pierwszy raz poczułam, jak to jest zostać tak naprawdę upokorzoną. Zrobiono ze mnie zwykłą szmatę; dziwkę na zawołanie. Pragnęłam zemścić się na Tomie. Sprawić, że poczułby się tak samo, jak ja. Jakby bliska osoba przywaliła mu z liścia. Tak się właśnie czułam…

            Myślałam, że jest zupełnie inny, niż jakim wykreowały go media. Poznałam go, jako wyluzowanego chłopaka z wiecznym poczuciem humoru, zdążyłam go polubić, a nawet namieszał mi w głowie. W obecnej chwili jednak nie czułam nic poza rozczarowaniem i rozżaleniem. W jednej chwili cała jego osoba została skreślona w moich oczach. Już nic dla mnie nie znaczył…

            -Co zamierzasz teraz zrobić?- Usłyszałam pytanie z ust blondynki. Wzruszyłam ramionami.

            -Nie mam pojęcia.- Westchnęłam.- Nic go nie usprawiedliwia, ale mimo wszystko zamierzam dokończyć trasę. Oczywiście przez to, co się stało, nie sądzę, abym w jakikolwiek sposób mogła od tej pory przychylnie mówić o chłopakach. Przestałam im ufać.

            -Ale to nie ich wina! To Tom…

            -Tomowi ufałam najbardziej!- Moim ciałem wstrząsnął dreszcz. Poczułam, jak w oczach pojawiają się słone krople. Zacisnęłam mocno powieki.- Sama dobrze wiesz, jak jest! Próbowałam z tym walczyć, ale nie mogę! To jest zbyt silne. Już nie wiem, co robić…

            Zakryłam twarz dłońmi i załkałam cicho. Teraz dopiero poczułam, co za emocje przez cały czas we mnie siedziały. Na moim policzku pojawiły się jedna po drugiej szkliste łzy. Po chwili poczułam, że ktoś siada obok mnie i obejmuje delikatnie. Przyjemny zapach perfum doszedł do moich nozdrzy. Trwałyśmy tak razem przez dłuższą chwilę, aż ostatnia kropla spłynęła po moim policzku, ginąc w kruczoczarnych włosach. Podniosłam głowę. Spojrzałam na Em i przytuliłam się do niej mocno. Potrzebowałam w tamtej chwili, choć odrobiny bliskości. Ciepło bijące od jej ciała sprawiał, że powoli się uspakajałam. Moje ręce już nie drżały, a oddech z każdą sekundą wracał do normy. Jedynie oczy zdradzały mój stan. Byłam załamana. Nie tyle samą sytuacją, co słowami wypowiedzianymi dobrą godzinę temu.

            -Trzymasz się?- Kiwnęłam potakująco głową.

            Nagle drzwi od naszego pokoju otworzyły się z hukiem. Jak na komendę obie spojrzałyśmy w tamtą stronę. Okazało się, że postanowił odwiedzić nas, nie kto inny, jak sam brat głównego sprawcy. Nie patrząc na żadną z nas, zamknął za sobą drzwi i zacisnął dłonie w pięści. Widziałam, że był cały czerwony na twarzy. Nie trudno było zgadnąć, że jest naprawdę wściekły. Cały czas stał do nas tyłem.

            -Wiecie, co ten idiota zrobił?!- Prawie, że wykrzyczał to zdanie. Jego ciałem nagle wstrząsnął nerwowy dreszcz. Nie było trudno zgadnąć, o kogo chodzi. Oparł się jedną ręką o ściankę koło drzwi i obrócił lekko głowę w naszą stronę. Jego oczy wyrażały taką wściekłość, jakiej jeszcze nigdy u nikogo nie widziałam.- Naćpał się, rozumiecie to?! Dostał od jakiegoś kolesia w Monachium prochy i „spróbował trochę”!

            Wyszczerzyłam na niego oczy z szoku. Nie docierały do mnie żadne jego słowa. To niemożliwe! Tom się naćpał?! Jak to możliwe?! Myślałam, że jest ostatnią osobą, która byłaby w stanie posunąć się do tego stopnia, aby wziąć narkotyki.

            -J.. jak to?- Te słowa nie wypłynęły z moich ust. Ja byłam zbytnio zszokowana, aby móc cokolwiek z siebie wydusić. Widocznie Emily nie miała z tym aż tak wielkiego problemu.

            Bill prychnął i stanął do nas przodem. Oparł się o ścianę i założył ręce na piersiach. Spojrzał na blondynkę z rozgoryczeniem. Już miał zamiar coś powiedzieć, ale się zawahał, kiedy dostrzegł moje spojrzenie. Wiedziałam, że moje oczy nadal były zaczerwienione i lekko podpuchnięte od płaczu. Widocznie ten widok nieco go skołował, bo stał z rozwartymi ustami.

            -Płakałaś?- Zdołał z siebie wydusić.

            Przygryzłam wargę i spuściłam głowę. Po chwili osunęłam się na łóżko. Złapałam za koc leżący za mną i zarzuciłam go na siebie. Niestety przez to, że Emily siedziała na jego krańcu, nie mogłam zakryć się nim w całości.

            -Nie- rzuciłam od niechcenia i zamknęłam oczy. Przez dłuższy czas nic nie słyszałam. Jakby wszyscy wyszli z pokoju. Jedynie nacisk na kocu zdradzał czyjąś obecność. Wiedziałam, że próbują porozumieć się na migi, nawet słyszałam ciche szepty. W końcu już trochę ciekawa rozwarłam delikatnie powieki.

            Bill stał tam, gdzie stał i akurat wpatrywał się w Emily ze zmarszczonym czołem. Minę miał przy tym tak zabawną, że nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem. Jak na komendę oboje na mnie spojrzeli. Niestety im nie było tak do śmiechu, jak mnie.

            -Co Tom ci zrobił?- Czarnowłosy powiedział to tak poważnie, że moje oczy na powrót zrobiły się mętne i smutne.

            -Ni… nic mi nie zrobił...

            Bill uklęknął przy moim łóżku i delikatnie położył dłoń na moim policzku. Kątem oka zobaczyłam, jak Emily odwraca głowę w drugą stronę. Chciała dać nam trochę prywatności. Tylko nie wiem, po co?

            Pod jego dotykiem na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Spojrzałam mu w oczy. Widziałam w nich troskę i smutek. Czekoladowe tęczówki tak nagle przesłoniła ciemna mgła, że wydawały się być jeszcze głębsze i jeszcze piękniejsze niż zazwyczaj. Gdyby nie ten żal, mogłabym z czystym sumieniem stwierdzić, że ich właściciel jest najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Przeszywał mnie wzrokiem tak mocno, że miałam wrażenie, jakby odczytywał każdą moją myśl.

            -To, dlatego tak krzyczałaś? Przez niego?- On tego nie powiedział. On to wyszeptał, czym doprowadził mnie do białej gorączki. Jego ciepły oddech owiał moją twarz. Napawałam się jego bliskością, jego obecnością tuż przy mnie. Dotykał mnie, spoglądał w moje oczy, był. To było takie wspaniałe uczucie, jakiego jeszcze nigdy w życiu nie doświadczyłam. Powoli, z każdą kolejną sekundą przekonywałam się, że Bill jest mi bliższy, niż przypuszczałam. To szybsze bicie serca za każdym razem, kiedy mnie dotykał, ten nagły wzrost temperatury i dreszcze na całym ciele. Ja tego nie chciałam, ale to było ponad moje siły. ON był ponad moje siły. Wpadałam w to nieznane uczucie coraz głębiej i coraz mocniej go pragnęłam. Jak narkotyk…

            -Rosalie…?- Nie niecierpliwił się. Był wyjątkowo spokojny i opanowany. Nie poganiał mnie, jedynie próbował zachęcić do powiedzenia prawdy. W końcu dotyczyła jego brata, więc to naturalne, że chciał wiedzieć, co zrobił i powiedział jego bliźniak.

            Zawahałam się.

            -On…- przymknęłam na chwilę oczy, a kiedy je otworzyłam, przed sobą zobaczyłam twarz Toma. Wykrzywioną z wściekłości z zaciśniętymi ustami. Jego oczy wyrażały czystą nienawiść i pogardę. Przeraziłam się. Momentalnie zerwałam się z łóżka i stanęłam w przeciwnym końcu pokoju.- Nie zbliżaj się do mnie!

            Wystawiłam przed siebie ręce w geście obrony, ale nie miałam już przed kim. Warkocz zniknął, a w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą go widziałam, stał Bill. Był wystraszony, a jego oczy były wielkości pięciu euro. Spojrzałam na Emily. Ona również nie wiedziała, co się stało. Wpatrywała się we mnie, jakbym była chora psychicznie. Mój mózg dopiero przetwarzał wszystko, co zobaczył, więc nadal, z nieukrywanym strachem pozostawałam w jednej pozie. Dopiero, gdy Czarnowłosy ostrożnie, jakby się bał mojej reakcji zrobił krok w przód, cały obraz rozmazał mi się przed oczami. Znowu! Znowu te przeklęte łzy!- Przeklinałam siebie w duchu. Nie chciałam płakać, to było upokarzające i ukazywało moją słabość, którą zawsze starałam się ukryć. Jednak tym razem to było nieuniknione. Zbyt wiele czynników z zewnątrz wpłynęło na moją i tak już nadszarpniętą psychikę. Nie wytrzymałam. Przed oczami zobaczyłam ciemność…

***

“Boy, the game just started,
But I have no affect it.
Lovely words

Words...

Words...
Would you kill to save life?”



            -… przepraszam…- Któryś raz z rzędu usłyszałam czyjś głos tuż przy uchu. Nie miałam pojęcia, kim była ów osoba, ale jakoś z każdym jej słowem, robiło mi się cieplej na sercu. Wsłuchiwałam się w niego, podążałam za jego dźwiękiem i łakomie wychwytywałam kolejne tony. Czułam, że mogę mu ufać, choć jakaś cząstka mnie mówiła, że nie powinnam go słuchać. Tylko dlaczego…?

            Nagle poczułam, jakby moja dłoń płonęła żywym ogniem. Niewyobrażalny ból przejął moją rękę, ale nie kierował się wyżej; pozostawał cały czas w jednym miejscu, na zewnętrznej stronie dłoni. Nie byłam w stanie otworzyć oczu, ani poruszyć żadną kończyną; jakbym byłam sparaliżowana. Nawet nie mogłam wyrazić w żaden sposób, jak bardzo płonące miejsce boli. Czy nikt nie widział, że się palę? W końcu pożaru raczej nie idzie przeoczyć, tym bardziej, że ma się go tuż pod samym nosem…

            -Ona cię nie słyszy.- Odezwał się inny głos. Był niewyraźny, jakby jego właściciel stał w jakimś odległym miejscu. Ból na dłoni nasilił się.

            -Nie obchodzi mnie to.- I znowu ta sama osoba. Kim ona jest? Na pewno jest to mężczyzna, tylko czy go znam? I za co mnie przepraszał?

            -Rozumiem. Będziesz tu siedzieć, aż się obudzi?

            -Chcę jej wszystko wytłumaczyć. To moja wina, że tu leży. Ja… nie potrafię tego wytłumaczyć, ale ona… ach, zresztą… nieważne.

            Poczułam, że ogień powoli słabł. Z każdą sekundą tracił na sile i znikał w głąb skóry. Tylko paraliż cały czas trzymał mnie w jednej pozycji. Po chwili jednak moja głowa zaczęła się robić strasznie ciężka. Zdążyłam jeszcze tylko usłyszeć zniekształcone słowa chłopaka, których niestety nie zrozumiałam, zanim mój umysł spowił mrok…

***

Czy to tak trudno ofiarować komuś swoje serce? Dla mnie tak, dlatego dostępu do niego strzeże siedmiogłowa Chimera, która pożera kłamców i zabija oszustów…



            Pod powiekami poczułam rażące światło. Nie mogąc dłużej znieść tego dyskomfortu, niechętnie je rozwarłam i leniwie przesunęłam wzrokiem po pomieszczeniu. Na początku nie bardzo wiedziałam, gdzie się znajduję, lecz po dogłębnej analizie, stwierdziłam, że jest to mój pokój w tourbusie. Z okropnie bolącą głową, przymknęłam z powrotem powieki i westchnęłam głęboko. Pamiętałam wszystko sprzed dnia (?), lecz nie miałam pojęcia, jak długo tu już leżałam. Godzinę, dwie, a może pół doby? Co się w międzyczasie wydarzyło? Czy Tom…? Skrzywiłam się. Na wspomnienie jego imienia, po moich plecach przeszły dreszcze. Wydarzenia sprzed rozmowy z Billem i Emily wyryły się w mojej pamięci tak dokładnie, że mogłabym zacytować każde słowo przez sen. Bolesne wyrazy cierpienia dla duszy nieczystej. Tak, nie byłam aniołkiem, ale czy naprawdę zasługiwałam na aż takie poniżenie? Czym zawiniłam, że osoba, którą chciałam obdarzyć uczuciem, zadrwiła ze mnie? Wyśmiała wszystko, co uważałam za prawdziwe i zmieniła mój cały tok myślenia. Jeżeli wcześniej moje myśli krążyły wokół osoby Czarnowłosego, to teraz zupełnie oszalałam.

            Chciałam podnieść lewą rękę, ale kiedy tylko nią poruszyłam, momentalnie zastygłam w bezruchu. Poczułam na niej coś ciepłego, coś miękkiego, a jednocześnie lekko szorstkiego. Przełknęłam ślinę. Jeżeli to jest to, o czym myślę, to nie wiem, czy kiedykolwiek poczuję się lepiej. Odważyłam się otworzyć oczy. Bardzo wolno przesuwałam twarz ku osobie przy łóżku. Kiedy tylko moje oczy dosięgły jego przymkniętych powiek, moje serce stanęło. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Był taki piękny, że w jednej chwili zapomniałam całkowicie o wszystkim innym. Widziałam tylko jego, tylko tą twarz i tą słodką minę. Spał. Równomierny oddech spływał na koc, którym byłam okryta, a męska dłoń kurczowo trzymała się mojej. Mimowolnie moje usta wykrzywiły się w delikatny uśmiech. Nienawidziłam go, ale coś nie pozwalało mi oddalić się od niego. Tylko, co on tu robił?

            Jak na zawołanie, drzwi pokoju się otworzyły. Automatycznie mój wzrok powędrował w ich kierunku. Odetchnęłam z ulgą, kiedy do środka wdarła się blond grzywa. Kiedy zamknęła za dobą drzwi, jej spojrzenie padło prosto na mnie. Uśmiechnęłam się do niej, co od razu odwzajemniła. Podeszła po cichu do mojego łóżka tak, aby nie zbudzić Toma. Usiadła na brzegu tuż przy moich stopach i podparła się z obu stron rękoma.

            -Jak się czujesz?- Mimo dobrego humoru można było dosłyszeć się w jej głosie troskę.

            -Dobrze, tylko jestem trochę zdezorientowana.

            -To przez to, że leżałaś tu prawie cały dzień.-Wyszczerzyłam na nią oczy.

            -Cały dzień…?!

            -Ciiii!!!- Syknęła na mnie i zerknęła z ukosa na śpiącego chłopaka. No tak, zapomniałam, że nie jesteśmy tu same. A jeżeli on nie śpi, tylko udaje, aby słyszeć naszą rozmowę?

            -Wiesz co?- Emily spojrzała na mnie, jakby nic nie zrozumiała. W końcu zaczęłam mówić po polsku, a nie często prowadzimy rozmowy w tym języku, więc to zrozumiałe, że się zdziwiła. Kontynuowałam.- Wolę nie ryzykować, że on jednak nie śpi. Nikt tutaj nie zna polskiego, więc spokojnie możemy rozmawiać. W sumie pomyślałam o tym dopiero teraz… od początku mogłyśmy tak robić.

            Emily zaśmiała się cicho i odgarnęła niesforny kosmyk włosów z twarzy. Mlasnęła i spojrzała na Toma z podziwem?

            -Wiesz, że siedzi tu od kilkunastu godzin?

            Nie odpowiedziałam. Nawet nie zdziwiła mnie tym faktem. Spojrzałam tylko na niego i delikatnie wyciągnęłam swoją dłoń spod jego. Mruknął coś przez sen, ale się nie obudził. Ostrożnie ułożyłam rękę na jego. Była zimna. Musiał zasnąć już dawno temu, skoro zdążył się wychłodzić.

            -Co się stało po… no wiesz…

            Em popatrzyła jeszcze chwilę na Toma, po czym odchyliła głowę do tyłu i westchnęła. Przymknęła oczy i założyła ręce jedną na drugiej. Przez dłuższy czas nie dopowiadała, jakby próbując przypomnieć sobie wszystkie wydarzenia.

            -Bill się wściekł. Nie wiedzieliśmy, co się stało, tak nagle upadłaś. W ostatniej chwili zdążył cię złapać i razem ułożyliśmy cię na łóżku. Stwierdził, że zemdlałaś, po czym jak burza wypadł w pokoju do kuchni. Wtedy weszli Gustav i Georg. Byli zszokowani, ale o nic nie pytali, tylko poszli za nim. Kiedy upewniłam się, że z tobą wszystko w porządku i mogę cię spokojnie zostawić, też wyszłam. Wtedy to się dopiero zaczęło!

            -Aż boję się zapytać…

            -No i masz rację! W życiu nie widziałam tak wściekłej osoby, jak wtedy był Bill! Tom siedział na kanapie, chłopaki go pilnowali, a Bill świrował. Krzyczał, groził, chodził po całej kuchni i rzucał czym popadnie. Musiałam go uspokajać, bo jeszcze komuś zrobiłby krzywdę.

            Przerwała na chwilę, aby zobaczyć moją reakcję. Nie kryłam, że to, co powiedziała wywarło na mnie przeróżne odczucia. Od złości przez pewien rodzaj satysfakcji, aż do żalu i smutku. Było mi naprawdę przykro, że praktycznie przeze mnie między wszystkimi jest dość napięta atmosfera. Wszyscy się o mnie martwią, próbują pomóc, a ja się odwdzięczam jeszcze większymi problemami. Co jest ze mną nie tak? Może powinnam zacząć więcej się udzielać, rozmawiać i częściej wychodzić z pokoju? Może te całe podchody z bliźniakami do niczego nie prowadzą? W końcu doskonale zdaję sobie sprawę, że uczucie, którym ich obu obdarzyłam, nie zniknie tak szybko jakbym chciała. W najgorszym wypadku musiałabym się pogodzić z myślą, że moje serce znalazło już swojego właściciela, choć jego niekoniecznie. Tylko, jak by to było? Związałabym się z Billem lub Tomem i co dalej? Żylibyśmy długo i szczęśliwie? Takie rzeczy zdarzają się tylko w bajkach…

            -A co z… Tomem?

            -On nic nie mówił. Praktycznie przez bite trzy godziny siedział na ławce i gapił się w okno. Bill darł się na niego, wyzywał od przeróżnych, ale nie zacytuję ci, bo sama nie wiedziałam, że istnieją takie określenia. Kiedy skończył, zaprowadziliśmy Toma do pokoju i położyliśmy na łóżku. Zasnął po dosłownie minucie. Bill cały czas siedział przy tobie pilnował, aby Tom się nie obudził i nie zrobił ci czegoś. Mówiłam mu, że narkotyki, które on wziął działają nie dłużej niż 3-4 godziny, ale wolał nie ryzykować.

            -A czy Tom… czy on później… no, bo jak się obudziłam, to już tu leżał.- Wskazałam głową na chłopaka i ścisnęłam troszkę mocniej jego rękę.

            -Obudził się po jakiejś godzinie i pierwsze, co zrobił, to uklęknął przy twoim łóżku i zaczął przepraszać. Bill na początku myślał, że jest jeszcze na haju i próbował go od ciebie odepchnąć, ale nie dał rady. Tom ma tyle siły, że jak się uprze, to koniec.

            -On zaczął mnie przepraszać?- Emily pokiwała twierdząco głową. Czyli ten sen jednak był prawdziwy? To nie była tylko moja wyobraźnia? On naprawdę chciał, abym mu wybaczyła i czuwał nade mną kilkanaście godzin. Chciał być przy mnie, kiedy się obudzę, wyjaśnić mi wszystko i… przeprosić…

            - Bill mu tłumaczył, że ty tego nie słyszysz, ale w ogóle nie reagował. Klęczał przy tobie i cały czas mówił, jak mu przykro, że żałuje i nie ma pojęcia, jak mógłby ci to wszystko wynagrodzić. Prosił, abyś się w końcu obudziła, bo nie mógłby żyć z myślą, że zranił osobę, na której mu zależy…

            Pokiwałam przecząco głową jednocześnie prosząc, aby przestała mówić. To było zbyt trudne dla mnie. Nie chciałam dłużej słuchać, jak Tom bardzo żałował swoich czynów. Być może nawet nie pamiętał, co mówił, ale skoro od razu po obudzeniu się wiedział, że zrobił coś złego, może nawet zdawał sobie częściowo sprawę, co takiego mi powiedział. Nie chciałam wiedzieć, jak bardzo cierpiał patrząc na moje bezwładne ciało. Jeżeli on naprawdę coś do mnie czuje, to nie wyobrażam sobie jego myśli w tamtym momencie. Widzieć osobę, którą w pewien sposób darzy się innym uczuciem niż resztę i nie móc nic zrobić, tylko czekać. Jeszcze to poczucie, że cała wina leży po jego stronie, bo gdyby nie narkotyki, pewnie nigdy nie doszłoby do takiej sytuacji.

            -Riche wie?- wyszeptałam, bo zauważyłam, że Tom poruszył się niespokojnie.

            Emily pokręciła przecząco głową. Odetchnęłam z ulgą. Bardzo nie chciałabym, aby to, co się tu wydarzyło doszło do innych. Nawet do Ronniego i Treya. To nie była zbyt komfortowa sytuacja biorąc pod uwagę dredziarza i mnie samą i na pewno nie obeszłoby się bez szlabanu oraz dwudniowego wykładu od managerów.

            -Powiedzieliśmy im, że się źle czujesz i nie byłoby dobrym wyjściem, abyś opuszczała na razie tourbusa. Musieliśmy trochę pokręcić, żeby nikt tu nie wszedł, ale udało się. Masz szczęście, że najbliższy koncert mamy dopiero jutro…

            Pokiwałam twierdząco głową i uciszyłam blondynkę ręką. Wskazałam na czarnowłosego, który zmarszczył nos i powoli zaczął się budzić. Wiercił się przez chwilę niespokojnie, aż w końcu uniósł powieki i spojrzał na mnie zdezorientowanym wzrokiem. Kilka sekund zajęło mu przyzwyczajenie oczu do dziennego światła, ale kiedy tylko się rozbudził, przymknął powieki i spuścił głowę wbijając spojrzenie w moją dłoń spoczywającą na jego. Gdy to dostrzegłam, próbowałam ją szybko zabrać, ale skutecznie mi to uniemożliwił. Sam położył drugą rękę na mojej i delikatnie ścisnął. Podniósł je nieznacznie w górę i przyłożył do swojego czoła. Trwaliśmy tak chwilę, podczas której z pokoju momentalnie ulotniła się blondynka.

            Tom spojrzał mi w oczy po jakimś czasie.

            -Tak bardzo cię przepraszam…- Jego głos był zachrypnięty. Przez to, że cicho mówił, ledwo go słyszałam, ale mimo wszystko zrozumiałam doskonale. W tym jednym zdaniu ukrył tak wiele emocji. Żal, smutek, skruchę i wiele innych, których nie w sposób wymienić. Widziałam w jego czekoladowych oczach więcej, niż zapewne chciał mi pokazać. Odzwierciedlały w tamtej chwili jego samego. Cały nastrój i emocje, które były tak przeraźliwie prawdziwe, że aż niemożliwe, jak jeden człowiek może pomieścić w sobie tyle żalu.

            Podniosłam dłoń i ostrożnie dotknęłam nią jego policzka.

            -Wybaczyłam ci już, kiedy spałeś. Teraz o tym nie myśl.-wyszeptałam, a mój ciepły oddech owiał jego twarz. Przymknął powieki i przełknął ślinę. Widziałam, jak jego grdyka unosi się i opada. Po chwili jednak na jego usta wpłynął najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałam. Był tak niesamowity, że aż zaparło mi dech w piersiach.

            Po chwili jednak spojrzał mi w oczy.

            -Dziękuję…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Przypominam o podawaniu numerów gg, abym mogła was na bieżąco informować! ;D